Tyszkiewiczowie z Waki Trockiej

Miejscowość Waka (lit. Trakų Vokė), dziś w granicach Wilna, wzięła swoją nazwę od rzeki Waki (lewego dopływu Wilii), podobnie jak ulokowane na jej brzegach niegdysiejsze wsie i majątki: Biała Waka, Waka Antokolska, Waka Grodzieńska czy Waka Metropolitarna.

Według zachowanych dokumentów już w pierwszej połowie XIX wieku jej właścicielami byli Tyszkiewiczowie herbu Leliwa, a dokładnie hrabia Józef Tyszkiewicz (zm.1844) z Wołożyna, syn Michała, a rodzony brat Jana, pierwszego ordynata na Birżach oraz brat Benedykta, właściciela Czerwonego Dworu. Majątek został nabyty od rodziny marszałka trockiego Ludwika Dąbrowskiego. W roku 1850 dobra o obszarze 4 tys. 735 dziesięcin ziemi obejmowały folwark o analogicznej nazwie, dziewięć wsi i jeden zaścianek.

Po śmierci hrabiego rodzinny Wołożyn i Wakę odziedziczył jego drugi syn Jan Witold Emanuel (zm.1892), marszałek powiatu wileńskiego i oszmiańskiego, który po powstaniu 1863 roku z odległego od Wilna Wołożyna przeniósł się do Waki, będącej w tym czasie folwarkiem oddanym w dzierżawę. On też zakupił dobra Orniany z 45 jeziorami, między wojnami należące do jego wnuka Michała, męża Hanki Ordonówny. Z hrabianką Izabellą z Tyszkiewiczów (z linii łohojskiej Tyszkiewiczów), która nie musiała zmieniać nazwiska po ślubie, doczekał się pięciorga dzieci.

Rezydencję na Wace zaczęto budować w latach 70. XIX stulecia. Autorem projektu był warszawski architekt włoskiego pochodzenia Leonardo Marconi. Pałac w Wace, jak i wznoszona siedziba w Żemosławiu (własność hr. Umiastowskich) w swej architekturze nawiązywały do królewskiej budowli na Wyspie w Łazienkach warszawskich. We wszystkich trzech bryłach zastosowano tę samą koncepcję fasady: wnęka portyku, kolumny, balustrady. Prawie identycznie prezentowała się też elewacja ogrodowa. Do przekomponowania terenu parkowego na bazie starodrzewu zasadzonego przez poprzednich właścicieli i założenia ogrodu zaproszono wybitnego francuskiego ogrodnika i pejzażystę Edouarda Andre, autora projektów ogrodowych w tyszkiewiczowskich majątkach: Landwarów, Połąga, Zatrocze. Z zachowanych notatek wybitnego Francuza wiadomo, że po raz pierwszy wraz ze swoim synem Rene (również zawodowym ogrodnikiem) odwiedził Wakę i hrabiego Jana Tyszkiewicza (syna Jana Witolda) w roku 1898. Prace nad parkiem i ogrodem zakończono 1900, o czym świadczy położony kamień pamiątkowy, który i dzisiaj możemy oglądać w wackim parku.

Jak wiadomo, park służy dziś okolicznym mieszkańcom jako miejsce spacerów, hrabiowska kaplica katolicka w niedziele i święta gromadzi na nabożeństwach wiernych, ale pałac rzadko udostępnia swoje podwoje zwykłym śmiertelnikom, gdyż organizowanym tam imprezom zwykle patronuje Lietuvos Karališkoji Bajoru Sajunga, która wydzierżawiła obiekt na okres 99 lat. Jednak bieg czasu i zmiany zachodzące w zjednoczonej Europie pozytywnie wpływają na ludzi i ich poglądy. Jeżeli kilka lat temu pisząc książkę o ordynacji na Zatroczu mogłam tylko pomarzyć o wsunięciu nosa do siedziby wackiej (w tym wypadku z rozrzewnieniem wspominałam czasy sowieckie, kiedy była tu filia Instytutu Rolnictwa i wstęp wolny), latem bieżącego roku zostałam przez nową dyrekcję nie tylko zaproszona do środka, ale i oprowadzona po salonach. Dziękuję.

Hrabina Izabella, o której krewny Benedykt Tyszkiewicz z Andruszówki napisał, że w młodości oglądano się za jej niecodzienną urodą, a w wieku dojrzałym uchylano przed nią ”głowy jak przed monstrancją”, za młodu lubiąca się bawić i błyszczeć na rautach, świetnie sprawdziła się w roli żony, matki i gospodyni domu prowadzonego na szeroką stopę. Wydawała też huczne przyjęcia w kamienicy Tyszkiewiczowskiej przy ul. Trockiej 2 w Wilnie. Jan Witold Tyszkiewicz, który przeniósł z wołożyńskiego pałacu pamiątki historyczne i rodzinne, dom w Wace (oświetlany lampami elektrycznymi już przed 1880 rokiem) wyposażył w meble sprowadzone z Francji, założył bibliotekę, zebrał wyborną kolekcję płócien zachodnich malarzy dziewiętnastowiecznych i dokonał zakupu zabytkowych gobelinów sprzedawanych na aukcji w Paryżu przez krewnych. Fronton pałacu zdobiły figury autorstwa Ludwika Kucharzewskiego, w tym symbolizujące pszczelarstwo i rybołówstwo, co nie było przypadkowe. Hrabia bowiem niezwykle troszczył się o gospodarstwo rolne i sadownictwo. Założył pasieki, a w wykopanych na jego zlecenie przypałacowych stawach zadbano o wylęgarnię ryb łososiowatych, których okazy zdobywały nagrody na organizowanych wystawach rolniczych, a więc i trafiały na łamy ówczesnych gazet. Zofia z Tyszkiewiczów Potocka w swoich wspomnieniach tak oto zapamiętała swego wuja: Zajmował się osobiście sprawami rozległych dóbr, a wolne od zajęć chwile spędzał w lesie, polując na grubą zwierzynę. Polowania były nie tylko ulubioną rozrywką w tamtej epoce, ale i zamiłowaniem niejednego Tyszkiewicza, którym nawet specjalnie zlecano organizację polowań i przyjęcia u siebie cara lub ważnego przedstawiciela rosyjskiego dworu carskiego.

Od roku 1880 hrabia zaczął podupadać na zdrowiu. Z tego też powodu dużo czasu spędzał za granicą celem konsultacji z wiedeńskimi lekarzami (ponoć w tamtych czasach Tyszkiewiczowie innym nie ufali), jak i odwiedzaniem słynnych kuracyjnych badów, w tym w Karlowych Varach. Pochowany został w Wace, w grobach rodzinnych znajdujących się w podziemiu kaplicy, którą sam wybudował. Tamże została pochowana i małżonka Izabella, która przeżyła męża o 15 lat. Po śmierci ojca majątek (podstawowe dobra) został podzielony pomiędzy synów: starszy Michał (zm. 1938), rozmiłowany w polowaniach i hodowli koni, otrzymał rodzinny Wołożyn, a Jan Józef (zm.1903) Wakę i Orniany. Jan był intelektualistą, więc matka mieszkająca w Wace musiała doglądać interesów ziemskich. Kolekcjonował zagraniczne pisma i pieczołowicie uzupełniał pałacowe zbiory biblioteczne. Jeszcze dzisiaj ludzie w Wace opowiadają historię, która krąży jako anegdotka: lokaj (również o imieniu Jan) przybiega zdyszany do hrabiego, by powiadomić, że w bibliotece jest złodziej. Hrabia z zainteresowaniem pyta: „Ciekawe, a co czyta?...”

Panicz na Wace lubił podróże i niezwykłe przygody. Interesował się historią i literaturą, przyjaźnił się z pisarzem Henrykiem Sienkiewiczem, z którym razem wybrali się w roku 1890 do Afryki (Sienkiewicz jechał tam z polecenia redakcji „Słowa”), a ukoronowaniem wyjazdu były wydane w trzy lata później „Listy z Afryki”. Nie był to ich jedyny wyjazd, a przyjaźń została przypieczętowana również wspólnym zdjęciem. Znajomość, zawartą w Warszawie, zawdzięczali rodzinie Szetkiewiczów, której majątek Hanuszyszki leżący w powiecie trockim, sąsiadował z Waką. Na dodatek pierwszą małżonką pisarza była Maria Szetkiewiczówna, zmagająca się, jak i żona hrabiego Jana – Elżbieta z Krasińskich, z suchotami. Wnuczka gruźlika Zygmunta hr. Krasińskiego, trzeciego polskiego Wieszcza, śmiertelną chorobę wniosła również do rodziny Tyszkiewiczów z linii litewskiej.

Jan Józef hr. Tyszkiewicz zmarł nieoczekiwanie na oczach rodziny w wieku 35 lat na zapalenie wyrostka w Szwajcarii, dokąd dla górskiego powietrza i słońca jeździł nie z ciekawości i nie dla pięknych widoków, lecz z poważnej potrzeby, bo ratowania od gruźlicy pięknej żony i czwórki dzieci: Zofii (w przyszłości księżnej Władysławowej Czartoryskiej), Władysława (w międzywojniu pana na Tarnawatce), Michała (pana na Ornianach) i Jana Michała, najstarszego z linii męskiej i ostatniego właściciela Waki. Rodzice robili wszystko, by zahartować ich naznaczone od urodzenia chorobą organizmy i wzmocnić wątłe dziecięce płuca. Bojąc się opuszczać kuracyjne Davos (suchotnicy z całego świata zjeżdżali się tu wierząc w dobroczynność kuracji promującej przez okrągły rok leżakowanie pod otwartym niebem na słońcu i powietrzu) i praktycznie tam mieszkali. Przyrodni brat Elżbiety wspomina: Tam obchodzili uroczystość Bożego Narodzenia. Drzewko pokryte świecidełkami i obwieszone zapalonymi świeczkami sięgało aż do sufitu i wypełniało niewielką alkowę, przylegającą do salonu tej na wpół sanatoryjnej willi. Pod drzewkiem gospodarowała mała Zosia, najstarsza. Władzia jeszcze bodaj na świecie nie było. Jaś był, ale nie chciał się pokazać. Wstydził się czegoś i z uporem opierał się wszelkim zachętom i komplementom.

Elżbieta hr. Tyszkiewiczowa, której nie tylko dziadek, ale i ojciec Władysław Krasiński (syn poety) również zmarł na gruźlicę, pożegnała się z tym światem w trzy lata po śmierci męża pod okiem (jak i teść) lekarzy wiedeńskich. Na łożu śmierci podyktowała matce swoją ostatnią wolę, zgodnie z którą nie tylko nakazała dzieciom „w wieku dziecinnym być posłusznym wobec przełożonych”, ale i szanować ojczyznę, dbać o zgodę w rodzinie oraz iść przez życie drogą prostą i bez zakłamania. Za opiekunkę czwórki sierot wyznaczyła swoją matkę Różę z Potockich hr. Raczyńską (za pierwszym mężem Krasińską), której sieroty wackie nie nazywały inaczej, jak tylko BABUNIA. Osierocone dzieci ze Szwajcarii przywieziono do rodzinnej Waki, gdzie na krótko zajęła się nimi babcia Izabella (zm. 1907). Babunia Róża Raczyńska sieroty wackie nie tylko wychowała, wykształciła, przekazała miłość do ojcowizny i szacunek do pracy i uczciwości, ale i nauczyła prostej zasady: „Mierzyć w gwiazdy, lecz stąpać po ziemi”. Faktycznie zastąpiła im matkę.

Wnuk hrabini Róży Raczyńskiej, ostatni przedwojenny właściciel Waki, Jan Michał (zm. 1939), właściciel kamienicy wileńskiej przy ul. Zygmutowskiej 6, który brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej lat 1918-1920, jako najstarszy z linii męskiej, miał obowiązek uczciwie podzielić dobra odziedziczone po przodkach pomiędzy braćmi i godnie wyposażyć siostrę. Majątki zastały po wojnie zrujnowane, bez zaplecza gospodarskiego, maszyn rolniczych i narzędzi. Aby wybrnąć z sytuacji i nie wyzbywać się ojcowizny był zmuszony zaciągać pożyczki w banku, które spłacał latami ciężko harując. O tym, jak rzadko z tego powodu bywał w ukochanej Wace i jak dwoił się i troił, by pomóc braciom, świadczą zachowane listy.

Łatwo nie było. Pałac w Wace nie miał w międzywojniu, jak sąsiedzkie dwory, ogrzewania centralnego i do roku 1939 daleko nie wszystkie pokoje były wyremontowane, bo nie było za co, gdyż trzeba było inwestować w ziemię, postawić na nogi folwarki, zbudować czworaki, zadbać o wodociąg i łaźnię dla robotników, gdyż katastrofalny stan higieny tamtych czasów powodował liczne i szybko rozpowszechniające się choroby. Aby temu wszystkiemu podołać, oprócz rolnictwa, hrabia zajął się przemysłem, przejmując i rozwijając fabrykę papieru w Wace Murowanej i budując tekturownię w Podbrodziu. Dziś niewiele osób chce pamiętać o tym, że miasteczko otrzymało siłę wodną i oświetlenie dzięki inicjatywie i finansowaniu hrabiego z Waki, który spiętrzył w Podbrodziu miejscowy potok, a przy okazji omalże nie zbankrutował, bo przeliczył się ze swoimi możliwościami finansowymi, ale w szlachetnej akcji solidarnie wsparła go rodzina, w tym ukochana babunia.

O ostatnim Tyszkiewiczu z Waki powiedzieć: żołnierz, ziemianin i przemysłowiec, to stanowczo za mało. Był przecież w latach 1930-1935 posłem na Sejm II Rzeczypospolitej III kadencji, członkiem Związku Ziemian, radcą Izby Przemysłowo-Handlowej w Wilnie, członkiem zarządu parafialnego Akcji Katolickiej w Landwarowie i Wileńskiego Towarzystwa Dobroczynności oraz wielu innych organizacji społecznych, gospodarczych i filantropijnych, których rozliczne akcje wspierał również finansowo. Jemu zawdzięczała też swoje narodziny wileńska gazeta konserwatywna „Słowo”. Przed rokiem 1939 Jan hr. Tyszkiewicz posiadał następujące dobra: Waka, Wołożyn i Surchów w powiecie Krasnostawskim. Ostatnie odziedziczył na mocy testamentu Augusta Cieszkowskiego, przyjaciela rodziny i wielkiego admiratora babuni Róży. Dlatego też, zgodnie z wolą zmarłego darczyńcy, nosił hrabia z Waki nazwisko Cieszkowski-Tyszkiewicz.

...Był przedostatni dzień maja 1939 roku. Przypałacowe podwójne aleje smukłych lip, w zimie błyszczące srebrnym szronem, pachniały swym wiosennym kwiatem i rozbrzmiewały brzęczeniem pszczół. Tyszkiewiczowskie gniazdo rodzinne, które dawało dotąd poczucie ciągłości i pewności, że wszystko niezmiernie trwać będzie, rozsypało się jak domek z kart. Do wojny niemiecko-polskiej było jeszcze trzy miesiące, ale zapowiedzią katastrofy, narodowej i rodzinnej, w tym zagłady ziemiaństwa polskiego, stała się tragiczna śmierć Jana hr. Tyszkiewicza, poniesiona w katastrofie lotniczej, którą faktycznie wyprosił zwolnieniem miejsca w awionetce „śpiesząc do nieba”. Ale o tym już w następnym odcinku o Wace.

Liliana Narkowicz

Na zdjęciach: pałac w Wace; elewacja ogrodowa (2008); Jan Witold Emanuel hr. Tyszkiewicz (zm. 1892); Jan Józef hr. Tyszkiewicz (zm. 1903).
Fot.
autorka i archiwum autorki

<<<Wstecz