Z politycznego podwórka
Przysłowie warte przypomnienia
Ministerstwo Oświaty i Nauki Litwy ostatnio ponowiło podejście w celu uszczuplenia praw szkolnictwa mniejszości narodowych na Litwie. W języku potocznym można to ująć bardziej konkretnie, niż w urzędowo-poprawnym: ciąg dalszy stopniowej likwidacji nauczania w języku ojczystym. Zamiary urzędników tego ministerstwa są zrozumiałe i dobrze znane nie od dziś byle jakim sposobem, by tylko zubożyć trwanie przy swojej mowie i tradycjach mieszkańców kraju innych narodowości.
Nowy rok szkolny coraz bliżej. Zapewne większość rodziców już dokonała wyboru szkoły i języka nauczania dla swych pociech. Rozsądni i świadomi z pewnością nie wahali się przed dylematem do litewskiej czy do polskiej placówki oświatowej posłać swoje dziecko na naukę. Jednak są w naszym środowisku i tacy, którzy omamieni bliżej nieokreślonymi profitami kierują swe dzieci do szkół litewskich. Łatwiejszy start życiowy, perspektywy szybkiego zrobienia intratnej kariery w przyszłości oto główne argumenty takich przebiegłych rodziców. Cóż, kiedy owa przebiegłość nierzadko obraca się przeciwko nim. Czyli w myśl przysłowiowej mądrości po szkodzie
Chciałabym przytoczyć dwa przykłady na ten temat, moim zdaniem wymowne. Pierwszy z nich dotyczy właśnie właściwego wyboru. Drugi natomiast ilustruje jak w praktyce ma wyglądać tolerancja wobec innojęzyczności.
Otóż rodzice-Polacy, wybierający tzw. lepsze jutro dla swych dzieci, zapisali je do szkoły z litewskim językiem nauczania. Wszystko szło doskonale, dzieci uczyły się dobrze, problemów z nauką nie miały, językowych także. Niby wszystko do czasu wyglądało doskonale. Do czasu... Do czasu, kiedy podczas pewnej wigilii nastoletnie już siostra z bratem nie zechcieli usiąść z rodzicami i dziadkami za jednym stołem i przełamać się opłatkiem. To są niemodne, przestarzałe, prymitywne i zacofane tradycje, dziś tego już nie ma we współczesnych domach- usłyszeli oszołomieni rodzice. Wreszcie dotarła do nich naga prawda, że w tym owczym pędzie za rzekomą łatwizną utracili duchowy kontakt z własnymi dziećmi.
Inna historia. Mieszane inteligentne małżeństwo polsko-litewskie wychowuje swoją latorośl tolerancyjne zaszczepiając dwujęzyczność i dwukulturowość. Dziewczynka uczy się w szkole litewskiej, zaś w rodzinie poznaje zasady polskości i nie dostrzega, że jest nieprawidłowo wychowywana. Aż do chwili, gdy pewnego razu otrzymuje zadanie napisania wypracowania o swojej rodzinie. 9-letnie dziecko szczerze i otwarcie opisuje w nim stosunki rodzinne, obyczaje itd. Z dumą wymienia m. in., że jej ciocia śpiewa w polskim zespole, występuje z koncertami na Litwie i w Polsce, o czym opisują polskie gazety. Wkrótce potem dziewczynka ma rozmowę z wychowawczynią, która sugeruje, że posługiwanie się na co dzień dwoma językami jest ze wszech miar niezalecane, gdyż to ujemnie wpłynie na poprawność jej litewskiego. Uwagi na ten temat pod adresem uczennicy były też kilkakrotnie zwracane w obecności całej klasy. Wynikiem tego stało się, że uświadomiona w ten sposób dziewczynka przestała rozmawiać w domu po polsku.
Są to przykłady wzięte z życia. Naiwność rodziców, utrzymujących, że nie należy przywiązywać większej wagi do języka nauczania szkoły, któregoś dnia pryśnie jak bańka mydlana. Tylko że wtedy na nic się przyda nagłe przejrzenie na oczy.
Treść tego komentarza chciałabym adresować nie tylko rodzicom, niezdecydowanym w wyborze szkoły lecz i zwolennikom rzekomej tolerancyjności w sprawach, dotyczących świadomości narodowej. Nie ułatwiajmy pracy tym, kto pragnie wynarodowienia tej niesfornej polskiej mniejszości na Litwie.
Czesława Paczkowska