Moja wieś, moja szkoła, moja pamięć
Nie możemy pozwolić, by nasze życie mijało bez spotkań przyjaciół, jednoklasistów, ziomków i bez wspomnień tego, co już minęło.
Dalej czy trochę bliżej, każdy z nas ma swą przeszłość. Tam, gdzieś za horyzontem minionych dni, urodził się nasz dzisiejszy dzień. Być może w małej wioseczce, być może w mieście, rozpoczęła się droga każdego z nas, droga w przyszłość.
Tak już jest, że przedstawiamy Wileńszczyznę jako określony teren z kilku rejonów, na którym zamieszkuje wielu Polaków. A jednak za granicą Wilenszczyzny jest niemało miejscowości, gdzie mieszkali i mieszkają przwdziwi patrioci polskości, w tych małych społecznościach działały wspaniałe źródła kultury i oświaty.
Przenieśmy się dziś do rejonu malackiego, w okolice wsi Giryncy, Widugiry, Szakaliszki, Maldziuny, Kumielino, Żuprowala, Rapieje, Słoboda, Argirdziszki i wiele innych. Nazwy mówią nam, że od wieków mieszkali tu blisko siebie i Polacy, i Litwini. Aczkolwiek starzy mieszkańcy twierdzą, że w dzieciństwie nie słyszano tu innej mowy oprócz polskiej.
Piękne są te okolice, poza tym zaczyna się tu Łabanorski Park Regionalny: majestatyczne sosnowe bory, jeziora o czarodziejskim uroku, bagniska, zamieszkałe przez rzadkie zwierzęta i porośnięte unikatowymi roślinami. Ciekawa to miejscowość, bogata i niezwykła.
To tu 9 czerwca we wsi Maldziuny odbyło się niezwykłe spotkanie przeszłości z przyszłością. A mianowicie, spotkanie byłych uczniów i nauczycieli maldziuńskiej szkoły polskiej. Łzy i uśmiechy, wspomnienia i plany na przyszłość. Spotkały się różne pokolenia, ale zarazem tak bliscy sobie ludzie.
Szkoła
Historia szkoły, jak i los człowieka, miewa różne czasy. Tak jest i ze szkołą w Maldziunach.
W czasach carskich szkoły w tej wsi nie było, była 3-klasowa szkoła w pobliskich Giryncach.
W 1916 roku- Niemcy otworzyli tu swoją niemiecką szkołę.Wreszcie w roku 1918 powstała szkoła polska, jej pierwszym nauczycielem był Naruniec. W 1920 nadal istniała szkoła polska, w tym czasie dzieci uczyła pani Grecka, w latach 30.- nauczała pani Olechnowicz. Rok 1939 przyniósł na te ziemie okrutną wojnę, ale szkoła, chociaż krótko, jeszcze trwała. Zmieniały się nauczyciele: Subacz, Krumienis, Wojczulionis. Zmieniały się też władze. Jak opowiadają uczniowie szkoły z tamtych czasów, w czasie lekcji nad tablicą wisiał portret Smietony , lecz na przerwie, gdy nauczyciel wychodził, zdejmowano go i na jago miejsce zawieszano portret Piłsudskiego.
Skończyła się wojna i szkoła zaczęła nowe życie, jej dyrektorką została pani Gembicka.
Od roku 1949 do 1958 szkołą kierowała nowa dyrektorka- Regina Horodecka. Cześc i chwała pani Reginie, bo to zawdzięczając jej frasobliwości, energii i patriotyzmowi zebrane zostały dzieci ze wsi bliskich i dalszych oraz z zaścianków. Do pomocy pani Reginie służył wspaniały człowiek- Władysław Kuharo. Więc miała ta szkoła polonistkę i matematyka, szlachetną kobietę i prawdziwego erudytę. Pani Regina włożyła wiele serca w szkołę, dbała o jej dobrobyt, o dobrych specjalistów, takich jak panowie: Borysiewicz, Leonowicz, Silicki, panie: Lipińska, Fiszer, Szybko, Kuharo, Czerniawska, Ostrowska; później panowie Mackiewicz, Leonowicz, Skinder, panie: Piórko, Szostak, Szylkina.
W tym właśnie okresie szkoła w Maldziunach rozwijała się i doskonaliła, najwięcej też uczęszczało do niej dzieci - około 100 uczni! Dzieciaki przychodziły z miejscowości oddalonych od szkoły o kilka, a nawet 7 km, nawet zimą, gdy było ciemno i jesienią, gdy była plucha. Opowiadają teraz, że gdy przychodziło kopać ziemniaki i opuścić zajęcia - płakały. Chodziło się przez ciemne lasy, gdzie nieraz spotkać można było wilka, dzika, przez zamarźnięte jeziora. Do szkoły. Po wiedzę. A przecież w Maldziunach nie było nawet elektryczności (do roku 1960), lekcje prowadzono przy lampie naftowej. Dużo czego nie było: nie było maszyn, nie było sklepu, ale szkoła była. Szkoła, która daje bilet w przyszłe, dorosłe życie. Nie wierzą teraz wnuczęta swym babciom opowiadającym o takiej szkole i drodze do niej. Nie wierzą, bo przecież tak często nie chce się im iść do ciepłej, widnej szkoły, gdzie wszystko jest ( oprócz chyba kaligrafii ). Więc, jak by to nie brzmiało banalnie, dla dzieci z lat powojennych nauka była najjaśniejszym światłem, a nauczyciel, na szczęście, największym autorytetem.
Od roku 1958 do 1962 szkołę przejęła Wanda Czerniawska, w tym czasie zaczęły się masowe wyjazdy ludzi do Polski, zaczęto odczuwać brak ucznów, ale szkoła jeszcze jakoś się trzymała. Od roku 1962 do 1967 wciąż istniała polska szkoła początkowa, aż w roku 1967 została zlikwidowana z powodu braku dzieci. Takie są losy szkoły.
Obecnie we wsi z trudem odnajdzie się chodziażby jedno dziecko, raczej w czasie letnich wakacji. Ale i tak one zamiast dzień dobry powiedzą już nam tylko Laba diena. Starszych mieszkańców wsi (i nie tylko wsi Maldziuny) można z łatwością policzyć na palcach. Takie są dzisiejsze losy tej, niegdyś dużej wsi.
Spotkanie
9 czerwca gromadka ludzi zebrała się przy kościele we wsi Joniszki. Każdy z nich najpierw patrzył na drugiego uważnie, a zaraz się cieszył wołając: Lusiu!, Antosiu!. Po tym jak pierwsze łzy zostały otarte, rozpoczęła się Msza święta w intencji wszystkich uczniów i nauczycieli szkoły w Maldziunach oraz ich rodzin. Ksiądz w homilii porównał szkołę do słońca, którego światło zawsze oświeca nam drogę.
Lata zabierają urodę, czasem i zdrowie, tylko pamięć młodych lat na zawsze pozostaje.
14-osobowa grupa (w tym 2 nauczycielki) udała się następnie do wsi Maldziuny, by ujrzeć raz jeszcze ukochaną szkołę, która, na szczęście się, zachowała. Była szkoła teraz dom prywatny, obok niego zrobiono pamiątkowe zdjęcie, następnie się udano do starego sadu , obok domu byłych mieszkańców Maldziun. Jak jedna rodzina, ludzie usiedli przy wspólnym stole. Wszyscy obecni kolejno zabierali głos, każdy z wielkim rozrzewnieniem i respektem dla nauczycieli dziękował i wspominał, ciesząc się ze spotkania. Wiele wspaniałych słów zostało powiedzianych. Między innymi o tym, że trzeba kochać życie, dopóki ono mija. Pani Danusia (w panieństwie Podlipska) odczytała piękny wiersz Dalii Saukaityte:
...Cały czas dziwić się cudem bycia i cicho
Nad zmarszczkami pośmiać się...
Zabrały głos i nauczycielki maldziuńskiej szkoły. Od nich to wiele pochwał usłyszeli byli uczniowie i uczennice pod swoim adresem. Wiele miłości zawarte było w wypowiadanych słowach, wiele radości wyrażono z powodu spotkania!
Do późnego wieczora trwało to niezwykłe spotkanie: spotkanie czasów, spotkanie pokoleń, spotkanie wspomnień. Jednak czas rozstania zbliżał się nieubłaganie, trzeba było się żegnać. Radość jednak była tak wielka, że każdy odjeżdzał z nadzieją rychłego zobaczenia się znów, dziękując organizatorom i życząc wszystkim dobrego zdrowia.
Najszlachetniejszym naszym zadaniem jest nie tylko zachowanie pamięci o tym, co już minęło, ale i pielęgnowanie tego, co mamy teraz. Z minionych lat, jak z małych ziarenek wyrosły wielkie i silne osobowości, które w życiu wiele osiągnęły. Ludzie znający i szanujący język polski, umiejący poprawnie napisać wyraz z rz, wiedzący kim jest Adam Mickiewicz czy Józef Piłsudski. Jeszcze bardziej ważne jest, by nowe pokolenie też wiedziało to wszystko i żeby pamiętało, że ich dziadkowie lub rodzice poznawali duży świat być może w małej wiejskiej szkółce. By wreszcie wiedziało, gdzie szukać tą małą wioseczkę! Bez tej wiedzy nie ma dziśi nie będzie jutra.
Maria Jakubowska
Na zdjęciu: podczas spotkania.
Fot. autorka