Obozowisko nad Wilią rodzicielką naszych strumieni
To, że po raz pierwszy po tylu latach udało się przekroczyć granicę białorusko-litewską przez Wilię to prawdziwy cud , nasz spływ po Wilii z pewnością można byłoby porównać do zburzenia muru berlińskiego! takie śmiałe oceny wyprawy, zorganizowanej z okazji 150-lecia legendarnej wyprawy po Wilii hrabiego Konstantego Tyszkiewicza, padały z ust uczestników litewsko-białoruskiej ekspedycji, którzy w czwartym dniu po przekroczeniu granicy w Bujwidzach rozbili obozowisko w Niemenczynie.
Jak już zapowiadaliśmy w Tygodniku, właśnie tutaj, w Niemenczynie, nad brzegiem Wilii miał się odbyć wieczór folklorystyczny, na który organizatorzy spływu zaprosili mieszkańców tego uroczego zakątka Wileńszczyzny. Zanim jednak zebrali się wszyscy uczestnicy załogi, która na 18 łodziach, katamaranach i kajakach dobiła brzegu w Niemenczynie, chcieli oni zjeść zupy z kuchni polowej, wykąpać się w spokojnie toczącej swe wody rzece i podzielić się wrażeniami z przebytej drogi.
kraj nietkniętej przyrody
Na reżysera Vytautasa Damaševičiusa, czyli pochodzącego z Laudy i posługującego się piękną polszczyzną podróż wywarła niezatarte wrażenia. Zwłaszcza początek. Te nietknięte, dziewicze, bagniste początki naszej rodzimej rzeki, które w miejscowości Wilejka na Białorusi przybierają już kształt rzeki.
- Odnalazłem kraj nietkniętej przyrody. Na początku naszej podróży spotykaliśmy jednego, dwóch ludzi. Jeszcze przed miasteczkiem Wilejka mogliśmy delektować się dziewiczą przyrodą. Wzdłuż nurtu Wilii przebiega stara granica między Rosja i Polską międzywojenną. Mieszanka języków: rosyjski, białoruski, polski, te stare piosenki Tak było za Tyszkiewicza, a co stało się z tym krajem za czasów sowieckich?.. Dzisiaj mieszkający nad Wilią ludzie, których spotkaliśmy, opowiadali jak się układało ich życie po tych wszystkich zmianach. Dziewicza przyroda zanika, a gdy przekroczyliśmy granicę z Litwą, to tutaj zauważyłem brak autentyczności w ludziach - dzielił się wrażeniami Vytautas Damaševičius.
Zdaniem reżysera, którego ostatni film nosi nazwę Wilno Miłosza, u źródeł Wilii mieszkają ludzie bardziej otwarci, czekający na innych ludzi. Im dalej Wilia płynie, tym bardziej człowiek unika kontaktu z innymi ludźmi - zamyka się w swoich willach, ogródkach działkowych czy daczach.
Jednocząca siła Wilii - Neris
W rozmowie z Tygodnikiem kapitan grupy litewskiej Vytis Vidunas, entuzjasta turystyki wodnej, lektor Uniwersytetu Wileńskiego w zakresie indologii, sanskrytu i literatury staroindyjskiej pocieszał się, że podróżnikom udaje się realizować cele tej niecodziennej ekspedycji. Najważniejszym celem jest upamiętnienie pierwszej ekspedycji nurtem rzeki Wilia, którą w 1857 roku zainicjował hrabia Konstanty Tyszkiewicz. Podsumowaniem legendarnej ekspedycji stała się książka wydana już po śmierci autora, w 1871 roku - Wilia i jej brzegi, która dopiero w roku 1992 została wydana również po litewsku (Neris ir jos krantai). Książka ta stała się unikatowym, kompleksowym opisem geograficzno-historyczno-etnograficznym kolejnych kilometrów rzeki.
Zadaniem załogi litewskiej, która składała się głównie z naukowców, krajoznawców, etnologów, badaczy kultury, sztuki, a także miłośników podobnych wodnych atrakcji, było zbadanie i porównanie sytuacji sprzed lat z tym, co dzisiaj się dzieje wokół rzeki.
- Początkowo chcieliśmy odtworzyć tę podróż, którą sto pięćdziesiąt lat temu odbył Tyszkiewicz i jednocześnie utrwalić ten stan, jaki na rzece i jej brzegach zaistniał dzisiaj. Jego dzieło było znaczące, gdyż odzwierciedla ówczesną sytuację: kto zamieszkiwał tereny nad rzeką o podwójnej nazwie Wilia - Neris, czym się ci ludzie zajmowali. Opisał fakty historyczne, przeprowadził też prace wykopaliskowe, słowem zrobił wiele badań dotyczących tego, co było związane z tą rzeką wówczas podkreślił Vytis Vidunas.
Przedstawiając cele ekspedycji kapitan załogi litewskiej szczególnie akcentował znaczenie rzeki w kulturze narodów zamieszkujących nad jej brzegami, w rozwoju cywilizacji. Jednakże rzeka to bogactwo, na które nie należy patrzeć jak na zjawisko przyrody, służące do wylewania ścieków, czy po stromym zboczu spychać doń śmieci Szczególnego wydźwięku podczas tej podróży nabiera więc aspekt zachowania środowiska, naturalnej przyrody wzdłuż rzeki, ponieważ zanieczyszczanie odpadami bytowymi, budowa zatorów, nieodwracalnie zmienia jej oblicze. Podróżujący naukowcy każdy w swoim zakresie etnograficznym, historycznym, krajoznawczym dokonują obserwacji i wniosków.
- Chcieliśmy podkreślić, że od dawna rzeka była siłą jednoczącą narody. Nad rzeką zamieszkiwały różne narodowości. Poprzez tę ekspedycję chcemy zademonstrować, że możemy być razem, pracować razem, podróżować razem stwierdził Vytis Vidunas.
- Jesteśmy pionierami. Zawdzięczając Litwinom ta sprawa nabrała takiego napędu. Dostaliśmy wszelkie pozwolenia na poziomie Ministerstwa Sportu i Turystyki, wizy i ta wspaniała, niezwykle ciekawa wyprawa doszła do skutku powiedział Aleś Jurkojć, członek białoruskiej załogi.
Błogosławieństwo władzy i duchownych
Członkowie wspólnej wyprawy są zafascynowani podróżą i tym, jak są podejmowani przez napotkanych po drodze ludzi. Od samego początku podróżnicy byli ciepło przyjmowani przez Białorusinów, a ich wspólna inicjatywa doczekała zrozumienia i poparcia lokalnej władzy na Białorusi. Ba! organizacja wyprawy została pobłogosławiona przez Ministerstwo Sportu i Turystyki Republiki Białoruś. Zaś w Łogojsku (właśnie tam zamieszkiwał hrabia K. Tyszkiewicz) w cerkwi pw. Mikołaja Cudotwórcy, patrona wędrowników i marynarzy, podczas wspólnego nabożeństwa uczestnicy wyprawy zostali pobłogosławieni przez duchownego prawosławnego i katolickiego księdza. Chyba właśnie dlatego, tak składnie nam idzie zaznaczał Michalewicz Michaił Michałowicz, z zawodu lekarz sanitarny, zagorzały turysta, który od samej Wilejki towarzyszy ekspedycji.
Bez problemów też przebiegała ceremonia przekroczenia granicy. Mimo dwugodzinnego opóźnienia z przybyciem do specjalnie zorganizowanego punktu kontroli granicznej, funkcjonariusze ze strony Białorusi i Litwy, czekali na ekspedycję na granicy, by bardzo solidnie i kulturalnie spełnić swój obowiązek.
Zmiany w dobrą stronę
- Wielkim przyjacielem Konstantego Tyszkiewicza był pisarz Ignacy Chodźko. Pisał po polsku, więc szczyci się nim Polska, ale szczyci się też i Białoruś. W zeszłym roku obchodziliśmy jego urodziny i w majątku koło wsi Ludwinowo, gdzie się urodził, postawiliśmy mu pomnik. W Wilejce jego imieniem nazwaliśmy ulicę. Nasi krajoznawcy wykonali to w porozumieniu z władzami, z Radą deputowanych rejonu. Nie sposób więc byłoby pominąć najlepszego przyjaciela Chodźki - Konstantego Tyszkiewicza. Idea takiego spływu nie była nam obca opowiada Michaił Michalewicz.
Inicjatywę chętnie poparły kluby turystyczne. Do załogi przyłączyli się również pracownicy muzeów, w takich miejscowościach jak: Łogojsk, Smorgonie, Wilejka, Ostrowiec, przez które przepływa Wilia. Dlatego ekipa białoruska liczy aż 38 członków. 12 osób płynie, jak się wyraził pan Michaił, oficjalnie. Reszta - to osoby prywatne, które płyną na własny koszt, gnane tzw. porywem duszy.
Michaił, zajadły podróżnik i krajoznawca zaliczył już 6 spływów po rzece Wilia. Ale dopiero ten ostatni, po 25 latach zaprowadził go aż tak daleko.
- Byłem ciekaw na ile Wilia się zmieniła za te lata? No i zmieniła się. Co ważne, że w dobrą stronę. Teraz po obu brzegach Wilii po stronie Białorusi ludzie rozmawiają po białorusku, nie po rosyjsku, jak to było przed 25 laty. W Zalesiu, mieście nad rzeką, gdzie działa zakład sylikatowy przed laty woda w Wilii na długości 40 km była biała jak śnieg. Dzisiaj są tu oczyszczalnie i mimo iż zakład na pełną moc pracuje w dwie zmiany, nawet nie odczuliśmy, że przeszliśmy przez to miejsce dzielił się swymi obserwacjami członek załogi białoruskiej.
Wszystko się zmienia, a rzeka płynie
Czas wieczornej imprezy niepostrzeżenie nadszedł i gdy już głód podróżnych i ciekawość przybyłych do obozowiska gości została zaspokojona, wszyscy udali się na miejsce wieczornicy.
Zebranych powitał, jak przystało - chlebem i solą - mer Niemenczyna, Mieczysław Borusewicz. Przedstawiając miasto jako przyjazny dla ludzi ośrodek wypoczynkowy zaprosił uczestników ekspedycji oraz gości do miłej zabawy. Również wicedyrektor administracji samorządu rejonu wileńskiego Rita Tamošiuniene w trzech językach powitała zebranych, wyrażając przy tym nadzieję, że uroda okolic, miejscowy folklor i wielonarodowość wywołają u podróżujących jak najlepsze wrażenia. Upominki, ufundowane przez samorząd rejonu wileńskiego kapitanom drużyn ekspedycji wręczył Edmund Szot, kierownik wydziału kultury, sportu i turystyki. Po czym nad Wilią popłynęły dźwięki znanych wszystkim melodii, wykonanych przez zespół Sużanianka.
Inscenizacje nawiązujące do wyprawy Tyszkiewicza przedstawił teatrzyk pod kierownictwem Heleny Bakuło z Rukojń. Gości reprezentował Zmitro Sidorowicz, który wszystkich zaskoczył grą na rzadko spotykanym w naszych stronach instrumencie kobzie. Do późnego wieczora gości i podróżnych zabawiał litewski zespół ludowy i kapela Nalšia, pod kierownictwem Audrone Vakariniene.
Stoimy na ziemi litewskiej, więc śpiewać będziemy po litewsku ogłosiła konferansjerka zespołu. Nie mniej jednak podczas wieczornicy nie obyło się bez swojskiej pieśni białoruskiej Kasiu Jaś kaniuszynu w wykonaniu Sużanianki, a podchwyconej przez tłum zgromadzonych, skocznego białoruskiego krakowiaku i wielu innych znanych utworów. Słowem publiczność się zabawiała w duchu tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tradycji wolnej od uprzedzeń z powodu różnic językowych, wyznaniowych i rozmaitości obyczajów.
Irena Mikulewicz
Na zdjęciach: obóz nad Wilią; bałoruski krakowiak pod dźwięki egzotycznego instrumentu; Michalewicz Michaił Michałowicz od samej Wilejki towarzyszy ekspedycji.
Fot. autorka