TEATR – to praca i pokora
- powtarza za Emilią Betlejewską, reżyserką Toruńskiego Teatru Lalek Bożena Bieleninik, polonistka Niemieskiej Szkoły Średniej im. św. Rafała Kalinowskiego oraz kierowniczka szkolnego teatru „Wędrówka”. Całe życie zawodowe pani Bożeny – to jedna wielka pasja nauczania i reżyserowania. Ktoś zauważył, że nauczyciel jest aktorem, a zarazem i reżyserem swoich własnych lekcji. Być może dlatego pani Bożena, realizując swoje marzenia pracy w szkole, od razu poświęciła się twórczej pracy z teatrem uczniowskim.
W przededniu Świąt, szykując kolejną sztukę sceniczną, znalazła chwilę czasu, by opowiedzieć Czytelnikom Tygodnika o swojej pracy i działalności w teatrzyku szkolnym.
Naucza Pani języka polskiego i literatury, łącząc tę pracę z zamiłowaniem do teatru. Proszę opowiedzieć Czytelnikom, jak dawno rozpoczęła się ta przygoda z teatrem, szkołą?
Zamiłowanie do pracy pedagogicznej i teatru posiadałam zawsze. Instytut Pedagogiczny skończyłam w 1983 roku, ale pracę rozpoczęłam już na drugim roku studiów. Najpierw - w Duksztach, miałam tam zajęcia dla starszej młodzieży, która chciała zdać maturę. Coś w rodzaju dzisiejszych szkół wieczorowych. Jeździłam tam na 4 sesje w roku. Po studiach, niestety, nie od razu trafiłam do szkoły. Był taki czas, że wszędzie brakowało lekcji języka polskiego. Moje koleżanki przekwalifikowały się na nauczanie początkowe.
Dopiero po ośmiu latach trafiłam do Niemieża, gdzie rozpoczęła się moja prawdziwa przygoda ze szkołą i uczniami. Przez te lata pracowałam w wydziale oświaty, w centrum wychowania uczniów, ale stale dążyłam do pracy z uczniami jako polonistka.
Przyszłam do niemieskiej szkoły, gdy rozpoczęła się fala odrodzenia polskości na Wileńszczyźnie, na początku lat 90.
A skąd pomysł, by z tak dużym zapałem zaangażować się w teatr?
Praca polonisty nieodzownie łączy się z wszelkiego rodzaju inscenizacjami, spektaklami, dramatami, nauką deklamacji. Polonista stale coś organizuje poza lekcjami.
Z dzieciństwa pamiętam wrażenia, jakie pozostawiały na mnie spektakle pani Ireny Rymowicz, która przyjeżdżała z Teatrem Polskim na Litwie do mejszagolskiej szkoły. Gdy się uczyłam również chętnie uczestniczyłam w różnych inscenizacjach. Od dzieciństwa polubiłam teatr, wieczorki literackie, więc nie wyobrażałam mojej pracy nauczycielskiej bez połączenia jej z teatrem. Sama nigdy nie odważyłam się poprosić rodziców o to, by zapisali mnie do teatru pani Ireny Rymowicz.
W czasie studiów należałam do studenckiego kabaretu, który tworzyli studenci polonistyki. Zawsze, jak miałam jakiś kontakt z uczniami, to organizowałam przedstawienia i spektakle.
Jak dawno „wędruje” Pani z „Wędrówką”?
Teatr w niemieskiej szkole „Wędrówka” istnieje już ósmy rok, ale dopiero od pięciu lat tworzymy zgraną grupę. Pięć lat temu rozpoczęłam naukę języka polskiego u 5-klasistów, którzy z wielkim zapałem włączyli się w „teatralną zabawę”. Obecnie są już w klasie 10 i bardzo dobrze z nimi się współpracuje. Można z nimi góry przenosić.
Corocznie odbywające się festiwale teatrów szkolnych i przedszkolnych – to niewątpliwie zasługa działalności „Macierzy Szkolnej”, tym niemniej pomocni w organizowaniu tych teatralnych imprez są nauczyciele, zrzeszeni w Stowarzyszeniu Miłośników Teatrów Szkolnych. W jaki sposób powstała ta organizacja, jakie są jej zadania?
Zawdzięczamy to Białystokowi. Przed laty zrodził się pomysł zorganizowania kursu dla nauczycieli, którzy w szkołach prowadzą teatrzyki. Pierwsze kursy trwały trzy lata, kształcenie przebiegało bardzo poważnie. Ja skończyłam dwuletni kurs. Zajęcia mieliśmy w Białymstoku, z kolei podczas roku szkolnego my, kierownicy tych teatrzyków, spotykaliśmy się ze sobą, wymienialiśmy się doświadczeniem, radziliśmy, w jaki sposób dostosować scenariusz, repertuar do wieku uczniów. Powstał więc pomysł zrzeszenia się w stowarzyszenie, które działa przy „Macierzy Szkolnej”. Nie jesteśmy więc odrębną i niezależną jednostką. Stowarzyszenie Miłośników Teatrów Szkolnych zrodziło się mniej więcej w tym samym czasie, gdy powstały pierwsze festiwale teatralne. Czyli gdzieś przed 12 latami. Po ukończeniu pierwszych kursów instruktorów teatrów szkolnych zorganizowano festiwal, wtedy też się zrodziła potrzeba zrzeszenia nas, nauczycieli w stowarzyszenie.
Udział w kursach wzięli nie tylko nauczyciele-poloniści, są wśród nas też plastycy, np. pani Krystyna Narkiewicz z Mickun, czy też nauczycielka plastyki w Kowalczukach. Ich rola w działalności teatru szkolnego jest bardzo ważna, bowiem doświadczenie plastyka jest też przydatne np. do wykonania lalek, pięknej scenografii, dekoracji.
Od pięciu lat jestem prezesem tego stowarzyszenia. Największym zadaniem, jakiego każdego roku podejmujemy się, to oczywiście organizowanie przeglądu teatrów szkolnych. Od lat w szkołach Wileńszczyzny istnieje 30 stałych teatrów. Każdego roku otrzymujemy 25-28 zgłoszeń do przeglądu. Kiedyś festiwal odbywał się kilka dni. Teraz nauczyciele zgłaszają udział swoich grup teatralnych w festiwalu, zaś komisja sama decyduje, który teatr zakwalifikuje się do finału. W eliminacjach uczestniczy więc około 10 teatrzyków. Kierownicy tych teatrów należą do Stowarzyszenia Miłośników Teatrów Szkolnych, ale nie wszyscy. Mamy swoją radę, w skład której oprócz mnie wchodzą - Helena Bakuło z Rukojń, zastępca prezesa, Stanisław Michalkiewicz i Barbara Sosno, dziennikarze. Wspólnie stanowimy „trzon” w szykowaniu imprez teatralnych.
Każdego roku w grudniu, na mikołajki odbywa się festiwal teatralny dla przedszkolaków „Bajeczki z przedszkolnej półeczki”. Jest to poniekąd najmłodsze „dziecko” Stowarzyszenia Miłośników Teatrów Szkolnych…
Za ten festiwal jest odpowiedzialna Helena Bakuło. A pomysł zrodził się przed czterema laty. Stwierdziliśmy, że aktorów do teatrów szkolnych warto wcześniej kształcić. Gdy dzieci już w przedszkolu zapoznają się z przedstawieniami, grą na scenie, to w szkole łatwiej sobie radzą z występami scenicznymi. Z kolei w szkole kształcimy przyszłych artystów dla Teatru Polskiego i Studia Teatralnego. Panie reżyserki często nas dopytują, czy nie mamy kogoś zdolniejszego, bardziej rozmiłowanego w teatrze, by zaczął grać z dorosłymi.
Zorganizowanie przeglądu teatrów szkolnych nie jest zadaniem łatwym i już mieliśmy wątpliwości, czy warto kontynuować tę tradycję. Jednak festiwal dla młodzieży jest dodatkowym bodźcem, motywacją do działania. Dobre jest też to, że przyjeżdżają do nas aktorzy, reżyserzy z Polski i pomagają nam, poczynając od doboru scenariusza aż po rady udzielane dla reżyserów, aktorów, podsuwają pomysły. Eliminacje do festiwalu są dobrą motywacją dla wszystkich, którzy grają w teatrach szkolnych. Ktoś, kto nie zakwalifikuje się do finału, oglądając go, uczy się wielu rzeczy. Może obejrzeć, jak ma być. Zawsze staramy się służyć radą, wskazówkami tym, którzy nas o to proszą. Wiele scenariuszy i pomocy znajduje się w bibliotece „Macierzy”, gdzie każdy nauczyciel może się zwrócić.
W nagrodę artyści najlepszych przedstawień otrzymują nagrody rzeczowe, kiedyś wyjeżdżali do Macierzy na szkolenia. Teraz ten porządek się zmienił…
Najnowszym pomysłem jest organizowanie każdego roku warsztatów teatralnych w Suderwie. Łatwiej bowiem zorganizować przyjazd kilku reżyserów z Polski, niż wyjazd kilkudziesięciu, czy kilkunastu uczniów do Polski. Udział w warsztatach biorą właśnie uczestnicy przeglądu teatralnego. Aktorzy z Polski pracują z naszymi uczniami, zaś my – instruktorzy, oglądamy, w jaki sposób przebiega ta praca. Uczymy się, jak z nimi pracować, by z niczego zrobić coś. Nie jest sztuką, by za pieniądze rodziców kupić drogie rekwizyty, ale by wykorzystać to, co się ma pod ręką. Warsztaty pomagają młodzieży rozwijać wyobraźnię, twórcze myślenie, bez których żaden teatr się nie obejdzie. Odbywają się też dla instruktorów warsztaty w Białymstoku. Zajęcia tam trwają od rana do wieczora, ale kończymy pełni satysfakcji z tego, co się osiągnęło.
Najlepiej prezentujące się grupy teatralne wysyłamy na Festiwal Teatrów Polskich Dzieci i Młodzieży we Włocławku. Byłam tam z „Wędrówką” i dwukrotnie z rzędu otrzymaliśmy główną nagrodę.
Przygotowanie spektaklu pochłania bardzo wiele czasu, sił i energii. Tym niemniej daje wiele satysfakcji; jak teatr wpływa na młodzież?
Jest to dla dzieci potrzebne. Często poświęcają swój wolny czas dla teatru, one tym żyją. Często spotykamy się i w soboty. Nie zawsze robimy próby po lekcjach, gdy uczniowie są zmęczeni. Kiedy szykujemy się do wyjazdu na jakiś festiwal do Polski, to przychodzą także latem. Teatr zmienia ich. Przez mój teatr przewinęli się też uczniowie, którzy byli lekko upośledzeni umysłowo, ale gra w teatrze nauczyła ich odwagi, pewności siebie, dobrego wysławiania się. Czasem przychodzi ktoś, kto jest niezdyscyplinowany, stwarzający kłopoty, grupa młodych aktorów stara się zaakceptować wszystkich. Przecież teatr jest odzwierciedleniem życia, a w życiu nie wszystko się układa pomyślnie, nie wszyscy są idealni. Dlatego każdy powinien mieć szansę. Wiele do powiedzenia mają same dzieci, które dużo już umieją, potrafią dostrzec różne rzeczy. Wymyślić scenografię, stroje, doradzić jak należy zagrać pewne role. Są krytyczni wobec swoich kolegów.
Moi uczniowie bardzo się cieszą, kiedy mają okazję występu dla większej publiczności. Czasem występujemy w DKP. Graliśmy na Dzień Dziecka. Nasz teatr jest specyficzny, tzw. fluoroscencyjny, potocznie nazywany czarnym. Potrzebujemy dobrych technicznych warunków: całkowitego zaciemnienia sali, więc niemałą radość sprawia nam możliwość występu w Teatrze na Pohulance.
Wspomniała Pani o czarnym teatrze, jest to nietypowy dla teatru sposób przedstawienia. Ważne jest idealne wręcz dopasowanie muzyki, światła i nietypowego uczestnictwa w przekazie aktorów. Skąd ten pomysł, czy młodzieży odpowiada nowoczesność na scenie?
Nie ograniczamy się wyłącznie do czarnego teatru. Występujemy na żywo, stosując elementy czarnego teatru. Udało się już nam połączyć poezję dziecięcą z czarnym teatrem. Młodzież jest otwarta na nowe formy. Jeśli coś jej się podoba, to oddaje się temu całym sercem.
Po raz pierwszy obejrzałam spektakl czarnego teatru w 2001 roku, gdy w DKP było przedstawienie aktorów z Polski. Później zorganizowali oni w Wojdatach kurs dla instruktorów teatrów szkolnych, w którym również uczestniczyłam. Od razu postanowiłam wypróbować tę metodę w mojej szkole. Prowadzący warsztaty odradzał mi, argumentując trudnościami w załatwianiu strony technicznej: całkowite zaciemnienie sali, specjalne oświetlenie, odpowiedni materiał. Wypróbowałam tę technikę na karnawale noworocznym. Uczniom to się spodobało i w taki sposób powstał czarny teatr w niemieskiej szkole. Staram się też, by wszystkie spektakle zawierały pewną treść, przesłanie, pobudzały widzów do myślenia. Sami aktorzy też proponują, w jaki sposób i co przedstawić. Wykorzystujemy także lektury, które uczniowie chętnie czytają i lubią.
Na przykład: już 25 razy przedstawiliśmy nasz spektakl o Janie Pawle II. Ale za każdym razem staramy się go urozmaicić, udoskonalić. Aktorzy dorastają, więc z każdym rokiem dobieramy bardziej ambitny repertuar.
Na spotkaniu opłatkowym dla dyrekcji polskich placówek oświatowych rejonu wileńskiego teatr „Wędrówka” zaprezentował nowy spektakl według baśni Hansa Christiana Andersena „Dziewczynka z zapałkami”, co publiczność przyjęła z zachwytem i nagrodziła gromkimi brawami. Niech więc rozpoczynający się nowy rok przyniesie dla Pani reżyser i jej młodych aktorów jeszcze więcej pomysłów i energii w tej twórczej działalności.
Teresa Worobiej
Na zdjęciu: Bożena Bieleninik wśród uczniów – zwycięzców „Kresów”.
Fot. archiwum