„Spełniło się marzenie mego życia…”

Takie słowa wzruszenia usłyszałem od pana Macieja Makowskiego, Amerykanina polskiego pochodzenia, który z rodzeństwem na początku lipca odwiedził Wilno i miasteczko Bujwidze w rejonie wileńskim. Dlaczego właśnie Wilno i Bujwidze?

Rodzina Makowskich mieszkała w Wilnie od dawna, była to rodzina pochodzenia szlacheckiego, mająca ogromne zasługi dla rozwoju polskiej kultury na Kresach. Wacław Leon Makowski zasłynął z działalności wydawniczej w II połowie XIX wieku i na początku XX wieku, w czasach zaboru rosyjskiego. Pierwotnie Makowski współpracował ze słynnymi księgarzami wileńskimi – rodziną Zawadzkich. Następnie rozpoczął wspólną działalność z Elizą Orzeszkową, planowano otworzyć wydawnictwo i księgarnię, lecz nie uzyskano na to pozwolenia władz carskich. Dopiero po wykupieniu koncesji wydawniczej u Krasnosielskiego Makowski otworzył własne wydawnictwo i czytelnię przy ulicy Świętojańskiej w Wilnie. Całe życie Wacław Leon Makowski spędził w Wilnie i został pochowany na cmentarzu Rossa, a miejsce jego pochówku było ważnym punktem zwiedzania na trasie podczas pobytu potomków słynnego księgarza. Syn Wacława Leona Makowskiego, też Wacław, uczył się w gimnazjum w Wilnie, następnie ukończył studia prawnicze. Wacław Makowski był osobą słynną w II Rzeczypospolitej, prowadził działalność polityczną, przez pewien czas był ministrem, a nawet marszałkiem w rządzie międzywojennej Polski. Wykładał prawo dla studentów, był autorem wielu dzieł o tematyce prawniczej, uczestniczył w tworzeniu Konstytucji Rzeczypospolitej. Żoną Wacława Makowskiego była Maria z Łojków i właśnie Łojkowie połączyli Makowskich z Bujwidzami. Na początku XX wieku dwór Bujwidze należał do Leonarda Łojki (pochowany na cmentarzu parafialnym w Bujwidzach), córka Leonarda, Maria, wyszła za maż za Wacława Makowskiego Bujwidze wnosząc jako posag. W ten sposób Bujwidze aż do 1939 roku należały do Wacława Makowskiego, który chociaż bywał tu dość rzadko (mieszkał bowiem w Warszawie), lubił tu przyjeżdżać na wakacje. Niedaleko Wilii Makowscy posiadali dworek, około 300 hektarów gruntów uprawnych i lasów, próbowali uczynić z Bujwidz miejsce rekreacji i odpoczynku, gdyż niektóre budynki dworskie wynajmowano jako letnisko dla urlopowiczów z całej ówczesnej Polski. Wybuch II wojny światowej zmusił Makowskich do ucieczki, byli bowiem dobrze znani i mogliby być dobrą zdobyczą jak dla Niemców, tak i dla bolszewików. Potomkowie Makowskich osiedlili się w USA i po upływie ponad pół wieku zwiedzili ziemię swych dziadów-pradziadów. Pan Maciej Makowski podzielił się właśnie swymi wrażeniami i wspomnieniami.

Co sprowadza Pana na Litwę?

Od zawsze, odkąd siebie pamiętam, marzyłem zobaczyć te tereny, gdzie mieszkał mój pradziad, słynny wydawca Wacław Leon Makowski, mój dziadek, właściciel Bujwidz, Wacław Makowski, miejsca, gdzie swą młodość spędził mój ojciec Jerzy Makowski. Wiele mi opowiadano o Wilnie, Bujwidzach, była to jakaś nierealna legenda, wiedzieliśmy bowiem, że nigdy tam nie wrócimy. Zmieniła się sytuacja polityczna, nie ma Związku Radzieckiego, możemy już zwiedzić Wilno. Przyjechałem z żoną, siostrą Joanną oraz trzema wnukami, chcę zwłaszcza, aby wnuczęta poznały historię rodziny.

Kiedy Pan opuścił Polskę i może krótko opowie o sobie?

Urodziłem się w 1937 roku, praktycznie nie pamiętam Polski, wyjechaliśmy bowiem w 1939 roku. Z wybuchem wojny mój dziadek Wacław z rodziną przekroczył granicę rumuńską i na jakiś czas osiadł w Bukareszcie. Mój ojciec Jerzy walczył w Kampanii Wrześniowej, następnie też przedostał się do Bukaresztu. W Rumunii zmarł dziadek Wacław. W czasie wojny rodzina przeprowadziła się do Włoch, a następnie do Francji. Ojciec zaciągnął się do służby w wojsku angielskim, z wykształcenia był on inżynierem chemikiem, więc tacy specjaliści byli bardzo poszukiwani. Przez pewien czas był wysłany do Południowej Afryki, następnie służył w formacjach polskich w wojsku angielskim w Szkocji. Wujkowie służyli w polskich oddziałach lotniczych i odznaczyli się w bitwie o Anglię. W 1941 roku, po wielu przygodach, okrężną drogą przez Portugalię, ja z matką, babcią i resztą rodzeństwa przedostaliśmy się do Wielkiej Brytanii. W 1942 roku przyjechaliśmy do USA. Ojciec przez całe życie pracował w przemyśle chemicznym, budował zakłady chemiczne. Ja ukończyłem Uniwersytet Technologiczny w Massachusetts, z wykształcenia jestem inżynierem mechanikiem. Otrzymałem dobrą posadę w Kalifornii, gdzie mieszkałem do 2005 roku. Po wyjściu na emeryturę przenieśliśmy się do północnej Arizony. Mieszkamy przy dużym wspaniałym jeziorze, popularnym wśród turystów ze Stanów Zjednoczonych i nie tylko. Niedaleko mamy do słynnego na całym świecie kanionu na Wyżynie Kolorado. Lubię myślistwo, dawniej, mieszkając w Kalifornii, posiadałem dużą farmę, hodowaliśmy jelenie, bażanty dla własnej przyjemności.

Jakie wrażenie zostały po odwiedzeniu Wilna i Bujwidz?

Pozostały mi bardzo miłe wspomnienia, wspaniali, otwarci ludzie tu mieszkają, macie wspaniałą przyrodę, wiele zieleni, tego właśnie brakuje w USA, w naszej pustynnej Arizonie. Zwiedziliśmy w Wilnie miejsca związane z życiem Makowskich, domy, gdzie oni mieszkali, obejrzeliśmy dom, gdzie mój pradziad miał wydawnictwo i czytelnię. Byliśmy na Rossie, w Ostrej Bramie. Bardzo miła i sentymentalna podróż.

Jest tu całkiem inny świat, niż w USA, wszystko jest inne, nawet nie można tego porównywać. Chociażby odległości między miastami: w Arizonie do najbliższego większego miasteczka mamy ponad 200 kilometrów, do miasta gdzie mieszkają wnuczęta musimy pokonać odległość ponad 1000 kilometrów. Samochodem taka podróż zajmuje około 8 godzin szybkiej jazdy i jest dość męcząca. Staramy się często odwiedzać dzieci i wnuków, ostatnio podróżujemy prywatnym samolotem, jest to o wiele prędzej, a koszta są podobne jakbyśmy jechali samochodem.

A Bujwidze?

O Bujwidzach wiele słyszałem od ojca. Przed wojną często tam bywał, miał łódkę, lubił pływać Wilią. Był zapalonym myśliwym, polował w lasach bujwidzkich, uwielbiał jeździć konno. Są takie ciekawe wspomnienia z młodości. Prawie 20 lat temu w Bujwidzach był mój brat, George Makowski, który jest profesorem na Uniwersytecie w Alabamie. Trochę mi opowiadał, pokazał zdjęcia, lecz nie były to już tamte, przedwojenne Bujwidze z czasów mego ojca i dziadka. Czasy sowieckie pozostawiły swoje piętno. Podczas naszej wizyty obejrzeliśmy kościół w Bujwidzach, na cmentarzu zwiedziliśmy grób mego pradziadka Leonarda Łojki, spacerowaliśmy w tym miejscu gdzie znajdował się dwór oraz zobaczyliśmy Wilię. Chciałem zobaczyć tę rzekę, nie wyobrażałem sobie jak ona wygląda, widziałem dotychczas ją tylko na mapach. Dla wnucząt nie lada atrakcją był „małpi most”. Bardzo miłą niespodzianką była Msza św. w bujwidzkim kościele, po której spotkaliśmy się z miejscowym proboszczem, przedstawicielami lokalnej władzy i miejscowej wspólnoty. Byliśmy dość krótko, więc to, co zdążyliśmy zobaczyć, pozostało w pamięci i na kliszach fotograficznych.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Mirosław Gajewski

Na zdjęciu: Maciej Makowski z małżonką przy kościele w Bujwidzach
Fot.
autor

<<<Wstecz