Otulić dziecko miłością
O pracy Służby Ochrony Praw Dziecka opowiada kierowniczka Silva LUKOŠEVIČIENE
Nadejście najpiękniejszych świąt w roku każdego z nas nastraja pozytywnie wobec świata i ludzi. Na tym chyba polega magia Bożego Narodzenia, że w tych dniach z większą życzliwością myślimy o bliźnich, staramy się nie skąpić im dobrego słowa, obdarowujemy prezentami. Śpieszymy do szkół, przedszkoli, by z rozpromienionymi twarzami wsłuchiwać się w wiersze, piosenki, melodie, które przygotowały dzieci. To wielkie przeżycie dla wszystkich. W te magiczne dni ludzie o wielkim sercu śpieszą do domów dziecka z pełnymi koszami darów, by chociaż trochę załagodzić ból tych, którym los wymierzył sierocą dolę.
Ale święta miną i znowu nadejdą monotonne dni bez rodzicielskiego ciepła, bez czułego słowa matki czy ojca. Służba Ochrony Praw Dziecka w rejonie wileńskim nie tylko z racji powierzonej jej funkcji, ale też zawdzięczając tym wyjątkowym, wspaniałym pracownikom, którzy ją zasilają i angażują się w pracę emocjonalnie, dba i pamięta o dzieciach przez okrągły rok. Zwłaszcza troszczy się o te, które jak zwykliśmy mówić, są sierotami przy żywych rodzicach.
W rejonie wileńskim, według ostatniej statystyki, ogólnie zamieszkuje 22 tysiące dzieci. Służba Ochrony Praw Dziecka ma prawo dotrzeć do dowolnego dziecka, z każdej rodziny, niezależnie od tego, czy jest to rodzina z grupy ryzyka socjalnego, czy też porządna rodzina. Jeśli chodzi o tą ostatnią, to SOPD występuje tutaj jako instytucja opiniująca w sprawach dotyczących podziału mienia, transakcjach dotyczących zastawu mieszkań, domów itp. przypadkach. Tej instytucji chodzi przede wszystkim o dobro dziecka, by w wyniku rozmaitych operacji majątkowych dziecko nie pozostało bez dachu nad głową.
To, co boli najbardziej
Dla nikogo nie jest żadną tajemnicą, że bez opieki rodzicielskiej pozostają dzieci głównie z powodu niewłaściwego trybu życia rodziców. Alkohol, a ostatnio jeszcze gorsza niszcząca siła – narkotyki – skazują maleństwa na sierocy los.
- Najbardziej bolesną kwestią w naszej pracy są rodziny, w których rodzice piją nałogowo i nie doglądają dzieci. Niestety, do grupy ryzyka zaliczamy również rodziny, które zostały dotknięte przez takie przypadki losowe jak nagła choroba, śmierć rodziców, czy nawet rozwód. W pewnych sytuacjach bezpieczeństwo dzieci może być zagrożone. W sytuacji rozwodu nie można twierdzić, że rodzice krzywdzą dzieci, czy za mało je kochają. Ale skoro w rodzinie zagnieździła się niezgoda, grożąca rozpadem małżeństwa - dziecko może przeżywać głębokie załamanie nerwowe – mówi Silva Lukoševičiene, kierowniczka Służby Ochrony Praw Dziecka w rejonie wileńskim.
O ile sytuacja dziecka w rodzinie patologicznej jest w miarę widoczna, o tyle trudno jest ją ustalić w rodzinie, która znalazła się na krawędzi kryzysu. Skądinąd wiadomo, że takie sytuacje konfliktowe pozostawiają w duszy niewinnych dzieci osad rozczarowania i żalu. Kiedy rozpoczyna się proces rozwodu dziecko staje się kartą przetargową matki lub ojca. Każdy z rodziców chce go mieć po swojej stronie, gdyż zgodnie z literą Kodeksu Cywilnego ten otrzymuje większą część majątku, z którym ma zamieszkać na stałe dziecko. Rodzice nie wstydzą się i grają tą kartą na całego.
Wiele niezgody pomiędzy będącymi w rozwodzie rodzicami wynika z powodu rozkładu spotkań z dzieckiem, dlatego też SOPD występuje tutaj w roli arbitra. Jeżeli rozmowy nie pomagają, rodzice mają prawo zwrócić się do sądu w sprawie ustalenia rozkładu spotkań z dzieckiem. Wszelako służba wydaje swój wniosek w powyższej kwestii.
Cudza opieka…
…oczy wypieka – brzmi stare porzekadło. Nawiązując do dzisiejszego tematu wypadałoby je nieco zmienić, gdyż w wielu przypadkach cudza opieka staje się dla dzieci z rodzin pijackich ratunkiem, ucieczką przez zaniedbaniem i znieczulicą. Jednakże ustalić opiekę nad dzieckiem można tylko w takich przypadkach, gdy nie ma nadziei na to, że ich biologiczni rodzice kiedyś na dobre „wytrzeźwieją”. Ustala się opiekę nad dziećmi, gdy są sierotami, gdy ich rodzicom czasowo lub bezterminowo jest ograniczona władza rodzicielska. Na dzień dzisiejszy w rejonie objęto opieką 244 dzieci, z czego 224 przebywa pod stałą opieką. W dowolnym momencie dzieci te mogą wrócić do rodziny, gdyby tylko matka i ojciec tego chcieli. Niestety, dzieje się inaczej. Jak zaznacza nasza rozmówczyni, w ciągu wielu lat pracy w służbie na palcach jednej ręki mogłaby policzyć, ilu ojców i matek zwróciło się do sądu, by oddano im dzieci i przywrócono wcześniej ograniczoną władzę rodzicielską. Najlepiej jest, gdy wolę opieki nad dziećmi wyrażają krewni lub całkiem obcy ludzie, którzy z podopiecznymi nie mają żadnych więzów pokrewieństwa.
- W naszym rejonie są ludzie wielkoduszni, dobrzy, zasługujący na najpiękniejsze słowa, jakie tylko można powiedzieć dla człowieka, który odważył się przygarnąć biedne, zaniedbane dziecko. Wilhelma Kozak ze starostwa rzeszańskiego, która przyjęła do swego domu dwie małe dziewczynki, mające poważne kłopoty zdrowotne, czy rodzina Gebenów z Zujun, która już prawie dwa lata opiekuje się bliźniakami Dorotą i Mateuszem są najlepszymi przykładami ludzkiej bezinteresowności i dobroci. A należy pamiętać, że liczba takich rodzin w rejonie zwiększa się. Coraz więcej ludzi uświadamia, że kochać można nie tylko dzieci rodzone, a z życia nie tylko czerpać, ale też coś dać potrzebującym. A te dzieci nie potrzebują tak wiele. Chcą ciepła, miłości i bezpieczeństwa – rozważa kierowniczka SOPD.
Inny status mają dzieci objęte czasową opieką. Jest ich obecnie 20. Najczęściej opiekują się nimi krewni: babcie, wujkowie, siostry, bracia. Tutaj jeszcze się tli iskierka nadziei, iż pewnego dnia rodzice zmienią swoje nawyki i przypomną o latoroślach. Zresztą ze słów pani Silvy wynika, że nieraz dochodzi do sytuacji, gdy matka czy ojciec obudziwszy się rano uświadamia sobie, co się stało i na kolanach błagają o zwrócenie dzieci.
Nie odrywając od środowiska
Dobrze, jeśli dzieci przygarniają krewni lub całkiem postronni ludzie. W skrajnych przypadkach dzieci izolowane z rodzin asocjalnych trafiają do instytucji opieki. Kierowniczka SOPD cieszy się, gdy dzieci z tzw. ustaloną opieką są przygarniane przez ludzi obcych lub krewnych. Taka opieka to najlepsza alternatywa dla opieki instytucjonalnej. Ale, niestety, nie wszystkie dzieci znajdują opiekunów. Na koniec roku 2007 w instytucjach przebywało 216 dzieci z rejonu wileńskiego. Chociaż w porównaniu do innych regionów kraju, ta liczba nie jest zbyt wielka, Silva Lukoševičiene twierdzi, iż musiałaby być ona znacznie mniejsza. Jakby byli dobrzy pracownicy Domów Opieki dla dzieci, to i tak nie mogą zamienić rodziców, a nawet opiekunów w prawdziwych rodzinach.
Od 1 stycznia 2007 roku zmieniła się Ustawa o usługach socjalnych. Na mocy tego dokumentu samorząd rejonu „kupuje usługi” w różnych instytucjach opieki. Najwięcej dzieci z rejonu wileńskiego przybywa w Domu Opieki w Podbrodziu. Specyfika tej placówki odpowiada zapotrzebowaniom dzieci z rejonu wileńskiego, w większości rozmawiających po polsku.
Niemało też dzieci umieszczono w wileńskich domach dziecka nr 1, 2 i 3.
- Zgodnie „z polityką dobra dziecka” nie należy odrywać dzieci od środowiska, w którym się urodziły i wychowywały. Trzeba zachować ich tożsamość narodową i język. Z uwagi na to, że nasz rejon nie posiadał swego domu dziecka, przedstawiliśmy projekt, by z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej otrzymać środki na założenie Centrum Kryzysowego Rodziny i Dziecka, które planujemy otworzyć w Kowalczukach. Przebrnęliśmy przez pierwszy etap i liczymy na to, że otrzymamy zaproszenie do udziału w drugim. Jeżeli nie otrzymamy pieniędzy, to będziemy liczyli na to, że samorząd będzie czynił kroki ku temu, by mieć przynajmniej jedną taką placówkę na terytorium rejonu. Założenie własnego domu dziecka rozwiązałoby wiele problemów, merytorycznych i finansowych - przybliża plany na przyszłość kierowniczka Służby Ochrony Praw Dziecka.
Praca podyktowana potrzebą
Codzienna praca pracowników Służby Ochrony Praw Dziecka nie należy do najweselszych, ani też najbezpieczniejszych. Dlatego też od początku minionego roku działalność w SOPD jest wciągnięta na listę prac niebezpiecznych. Podyktowana pilną potrzebą ingerencja do życia rodzin asocjalnych za każdym razem pozostawia głęboki ślad w sercu. Aczkolwiek przyświeca temu szczytny cel – ochrona dziecka przed koszmarem, jaki od najmłodszych lat przeżywają w rodzicielskich domach. W razie potrzeby z pomocą przychodzi policja, stale rodzinami z grupy ryzyka zajmują się pracownicy socjalni w starostwach. Odwiedzają je i pełnią nadzór.
Służba współpracuje z domem tymczasowej opieki nad dziećmi „Gile”, z którym samorząd ma zawartą umowę. Izolowane od rodziny dzieci od razu trafiają pod opiekę tego domu. Ścisła współpraca jest nawiązana również z organizacjami pozarządowymi, świadczącymi rodzinom pomoc psychologiczną i socjalną. W organizacji „Dom dziecka” zrozumienie, pomoc prawną oraz psychologiczną uzyskują nastolatki i kobiety, które doznały przemocy seksualnej.
Prawdziwą oporą w pracy służby jest Centrum Zdrowia Psychicznego w Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego. Personel tego ośrodka zawsze jest otwarty na problemy rodzin, dzieci w wieku nastoletnim.
- Nasza praca jest skomplikowana. Wymaga od człowieka wszechstronnej wiedzy: socjalnej, psychologicznej i prawnej. I nieraz wyczerpuje do reszty. Ileż trzeba włożyć wysiłku, jaki stres przeżyć, żeby pomóc człowiekowi. I chociaż jest to raczej smutna praca, odsłaniająca bolączki współczesności, są też i radosne chwile. Te chwile niewątpliwie są związane z adopcją dzieci – wyjaśnia.
Adoptują dzieci ludzie dojrzali, doskonale uświadamiający sobie, jak poważne czeka ich wyzwanie, by z małego człowieczka wychować pełnowartościowego obywatela.
Według oceny Silvy Lukoševičiene pochodzenie dzieci nie odstrasza potencjalnych przybranych rodziców. Są zdecydowani.
W ciągu mijającego roku adoptowano 18 dzieci z rejonu wileńskiego. Czternaścioro dzieci zaadoptowali obcokrajowcy, dwoje - obywatele Litwy, co do jeszcze dwóch maluchów, kwestia rozstrzygnie się w najbliższym czasie. Te dzieci wychowywane przez samotne matki zaadoptują ojczymowie.
Pani Silva jest przekonana, że obawy, iż dzieciom przybranym nie dzieje się najlepiej są bezpodstawne. Niejednokrotnie się przekonała, że już po niedługim czasie zmieniają się nie do poznania. Pięknieją, a ich oczy przestają być smutne.
Udana adopcja, to uwieńczenie pracy Służby Ochrony Praw Dziecka. Kiedy nie ma żadnej szansy, by dziecko pozostało w rodzinie, uporządkowanie jego statusu jest jednym z najważniejszych zadań. Dopóki rodzice nie są pozbawieni praw rodzicielskich, dopóty nie można dziecka adoptować.
Z pewnością dzieci, którym brakuje uwagi i wrażliwości ze strony rodziców, zasługują na miłość tak samo, jak wszystkie inne dzieci tego świata. Czas spełnienia marzeń trwa…
Irena Mikulewicz
Na zdjęciu: na Mikołajki rodzeństwo Dorotę i Mateusza odwiedziły pracowniczki SOPD Halina Markowska i Silva Lukoševičiene.
Fot. archiwum