Spółka rolna Naujoji Rudamina
Ziarnko do ziarnka
Od momentu upadku kołchozów i sowchozów, z każdym rokiem zmniejsza się liczba działających na ich bazie gospodarstw rolnych, które nie mogąc sprostać wyzwaniom dnia dzisiejszego zawieszają działalność. W skali całego kraju spółka rolna, czyli potocznie zwane bendrove jest już raczej rzadkością.
Spółka rolna Naujoji Rudamina (Nowe Rudomino), jak sama nazwa podpowiada działająca w Rudominie, jest jedyną w rejonie wileńskim, która nie daje za wygraną i uprawia pola: sieje, orze, zbiera plony, ima się innej działalności, by udowodnić, że z pracy na roli chociaż i skromnie, ale przeżyć można.
Od maja 2002 roku przewodniczącym spółki jest Władysław Zienkiewicz (na zdjęciu), który swoje życie na dobre i złe związał z pracą na roli.
- Od najmłodszych lat zacząłem tutaj pracować, a więc jeszcze za czasów kołchozu. Była tylko przerwa na wojsko. Początkowo pracowałem jako brygadzista, potem jako zarządca. Pracę swoją doskonale znam i lubię. I wszystko byłoby dobrze, gdyby mieliśmy więcej ziemi pod uprawy opowiada Władysław Zienkiewicz. - Wszystkie tutaj ścieżki i drzewa znam. To parafia mojej matki i ojca dodaje.
Dzisiaj gospodarzy na 120 ha ziemi. Niestety, ziemi własnej spółka nie posiada ani metra, toteż jest zmuszona do dzierżawienia pól uprawnych. Zawiera więc umowy z właścicielami i gospodaruje na tych łanach, których właściciele nie są w stanie uprawiać.
Zdaniem pana Zienkiewicza, wielu mieszkańców wsi uważa, że na ziemi nie opłaca się pracować i woli tę ziemię zapuścić ugorem, albo po prostu sprzedać. Z tej też przyczyny właściciele nie chcą dzierżawić ziemi na dłużej niż na 2 lata.
- Aby uzyskać dobry plon trzeba w ziemię zainwestować, nie wystarczy wrzucić nasiona do ziemi Ziemia jest zachwaszczona, zaniedbana. I ledwo zaczynamy z jakiegoś nadziału korzystać, jak się okazuje, że właściciel już nie chce nam go dzierżawić. Zdarzył się nawet przypadek, że zasieliśmy na polu żyto, a gdy zbieraliśmy zboże to już ta ziemia była sprzedana narzeka Władysław Zienkiewicz.
Według przewodniczącego, spółka mogłaby lepiej sobie radzić, gdyby miała chociaż trochę własnościowej ziemi lub umowy z właścicielami byłyby zawierane przynajmniej na 5 lat. W obecnej sytuacji jest zmuszona do imania się innego rodzaju działalności. Po upadku kołchozu na rzecz spółki przeszedł mieszczący się w centrum miasteczka sklep i stołówka. Placówki te w takim osiedlu jak Rudomino są bardzo potrzebne. Toteż na brak klientów ani sklep, ani tym bardziej stołówka nie narzekają. Zamówienia sypią się niczym z rogu obfitości, nieraz się zdarza, że stołówka przyjmuje po 3 zamówienia dziennie. Są to przyjęcia okolicznościowe z różnych okazji (wesela, urodziny, rocznice, obiady żałobne). Słowem, roboty sporo. Z uwagi na potrzeby stołówki spółka rolna hoduje warzywa. Każdego roku sadzi kilka hektarów ziemniaków: na potrzeby własne, jak też potrzeby okolicznych mieszkańców. Swoim mieszkańcom pomaga także sprzętem przy pracach polowych. Ten, kto zwraca się o pomoc, nie dostanie odmowy.
Podstawowe zasiewy stanowią zboża ozime żyto, pszenica. W roku bieżącym posiada 42-hektarowy obszar obsiany tymi uprawami. Wiosną zaś resztę uprawianych pól zasiewa się owsem, gryką i jęczmieniem. Wszystkie uprawy są zadeklarowane, a więc przysługuje za nie unijna dopłata. Wpływy z działalności spółki oraz pieniądze otrzymane z tytułu sprzedaży budynków pokołchozowych pozwalają na to, by stopniowo rozliczać się z udziałowcami, których na dzień dzisiejszy jest 98.
Spółka rolna z Rudomina zatrudnia 15 osób. W sezonie intensywnych prac polowych znajdują tu zatrudnienie także robotnicy z giełdy pracy. Pan Zienkiewicz nie ukrywa, że do pracy w spółce rolnej niełatwo jest znaleźć chętnych. Młodzi nie chcą pracować, zaś ci, którzy dalej ciągną ten przysłowiowy wóz to są ludzie po pięćdziesiątce.
Spółka posiada 6 ciągników, 3 przyczepy, 3 ciężarówki, 2 stare, ale jeszcze sprawne młocarki Niwa, 2 mikrobusy, którymi się dowozi towar do sklepu i stołówki, a w razie potrzeby są one też wynajmowane mieszkańcom.
Do spółki należą również zakłady mechaniczno-naprawcze, które, jak powiada przewodniczący, obsługują własny sprzęt. Część pomieszczeń spółka wynajmuje pod serwis naprawy samochodów. Byłe silosy kiszonkowe wynajmuje i wykorzystuje jako parking samochodów, które przechowuje tutaj policja. Drugi silos, w którym kiedyś przechowywano kiszonkę, służy jako zbiornik na węgiel.
Część należących do spółki pomieszczeń biurowych wynajmuje się dla szwaczki, szewca. Dobra organizacja pracy i wielokierunkowość działalności sprawia, że przysłowiowe ziarnko do ziarnka daje pewną miarkę.
Marzeniem pana Władysława jest nabycie nowego kombajnu-młócarki i posiadania przynajmniej 100 ha własnej ziemi, wtedy praca na roli byłaby bardziej honorowa.
Nie żyjemy bogato, ale na chleb z masłem wystarcza z pogodnym uśmiechem podsumowuje działalność przewodniczący spółki Władysław Zienkiewicz.
Irena Mikulewicz
Na zdjęciu: Władysław Zienkiewicz.
Fot. autorka