Przed 10 laty, w ostatnim dniu 1998 roku, odszedł po nagrodę do Pana proboszcz parafii w Duksztach Pijarskich ksiądz Jan Charukiewicz, który od roku 1961, w ciągu 37 lat pełnił tu posługę kapłańską. Jego parafianie oraz obecny proboszcz, ks. lic. Henryk Naumowicz, nie zapomnieli tej daty. 27 grudnia w kościele pw. św. Anny w Duksztach została odprawiona Msza św. w intencji zmarłego Kapłana, którą celebrował JE bp Juozas Tunaitis. Oznaka wdzięczności nie była jedynie symbolicznym gestem, gdyż zawierała z serc płynące uznanie wiernych tej miejscowości za 37 lat pracy duszpasterskiej księdza. Posługi, sprawowanej w jakże niełatwych czasach dla wyznawania wiary. Warto przypomnieć jego świetlaną postać.

Pamięć o Kapłanie z historią obrazu w tle

W drodze ku powołaniu

Ksiądz Jan Charukiewicz urodził się 23 lipca 1923 r. w Starych Trokach. Wcześnie stracił ojca, toteż wychowaniem jego i trzech sióstr zajmował się dziadek, emerytowany kolejarz. Na wyborze powołania duchownego zaważył wpływ wspaniałych duszpasterzy z lat dzieciństwa i wczesnej młodości: ks. Henryka Hlebowicza oraz ks. prefekta Piotra Wasiczonka, o których ks. Jan zachował wdzięczną pamięć.

Pobierając dalsze nauki w gimnazjum im. Piotra Skargi w Wilnie młodzieniec przygotowywał się do seminarium duchownego, lecz wojna, lata sowieckiej i niemieckiej okupacji nie pozwoliły skończyć naukę. W 1944 r. powołano go do wojska, od którego uratowało zaświadczenie ówczesnego rektora seminarium duchownego ks. Jana Uszyłły o tym, że jest klerykiem. Dopiero w 1948 r., po zdaniu matury, Jan Charukiewicz wstąpił do duchownego seminarium w Kownie. Święcenia kapłańskie otrzymał 21 września 1952 roku.

Krótko pracował w parafiach jaszuńskiej i sużańskiej, nim został mianowany do parafii Puszki na pograniczu litewsko-białoruskim, miejscowości między miasteczkiem Widze a Święcianami. Służył w niej Bogu i ludziom przez 6 lat poświęcając się także odnowieniu świątyni i wyposażeniu jej w niezbędne przedmioty kultu. 8 kwietnia 1959 r. przez władze kościelne został przeniesiony do Bujwidz, gdzie ze strony miejscowych władz doznał niemałych przykrości, m. in. za potajemne udzielanie ślubów. Napastliwa korespondencja w prasie wywołała odpowiednią reakcję ze strony władz: z parafii bujwidzkiej księdza wkrótce usunięto.

Trwanie i wytrwanie na posterunku

18 września 1961 roku ks. Jan został przydzielony do Dukszt, gdzie i pozostawał do końca życia. Lata 60. – to okres wzmożonej walki z wiarą i Kościołem. Dukszty niewiele różniły się w tym od Bujwidz. Również tu ówczesny sekretarz partyjny, niejaki Sobolewski, nękał księdza wywołując na częste rozmowy i grożąc odebraniem „sprawki” – pozwolenia na pełnienie posługi kapłańskiej. Parafia, po latach rozkwitu w międzywojniu, znacznie podupadła: nie było służby kościelnej, większość chórzystów przeszła do Mejszagoły, dzieciom surowo zakazano przekraczać progi świątyni, a tym bardziej poznawać prawdy wiary i szykować się do Pierwszej Komunii św.

O ile w międzywojennym dwudziestoleciu parafia w Duksztach za sprawą energicznego ks. Kazimierza Zacharzewskiego pomnażała wiarę, o tyle po wojnie władza sowiecka czyniła wszystko, by zatrzeć w duszach ludzkich jej ślady. Panoszący się ateizm robił swoje, pozbawiony wiary i pasterzy lud ciągnął w stronę grzechu. Ks. Jan przy naszym spotkaniu ze zmartwieniem zaznaczał, że człowiek współczesny trwa w wierze raczej z nakazu tradycji, a nie z głębszej potrzeby ducha. To spowodowało, że rozplenił się lekceważący stosunek do życia, brak szacunku do świętości. Ksiądz Jan był wymagający nauczając bycia z Chrystusem nie tylko od święta, lecz każdego dnia. Nie wszystkim to się podobało.

- Czasem słyszę powiedzenie: i tak trudne czasy, a jeszcze ksiądz ze swoim. Po co zawracać głowę piekłem czy niebem? – Nadrzędną rzeczą stał się dobrobyt materialny, a religia – rzeczą podrzędną. Teraz czasy niby się zmieniły, nastąpiła wolność wyznaniowa, aczkolwiek mentalność ludzi zmieniła się niewiele: pacierza na pamięć można się nauczyć, lecz o jego zrozumienie jest trudno. Jak dużo jest pokarmu, mniej go się ceni, wtedy chleb się depcze – mawiał zatroskany sytuacją ks. Jan. Jako przykład największej bezczelności przytaczał fakt, kiedy to złodzieje, przedostawszy się nocą do kościoła, próbowali go ograbić.

„Kiedy przyszedłem na placówkę duksztańską, ujrzałem trudną spuściznę – mówi obecny proboszcz w Duksztach ks. Henryk Naumowicz. – Ta trudna spuścizna świadczyła o trudnych latach posługi kapłańskiej ks. Jana. Był jak sternik na statku, w który uderzały gwałtowne żywioły, aby go zatopić. A on trwał i wytrwał na stanowisku, zachował i przekazał nam wiarę w Kościół, którego „bramy piekielne nie przemogą”.

Na początku lat 90. parafia w Duksztach liczyła około 1,5 tys. katolików. Zawdzięczając wysiłkom proboszcza zgromadzono środki na odnowienie plebanii, strawionej przez pożar, natomiast o remoncie świątyni można było tylko pomarzyć. Sam ksiądz mieszkał w warunkach graniczących z ubóstwem, w słabo ogrzewanym, nieremontowanym budynku przykościelnym. Każdego dnia, w połatanym paletku, długie godziny spędzał klęcząc przy ołtarzu, by chociaż modlitwą wesprzeć odrodzenie wiary w podupadłej parafii. W pamięci i sercach mieszkańców Dukszt pozostał on jako kapłan gorliwej modlitwy, wielkiej skromności i pokory, ofiarności i ubóstwa. Tym zasłużył na wdzięczną pamięć po sobie i modlitwę za Jego duszę.

Sprawa zagadkowego obrazu

Historia ta przez lata budziła wiele emocji wśród ludzi, w pewien sposób dotykając też księdza. Obraz Matki Bożej, o którym mowa, przez jakiś czas przebywał w tym kościele, a przed którym sam Adam Mickiewicz „bóle swoje i niedole Opiekunce zawierzał”. Więcej szczegółów o nim można znaleźć w dziele Konstantego hr. Tyszkiewicza „Wilija i jej brzegi” z roku 1858. Opisując kosciół duksztański autor nadmienia: „W ołtarzyku małym przy lewej ścianie kościoła umieszczony jest niewielki wizerunek Matki Boskiej. Był on ulubionym obrazem Adama Mickiewicza, po śmierci tego poety z licytacji w Paryżu przez jedną z polskich dam kupiony, z przydatkiem dwóchset rubli srebrem, do duksztańskiego kościoła, za pośrednictwem znanego wszystkim znakomitego poety naszego Antoniego Odyńca przesłanym został”.

Niestety, w kraju rodzinnym wieszcza obraz miał dalszą wprost tułaczą historię. Najpierw, z zamkniętego przez rząd carski kościoła duksztańskiego przeniesiono go do Mejszagoły. W czasie walk I wojny światowej w 1915 r. obraz został przestrzelony, a później przez zamkniętych w kościele jeńców rosyjskich z ram wydarty. Cudem ocalał i 24 czerwca 1920 r. wrócił do Dukszt.

Dlaczego i dokąd stąd znów zniknął? Tak się złożyło, że odzyskanie parafialnej własności ksiądz Jan pozostawił swym następcom.

Potrzeba „oczyszczenia pamięci”

„Świętej pamięci” – o zmarłym albo dobrze, albo nic – tymi słowy zwrócił się proboszcz do zgromadzonych na Mszy św.: JE ks. biskupa, parafian oraz zaproszonych krewnych ks. Jana. – Świętość jest dla człowieka trudnym zadaniem. Papież Jan Paweł II, wprowadzając w Rok Jubileuszowy, uczył „oczyszczenia pamięci”. Zatem „święta pamięć” o zmarłych istnieje tylko w powiązaniu z „oczyszczeniem pamięci”. Dlatego nieustannie się modlimy za zmarłych, oczyszczając pamięć, usuwając wszystko, co zanieczyszcza pamięć o naszych bliźnich, aż pozostanie tylko „święta pamięć”.

Kiedy przyszedłem do Dukszt, wpatrywałem się w zniekształcony zapuszczeniem kościół, wczytywałem się w jego historię, opisaną przez znanych autorów i zanotowaną w inwentarzach kościelnych. Zacząłem dostrzegać ukryte w zaniedbaniu piękno nazywając kościół św. Anny „Śpiącą Królewną”, którą trzeba obudzić. Jednocześnie odkryłem, że w koronie tej Królewny brakuje jednej, niezwykle drogocennej perły. Otóż podczas przekazania parafii otrzymałem inwentarz sporządzony w 2002 roku, zgodnie z którym przejąłem zawartość świątyni. Później odnalazłem inwentarze z lat 1933 i 1960. Wszystkie trzy w zasadzie się zgadzały poza jednym wyjątkiem: w ostatnim brakowało obrazu Madonny, który miał pochodzić od Adama Mickiewicza. Inwentarze 1933 i 1960 wyraźnie podkreślały obecność obrazu w kościele. Nie mogłem pominąć tego szczegółu. Tym bardziej, że zacząłem się czasami ocierać o pytania: gdzie jest mickiewiczowska Madonna?

Dziś już mogę powiedzieć, że to pytanie prowadzi do ks. Jana. W latach walki z Kościołem księża ratowali cenny inwentarz kościelny, ukrywając go. Duksztańska mickiewiczowska Madonna była przechowywana w zakrystii. Ksiądz Jan wiernie strzegł tajemnicy. Pod koniec października, przed dwudziestu laty, wydostał obraz ulokowany za monstrancją, by oddać go do odnowienia. W przekazaniu uczestniczyły trzy osoby, włączając ks. Jana. Obraz był zakurzony, zaniedbany, jak i kościół. Ponieważ miał nieduże rozmiary – 48x38 cm, zmieścił się wraz z ramą w zwykłym opakowaniu i powędrował do odnowy.

Czyniąc to ks. Jan miał szlachetne intencje, był pewien, że czyni dobro dla parafii i kościoła św. Anny. Pytany, gdzie jest obraz, odpowiadał: w dobrych rękach. Mówił szczerze. To znaczy, że dobrze znał, komu powierza obraz i był przekonany, że to są prawdziwie dobre ręce, które sumiennie wykonają zadanie. Skoro tak, to dzisiaj i my nie możemy wątpić, że ręce, które przyjęły tamtej jesieni obraz Madonny, to dobre ręce, które czekają odpowiedniej chwili, aby przekazać pięknie odnowiony wizerunek w stylowej złoconej ramie, prawowitej jego właścicielce – kościołowi. Tak jak to było przed 90 laty, kiedy po odzyskaniu kościoła przez duksztańską ludność katolicką, szlachetne ręce, które przechowywały ten sam obraz w latach zamętu, zwróciły go kościołowi duksztańskiemu…

Bez ostatniego rozdziału...

Dlaczego dziś, modląc się za duszę ks. Jana, o tym trzeba mówić? – zapytywał ks. Henryk. – Powrotu obrazu Madonny czekają A. Mickiewicz i A. Odyniec, Wł. Syrokomla i K. hr. Tyszkiewicz, czekają księża, którzy strzegli obrazu w tym kościele i modlili się przed nim, czekają minione pokolenia, czeka wielu pielgrzymów, szukających tego obrazu, czekają parafianie, którzy go pamiętają lub znają jego historię. Czeka przede wszystkim wytęskniona dusza księdza Jana. To jest bowiem niezamknięta karta z jego życia. Pora ją zamknąć. Nadszedł czas, żeby stało się to, co powinno się stać. Czyż dzisiaj modlitwa za duszę księdza Jana nie powinna obejmować i tej troski, aby po 10 latach zamknąć wreszcie nieprzewrócone karty jego życia. Albo – mówiąc słowami Jana Pawła II – czy nie czas już „oczyścić pamięci”, wyzwolić duszę ks. Jana z więzów zobowiązania przed tym kościołem – zobowiązania szlachetnego, tym niemniej jeszcze nie spełnionego. Aby pozostała po nim prawdziwie „święta pamięć”, aby „dobre ręce” spełniły dobry czyn, a ta świątynia odetchnęła z ulgą i doświadczyła wielkiego święta i wielkiej radości”.

Od dłuższego czasu parafia modli się w tej intencji, modli się regularnie. Również w dniu 10. rocznicy śmierci ks. Jana. Na zakończenie należy dodać, że posiadaczka wspomnianych „dobrych rąk” była obecna na tej Mszy św. Czy słowa proboszcza przemówią wreszcie do jej serca? Temat wciąż jest otwarty…

Czesława Paczkowska

Na zdjęciu: świątynia pw. św. Anny w Duksztach Pijarskich.
Fot.
Teresa Worobiej

<<<Wstecz