„Piszę nie tylko dla dzieci”

W minionym tygodniu w holu Domu Kultury Polskiej w Wilnie już po raz kolejny gościł kiermasz polskiej książki wydawnictwa „Ex Libris”. Największym popytem przed mikołajkami i gwiazdką cieszyły się książki dla najmłodszych. Natomiast w sobotę i niedzielę z przybywającymi na kiermasz spotkała się WANDA CHOTOMSKA (ur. w 1929 roku w Warszawie), polska pisarka, autorka wielu wierszy i opowiadań. Spod jej pióra wyszło ponad 200 książek dla dzieci i młodzieży, audycji radiowych i telewizyjnych, scenariuszy do filmów krótkometrażowych i sztuk teatralnych. Uczniowie polskich szkół na Litwie czytają opowiadania i wiersze Wandy Chotomskiej zamieszczone w podręcznikach języka polskiego.

To nie był pierwszy pobyt autorki na Wileńszczyźnie; już wcześniej spotykała się z dziećmi z polskich przedszkoli, miała spotkania ze studentami nauczania początkowego.

Czytelnikom „Tygodnika Wileńszczyzny” opowiedziała o swoim warsztacie pisarskim, spotkaniach z dziećmi, skąd czerpie natchnienie do pisania.

Żeby zostać pisarzem nie wystarczy ukończyć studia, zdobyć fach, potrzebny jest przede wszystkim talent. Od jak dawna pisze Pani dla dzieci? Zapewne już kilka pokoleń wychowało się na Pani wierszach…

Piszę już dla czwartego pokolenia. Zresztą ja sama mam „pradziecko” czyli prawnuczkę. Pewnego razu podczas spotkania z dziećmi jeden chłopiec zapytał mnie: „Proszę Pani, czy ma Pani jakieś dzieci?” Opowiedziałam, że mam córkę, wnuczkę, a on na to: „A pradziecko Pani jakieś ma?” Nikt z dorosłych nie wymyślił takiego wyrazu. Moje „pradziecko” ma na imię Zuzia i jest dla niej dedykowana książeczka „Kołysanki dla Zuzanki”.

Z zawodu jest Pani dziennikarką, skąd więc taki pomysł, by pisać dzieciom. Kiedy została odkryta ta twórcza wena, dzięki której przysługuje Pani teraz miano pisarki dla dzieci?

Myślę, że my wszyscy, piszący dla dzieci, piszemy również dla dorosłych. Przecież młodszym dzieciom czytają dorośli. Czasami też dorośli komentują, dodają swoje uwagi nt. książki. Poza tym dorośli inaczej rozumieją niektóre rzeczy niż dzieci. Moje pisanie jest „wielowarstwowe”: to, co powierzchowne, zrozumieją nawet najmłodsi, natomiast starsi czytelnicy, czytając tekst, odkrywają w nim inny, głębszy sens. To jest podobnie, jak próbujemy tort, odkrywając smaki różnych warstw.

Chcę opowiedzieć o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce podczas jednego ze spotkań w szkole. Kiedyś napisałam wiersz, z którego dzieci się śmieją, że jest nonsensowny. „W Klepkowicach awantura: dziura w moście, w moście dziura”. Treść wiersza jest o tym, że stale ktoś wpada do dziury w moście. W całym wierszu powtarza się też motyw narady sołtysa z radnymi, z których każdy radził, jak postąpić z tą dziurą. Koniec brzmi tak: „Tak siedzieli radni przez rok i dwa dni, aż ludzie mieli tego dosyć i spławili ich po prostu przez tę dziurę prosto z mostu”.

Właśnie na tym spotkaniu był obecny wójt. Jak się o tym dowiedziałam, to specjalnie przeczytałam wiersz. Wójt zareagował natychmiast: poprosił kopię utworu. Szedł bowiem na spotkanie rady swojej gminy i jako punkt pierwszy miał zamiar przeczytać ten wiersz. Utwór, który dzieci odbierają jako nonsensowny, dla dorosłych jest satyrą. Zdarza się podobnie z wielu wierszami, gdy utwór mówi coś więcej niż wydaje się na pierwszy rzut oka.

Nie jest tak, że piszę wyłącznie dla dzieci, gdyż piękno ukryte w strofach poezji, czy też opowiadaniach odkrywają i dorośli. Zresztą wielu dorosłych mówi mi, że z wielką przyjemnością czyta moje utwory. Niektórzy pamiętają te książki z dzieciństwa, a teraz kupują je już inaczej wydane i czytają raz jeszcze. Kupują też dla swoich dzieci i wnuków i gdy im czytają, to zupełnie inaczej niektóre rzeczy rozumieją. Przecież my wszyscy czytamy przez okulary własnych doświadczeń.

Czyli temat do pisania podaje też życie?

Oczywiście. Pisałam praktycznie od zawsze: nauczyłam się pisać bardzo wcześnie, gdy miałam 4 lata. Potem to już sama zaczęłam kombinować, jak to ładnie robią inni: Julian Tuwim czy też Jan Brzechwa. Pierwszy wiersz napisałam o moim ojcu, bo nie wiedziałam, o czym mam pisać. Miałam wówczas 7 lat i byłam w drugiej klasie. Potem to już ciągle coś pisałam. W szkole zaczęłam zarabiać pierwsze honoraria, co prawda nie za wiersz, lecz za prozę. Kiedy rozeszło się wśród uczniów, że piszę wiersze, to koleżanka ze starszej klasy poprosiła mnie o przysługę. Miała chłopaka, który mieszkał poza Warszawą i pisał do niej ładne listy. Sama zaś nie potrafiła pięknie odpisywać, więc poprosiła mnie, bym pisała jej chłopakowi. Więc pisałam listy dla chłopaka koleżanki, zaś ona przepisywała je własnym charakterem pisma. Nie chciała ode mnieć darmowej przysługi. Obiecała, że będzie mi szyć, ponieważ umiała to robić całkiem nieźle. Byłam więc w szkole najlepiej „obszytą” dziewczyną. Stale mi coś szyła: fartuszki, kołnierzyki, bluzeczki… Nie śledziłam, czym się skończyła ich historia miłosna, jakoś nasze drogi się rozeszły, zresztą była sporo starsza ode mnie: ja miałam 9 lat, a ona 14. Tym niemniej nigdy już więcej nie pisałam miłosnych listów. Widocznie wszystko co miałam do powiedzenia nt. miłości, zostało zawarte w tamtych listach.

Bawiłam się w teatr, w przedstawienia, dlatego też nieobce mi było pisanie scenariuszy. Wydane zostały moje „Jasełka”, „Kabaret na jednej nodze”, są inne scenariusze. Zrobiłam trochę scenariuszy do filmów krótkometrażowych. Pracowałam w redakcji, robiłam felietony, wywiady, scenki do przedstawień świetlicowych, piosenki. Pracowałam w „Świecie Młodych”, potem w „Świerszczyku” wspólnie z Mironem Białoszewskim.

Obecnie w społeczeństwie dominuje kultura obrazkowa; coraz mniej dzieci lubi czytać. Czy zatem nie uważa Pani, że wysiłek pisarza idzie niejako na marne?

To wcale nieprawda, że dzieci nie lubią czytać. Jeśli w domach są książki, jeśli rodzice od dzieciństwa czytają swoim pociechom bajki i opowiadania, to one też w przyszłości chętnie sięgną po słowo drukowane. Jeśli dziecko w domu widzi książki, czytających rodziców, to ono będzie czytało. Jeśli natomiast widzi w domu wyłącznie telewizor, to trudno będzie go w przyszłości przekonać do lektury. Wszystko zależy od ustawienia hierarchii wartości w rodzinach. Bardzo często podczas spotkań dla dzieci stawiają mi one pytanie, czy byłam w telewizji. Przez 11 lat byłam w telewizji, w programie „Jacek i Agatka”, czego obecne dzieci nie mogą już pamiętać. Na pytanie, dlaczego zależy im by wystąpić w telewizji, odpowiadają, że chcą ładnie wyglądać, pokazać się jak te panie w TV. Gdy zaproponuję im przeczytanie kilku zdań, zaczynają się jąkać, nie potrafią czytać płynnie. Mówię im wówczas, że zaprezentowanie się w telewizji wymaga wielkiej pracy, wysiłku, odpowiedniego przygotowania. Dzieci w ogóle nie uświadamiają sobie, że to, co zaprezentowane w TV - to owoc wielkiej pracy aktorów, spikerów, operatorów i wielu innych osób. Przestało się mówić dzieciom o pracy i wysiłku; dominują wszędzie hasła „sukces” i „kariera”.

Zapewne w Pani pamięci pozostaje wiele spotkań z dziećmi, co Pani z nich wynosi? Proszę się podzielić swymi wrażeniami z takich spotań.

Najczęściej dzieci są zdziwione, że ktoś z dorosłych chce z nimi rozmawiać. Ostatnio, trzeba przyznać, dorośli bardzo mało rozmawiają z dziećmi. Nawet jeśli rozmawiają w domach, to jest to rozmowa typu: „zrób to, wykonaj tamto! czy odrobiłeś? czy umyłeś?” Nie proszą, by dzieci cokolwiek opowiedziały, nie pytają o ich przeżycia. Dlatego podczas spotkań dzieci przede wszystkim dziwią się, że chcę z nimi rozmawiać. „I o wszystko można pytać?” – zagadują. Rozmawiajmy z dziećmi, poświęćmy im swój czas. Dzieci też ze sobą nie bardzo umieją rozmawiać, ponieważ nie wynoszą kultury obcowania z rodzin. Stąd też tyle u młodych agresji, oni krzyczą, nie potrafią się domówić. Należy uczyć ich od najmłodszych lat obcowania.

Podczas spotkań dzieci zawsze poproszą, bym o czymś napisała, czy o koniach, czy to o kangurach, czy też o pieskach. Jeśli dzieci coś lubią, to bardzo chcą mieć o tym swój wiersz. Ale zawsze zastrzegają by dobrze się kończyło. Dla dzieci bardzo istotne jest szczęśliwe zakończenie. Staram się te wskazówki najmłodszych uwzględniać.

Wielu maluchów lubi wesołe książeczki Wandy Chotomskiej. Wypada życzyć, by kolejne pokolenia najmłodszych również zaczytywały się i odkrywały mądrość zawartą w strofach poezji dla dzieci. Dziękuję za rozmowę.

Teresa Worobiej

<<<Wstecz