Łańcuch problemów nie maleje
W ubiegły piątek, 9 stycznia br. Andrius Kubilius jako pierwszy premier spotkał się przed roboczą wizytą w Polsce z przedstawicielami społeczności polskiej na Litwie. W jej gronie znaleźli się posłowie na Sejm z ramienia AWPL, a zarazem przewodniczący AWPL Waldemar Tomaszewski, prezes ZPL Michał Mackiewicz, prezes Trockiego Oddziału Rejonowego ZPL Jarosław Narkiewicz, prezes „Macierzy Szkolnej” Józef Kwiatkowski, sygnatariusz Aktu Niepodległości Litwy, mecenas Czesław Okińczyc, dziekan wydziału Informatyczno-Ekonomicznego wileńskiej filii UwB Jarosław Wołkonowski i in. Oprócz premiera w spotkaniu wśród innych osób brał udział minister oświaty i nauki Gintaras Steponavičius oraz naczelnik powiatu wileńskiego Jonas Vasiliauskas. Przed wizytą w Polsce, w czasie której jest zaplanowane spotkanie premiera A. Kubiliusa z premierem RP Donaldem Tuskiem, przedstawicielami Sejmu i Senatu oraz prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, premier zechciał usłyszeć od przedstawicieli społeczności polskiej w zasadzie opinie na trzy kwestie: w sprawach oświatowych, zwrocie ziemi oraz pisowni nazwisk, który to temat już budzi u większości Polaków Wileńszczyzny reakcje alergiczne. Doskonale pamiętamy, jak to patriarcha – Brazauskas już-już miał te nazwiska nam w normalnym, polskim brzmieniu zafundować. I chociaż już minęło parę kadencji prezydenckich i zmieniło się kilku premierów, temat nazwisk jest wciąż na pięć minut przed podpisaniem. Wygląda, że stawiany jest obecnie przez władze litewskie na pierwszym miejscu. My, o ile jeszcze wierzymy, że Sejm Litwy przyjmie dla nas korzystną ustawę i wreszcie będziemy mogli mieć nie wykoślawione nazwiska, to już nie potrafimy z siebie wykrzesać entuzjazmu w tym temacie. Bo jest wielkie prawdopodobieństwo, że urzędnicy coś znowu sknocą, jakichś liter zabraknie i cała ta wrzawa, i sukces będą zdatne psu na budę.
Reforma rolna, która miała ziemię zwrócić właścicielom i naprawić dziejowe krzywdy, tak wszystko poplątała poprzez dziesiątki ustaw, setki poprawek i - szczyt litewskiej pomysłowości – uczynienia z ziemi majątku ruchomego, że już chyba nikt w tym się nie połapie. I zanim ostatni z możnych tego świata, swego kawałka ziemi nie zaniesie tam, gdzie chce, reformy w dwóch najbardziej newralgicznych punktach Litwy Kownie i Wilnie oraz na przyległych terenach końca nie ujrzymy. A jako że ziemi w tych miastach i na terenach podmiejskich brak, więc nie będzie dane Litwie dziejowej niesprawiedliwości naprawić. W takiej sytuacji obecny rząd podjął się misji zlikwidowania powiatów, które w rejonach wyłącznie ziemią rozporządzały i oddać „resztki” reformy w ręce samorządów. Wypada się cieszyć, a trudno. Rozgoryczeni prawie dwudziestoletnim „procesem zwrotu ziemi” ludzie całą swą beznadziejną rozpacz skierują na urzędników samorządów, którym tylko ochłapy z pańskiego stołu przyjdzie się dzielić. Przedstawiciele społeczności polskiej w tym temacie w zasadzie mieli jedną prośbę: nie hamować zwrotu ziemi, który zaistniał w wyniku zmian ekipy rządzącej i powiatowych administracji. Zmiana naczelnika powiatu wileńskiego musiałaby cieszyć, nie stoi za nim, zdaniem sekretarza Zarządu ZPL Edwarda Trusewicza, grupa osób mających swój interes w sprawach podziału ziemi. Jednak nowy naczelnik dobrze jest znany w rejonie wileńskim ze swych, delikatnie mówiąc, niezbyt przychylnych stosunków wobec polskiej mniejszości. O ile wystarczy woli politycznej dla rządzących partii i powiaty zostaną zlikwidowane do roku 2010, to może jakieś resztki ojcowizny miejscowi ludzie, co mieli nieszczęście mieć własne grunta na atrakcyjnych połaciach, jeszcze odzyskają w postaci błot, nieużytków, czy byłych poligonów wojskowych.
Jak zaznaczył prezes „Macierzy Szkolnej” Józef Kwiatkowski, dla nas najważniejsza jest oświata, bo tu możemy dużo odzyskać. Rząd nie musi w tej kwestii ani dobrami z Polakami się dzielić, ani kosztów nadzwyczajnych ponosić. Ale… w razie pójścia na ustępstwa w najważniejszych dla nas kwestiach oświatowych, nie zostanie wykonana, jeszcze na zaraniu niepodległości sprytnie wymyślona koncepcja odrodzenia i rozwoju Litwy Wschodniej, czytaj: odrodzenia w litewskości. Jak podkreślił prezes, jako punkt zasadniczy stawiamy kwestię wprowadzenia obowiązkowego egzaminu z języka polskiego na maturze. Praktycznie na całym świecie język ojczysty obowiązuje na maturze. Akcentując tę kwestię omal nie przegapiliśmy (bracia-Litwini ciągle nam stawiają pułapki) tego, że już w roku 2010 na małej maturze zostały wpisane tylko dwa(!) egzaminy: z matematyki i języka litewskiego. W ten sposób język polski traci już swój status w podstawówce. Nie możemy się z tym zgodzić.
Faktyczną próbą likwidacji szkolnictwa w języku polskim w miejscowościach wiejskich stała się uchwała rządowa z 12 marca 2008 roku pod nr 257, która odebrała prawo samorządom do swobodnego przesuwania pieniędzy koszyczka ucznia z jednej szkoły do drugiej. Oczywiście, nie jest to dobry sposób, ale… Jeżeli w wyniku tej uchwały zostanie zamknięta ponad połowa szkół w rejonie wileńskim, to jak mamy postępować? Prezes „Macierzy Szkolnej” zwrócił się do ministra oświaty i nauki z propozycją, by tam, gdzie nauczanie prowadzi się w 2-3 językach odpowiednio zmniejszać wymagania, co do koniecznej liczby uczniów w klasie i pozwolić swobodnie przesuwać środki koszyczka. Minister był innego zdania, tłumacząc, że dzieciom o wiele lepiej będzie jeżeli maleńkie szkółki w ich wsiach zostaną pozamykane, a one pójdą do dużych szkół. Pójdą, pojadą? Jak i czym. Przed paru dniami widzieliśmy, co z ulicami miasta może zrobić padający przez kilkanaście godzin śnieg. A kto na wsi drogi do szkoły wyczyści, czym dowiezie dzieci. Wygląda, że polityka państwa jest skierowana wyłącznie na tępe oszczędzanie. Podstawowa masa wiejskich dzieci ma zostać bez odpowiedniego wykształcenia, a jednostki się przebiją, nawet przez śnieg (przecież Łomonosow doszedł do uniwersytetu z rosyjskiej północy). Ale taka polityka może doprowadzić do całkowitej degradacji wsi. Wygląda jednak na to, że rząd w osobie ministra nie pozycji wsi i polskich dzieci będzie bronił.
Kolejną sprawą ważną dla nas w oświacie jest ciągła próba wprowadzenia ujednoliconego egzaminu z języka litewskiego dla litewskich i polskich szkół (wszystkich mniejszości narodowych) w roku szkolnym 2012-13. Mówi się o tym od 2000 roku i nic się w tym temacie nie robi: nadal nie ma nowych programów, podręczników, a liczba godzin w klasach I-X jest o 29 godzin mniejsza niż w litewskich. My ze swej strony całkowicie odrzucamy pomysł ujednolicenia egzaminu na maturze, bo uważamy, że nie może być znaku równości między nie ojczystym i ojczystym językiem. W tej kwestii pan minister również bronił „interesów uczniów szkół polskich”, którzy wraz z wprowadzeniem tego założenia, poczują się, według niego, równi, dowartościowani, będą mieli ułatwiony start. A nam się wydaje, że po prostu nasi uczniowie zdadzą o wiele słabiej maturę i zmniejszą się ich szanse na dostanie się na studia.
Widzimy też zagrożenie w nowelizacji Ustawy o oświacie, gdzie się mówi o wprowadzeniu wykładania w szkole podstawowej dwóch, a w średniej – 3 przedmiotów w języku litewskim. Na zasygnalizowany problem minister nie miał komentarzy. Wydaje się, że uda przekonać ministra i rząd co do tego, by szkoły znajdujące się na obrzeżach miasta lub w oddalonych dzielnicach, były kompletowane według kryteriów stosowanych wobec wiejskich szkół. Sam minister w swym okręgu wyborczym, w Ludwinowie, poparł właśnie takie kompletowanie klas. Dotyczyłoby to szkół w Nowej Wilejce, Grzegorzewie, Wace Trockiej, Jerozolimce, Solenikach, Zaścianku, Ludwinowie.
Jakie sprawy po wizycie premiera w Polsce ruszą z kopyta, a jakie przysporzą nam poważnych kłopotów, już wkrótce zobaczymy. A może znów będziemy się bawili w obiecanki-cacanki? Przecież już nie raz premierzy Polski i Litwy się spotykali, zresztą prezydenci też i marszałkowie Sejmu również. Premier Kubilius na wstępie zaznaczył, że problemy podnoszone przez Polaków (nas) zna jak modlitewnik. Cóż, raczej nie czytamy przez kilkanaście lat jednej książki, ale z jednego modlitewnika korzystamy przez całe życie, a czasami i kilka pokoleń z jednego się modli. Więc pozostaje nadzieja – matka… Między innymi, na spotkaniu żadna ze stron nie poruszyła tematu Karty Polaka. Co to - zmowa milczenia, czy temat znalazł się w ślepym zaułku, więc najlepiej jest o nim zapomnieć?