Z MUZYKĄ PRZEZ ŻYCIE

Dziewczyny i do tańca, i do różańca

Dla dwóch nauczycielek Szkoły Średniej w Połukniu ( jednocześnie litewskiej Szkoły Średniej Medeinos w tej miejscowości) Iwony Grigiene i Renaty Jokniene okres zbliżających się Świąt Wielkanocnych nie oznacza wcale, że w tym czasie będą miały więcej zadań do zrealizowania i więcej spraw do załatwienia. Przez cały Boży rok choreograf Iwona Grigiene oraz kierownik artystyczny Renata Jokniene dźwigają ciężar obowiązków, który mieści się w pojemnym słowie „kultura”. Wszystko, do czego przyłożyły rękę te dwie młode nauczycielki, matki i żony, przyjaźnie nastawione do ludzi i całego świata osoby sprawia, że życie staje się piękniejsze. Nabiera więcej barw i sensu. Nieprzypadkowo więc stały się bohaterkami niniejszego opisu.

Ani się obejrzeć, jak przeleciał czas i byłe uczennice połukniańskiej wszechnicy, w której w swoim czasie żaden koncert nie odbył się bez dźwięcznego głosu Iwony Szczygłówny (dzisiaj Grigiene) i imprez z udziałem Renaty Krasowskiej ( Jokniene), uczęszczającej do szkoły muzycznej w Rudziszkach, dzisiaj same nauczają dzieci w rodzimej szkole.

Szkoła - przeznaczeniem

Wybór zawodu od ukończenia szkoły był przesądzony – praca w szkole. Nie od razu jednak Iwona wiedziała, że jej przyszłość będzie związana z tańcem i muzyką.

- Po szkole wstąpiłam do szkoły pedagogicznej w Nowej Wilejce. Zawiozła tam mnie mama, która jest absolwentką tej szkoły i do dzisiaj pracuje jako nauczycielka w Międzyrzeczu w rejonie trockim. Mama chciała, żebym też była nauczycielką klas początkowych. Wstąpiłam na wychowanie przedszkolne. Ale gdy po pomyślnie złożonych egzaminach przyjechałam na uczelnię 1 września, zrozumiałam, że to nie jest to, czego bym chciała. Dowiedziałam się, że w Szkole Kultury im. Tallat-Kelpszy w Wilnie tworzone są dwie polskie grupy na kierunku teatru i choreografii. Zebrała się zaledwie sześcioosobowa grupa Polaków, więc i tak wszyscy studiowaliśmy razem, a nauka odbywała się w języku litewskim. Na praktykę jeździliśmy do Polski – wspomina Iwona Grigiene, choreograf i organizator imprez kulturalnych w starostwie.

Po ponad trzyletnich studiach Iwona wróciła do „swej” szkoły.

Chociaż Połuknie, jest niemałym ośrodkiem gminnym, przez długie lata nie było tutaj szkoły muzycznej, toteż rodzice Renaty Jokniene, państwo Krasowscy, dowozili córkę przez las, „na skróty” aż 10 km! do najbliższej szkoły muzycznej w Rudziszkach. Przezorność rodziców nie zawiodła. Kilkuletnia nauka w szkole muzycznej w klasie fortepianu nie tylko zaszczepiła w dziewczynce miłość do muzyki, ale też podyktowała dalsze plany życiowe. Po maturze Renata wstąpiła na studia do Akademii Muzycznej w Wilnie i pomyślnie je zakończyła. Pedagogika muzyki, bo taki był kierunek studiów, dawał przepustkę do pracy w szkole. Jakby tego było mało, obie nasze bohaterki zdały na drugi kierunek studiów. Renata ma już za sobą kształcenie na kierunku pedagogiki muzyki i dyrygentury chóralnej na Uniwersytecie Pedagogicznym, Iwona jest studentką II roku edukologii tańca na tejże uczelni.

W poszukiwaniu folkloru

Niełatwo jest pogodzić obowiązki zawodowe i domowe; obie są matkami i mają po dwoje pociech. Jednakże niestrudzone, tryskające witalnością połuknianki ciągle szukają czegoś nowego. Cztery lata temu w ramach programu „Wieś dla młodzieży” napisały projekt, którego celem było gromadzenie miejscowego folkloru.

- W momencie, gdy zgłosiłyśmy projekt, rejon trocki przeżywał prawdziwy boom pisania tego typu projektów. Nasz projekt został pozytywnie oceniony, ale ku naszemu zdziwieniu na jego zrealizowanie otrzymałyśmy tylko… 500 litów. I jak tu za takie pieniądze zorganizować ekspedycję, obóz dla młodzieży, która chodziłaby od wsi do wsi? – opowiada Renata Jokniene, która była wówczas w dziewiątym miesiącu ciąży ze swym młodszym synkiem.

Niemniej jednak idea ta została zrealizowana, a uczestnicy tej wspaniałej i trudnej zarazem wyprawy do dzisiaj ją wspominają.

Zaangażowana do projektu młodzież z zespołu „Połuknianie” na poszukiwania miejscowego folkloru wyruszyła wczesnym sierpniowym rankiem. Sam zaś projekt miał trwać aż trzy dni. A że letnie dzionki były nadzwyczaj słoneczne, ekspedycje na piechotę do odległych od Połuknia o 5 km Madziun nie były zadaniem najłatwiejszym. O ileż przyjemniejszym stało się obcowanie z najstarszymi mieszkańcami tej wsi.

- Genowefa Mackun, mająca wówczas 88 lat, na początku była zaskoczona naszym „najazdem”. Ale już w pierwszym dniu ekspedycji wyśpiewała niemało znanych dla niej pieśni. Gdy przyszliśmy do niej nazajutrz - zaśpiewała jeszcze więcej. Potem przyznała się, że całą noc nie spała i myślała, co by tu jeszcze nam zaśpiewać…- z entuzjazmem opowiada Iwona Grigiene.

Młodzież serdecznie przyjęli również mieszkańcy Pokrempia, wsi leżącej na styku trzech rejonów: trockiego, wileńskiego i solecznickiego. Przychylnie powitano w Lipnikach, gdzie najwięcej cennych pieśni dla wędrujących dziewczyn i chłopaków wyśpiewała Paulina Aleksandrowicz. W ostatnim dniu ekspedycji rozbito obóz nad rzeką Łukną w Madziunach. Zaproszono wszystkich uczestników tych trzydniowych wydarzeń i tam wszyscy razem do późnej nocy bawili się przy ognisku.

- Najwięcej cennych, dotąd nieznanych materiałów czyli folkloru śpiewanego dostarczyła nam pani Mackun z Madziun. Pieśni, a właściwie długie, składające się z 15-20 zwrotek ballady o ciężkiej doli kobiecej, po prostu nas zauroczyły – twierdzi Renata Jokniene.

Według pań Renaty i Iwony ekspedycja stała się nie tylko chodzeniem od wsi do wsi, od domu do domu, ale też poniekąd lekcją wychowawczą. Zetknięcie się z wartościowymi ludźmi, którzy tak jak Genowefa Mackun, mimo brzemienia lat, skromności w jakiej żyje (cztery lata temu otrzymywała 100 litów emerytury), nie umieją narzekać. Są pełni życzliwości i pogody.

Nowe inspiracje - do „kuferka babuni”

Wyśpiewane przez ludzi pieśni zostały utrwalone na kasetach. Co ciekawsze epizody utrwalono także na kasetach wideo. Niewątpliwie, zgromadzone w trakcie trzydniowej ekspedycji utwory z czasem wzbogacą repertuar zespołu ludowego „Połuknianie”, który już 18 lat umila życie nie tylko mieszkańcom gminy Połuknie. Każdego roku zespół wyjeżdża na festyn do Węgorzewa, koncertuje na imprezach rejonowych. W każdym sezonie zespół stara się odnowić swój repertuar, a czyniąc to raz po raz sięga do „kuferka babuni”. Stare, nieco zapomniane, utwory jak ulał pasują do charakteru tego zespołu, którego kierownikiem artystycznym jest Renata Jokniene, a choreografem – Iwona Grigiene, która jednocześnie jest organizatorką imprez kulturalnych w Połukniu, wyznaczoną przez trocki Dom Kultury.

Liczący ponad 30 osób zespół dzisiaj w większości jest zasilany przez młodzież. Kierowniczki ubolewają jednak, że młodzież szkolna jest bardzo zajęta i brakuje jej nie tylko czasu, ale też zapału do takiej działalności. Zawsze jednak można liczyć na tych, którzy byli u podstaw zespołu. Pani Alina Kamilewicz, Gienia Ludwinowicz, która w deszcz czy słotę rowerem czy na piechotę śpieszy na próby. Nieodżałowaną stratą dla zespołu jest Barbara Sidorowicz, nauczycielka i miejscowa poetka, która zespołowi oddała wiele serca. W pamięci członków zespołu i połuknian pozostał świąteczny obrazek wielkanocny z panią Basią w roli gospodyni, jarmark kaziukowy, autentyczne wiejskie żniwa – wspólny projekt z zaprzyjaźnionym muzeum w Węgorzewie…

- Mamy obrazek kolędniczy, więc w okresie Świąt Bożego Narodzenia kolędujemy po wsiach. Myślimy teraz o odnowieniu jarmarku kaziukowego, ponieważ jak co roku wybieramy się do Węgorzewa – mówi kierownik artystyczny „Połuknian”.

Do codziennych obowiązków obu pań oprócz pracy na miejscu, w Połukniu, należy dodać pracę nauczycielską w Starych Trokach. Zaś do spraw, które jak podkreślają, dodają skrzydeł, jest śpiew w zespole estradowym „4+1”, założonym przez Stanisława Szczygło, człowieka zasłużonego nie tylko dla Połuknia, ale też całej Ziemi Trockiej. W ciągu niezbyt długiej kariery nauczycielskiej już udało się niemało zrobić. Jedną z najnowszych prac jest opera – bajka muzyczna „Wesele pająka” według Mikasa Vaitkeviciusa, wystawiona na deskach szkolnej auli, gdzie wspólnie w role wcielili się i nauczyciele, i uczniowie. Opera podbiła serca nie tylko połuknian, ale też troczan.

Od sierpnia ub. r. Renata wznowiła pracę z kościelnym chórem.

- Jestem pełna podziwu dla dzieci, które uczęszczają na chórek. Teraz zbiera się 12-13 osób. Święta Wielkanocne muszą być nasycone śpiewem, a dzieci lubią śpiewać, zwłaszcza psalmy. Co ważniejsze, robią to bez przymusu, z ogromnym entuzjazmem – podkreśla.

Przez cały świąteczny tydzień początkowo w szkole, następnie w starostwie trwać będzie wystawa pisanek wielkanocnych, bukietów i pocztówek, przygotowana przez uczniów pod opieką nauczycielek Ireny Szulc, Ludmiły Narkiewicz, Renaty Choszczijewej oraz siostry Lucyny Kwidzińskiej. Litewska szkoła przygotowuje świąteczne przedstawienie, zabawy z uczniami, a zespół „Połuknianie” na Przewodnią Niedzielę z autentycznym obrazkiem wielkanocnym wybiera się do Mamowia, wsi sąsiadującej z Połukniem.

Z „łałymkami”, pieśniami śpiewanymi w pierwszym dniu Wielkanocy, zespolacy wstąpią do wszystkich domów, w których są panny na wydaniu. I nie daj Boże, jeżeli w domu będzie bałagan. Wtedy panienka doczeka się pieśni o takiej oto treści: „Głowa nie czesana, wszędzie wióry siana, winszuję winem zielonym…” Lepiej będzie jeśli na spotkanie gości wyjdzie dziewczyna zadbana, a w domu będzie porządek. „ Panieneczka ładna, sukienka jedwabna, winszuję winem zielonym…” – właśnie takie słowa dostanie na powitanie.

Jak dwie siostry

„Te dwie dziewczyny robią swoją pracę po cichu, nie afiszując się. A najważniejsze, że na każdą okazję wymyślają coś nowego, ciekawego. Dzięki nim pasterki w kościele pw. Św. Jana Chrzciciela już kilka lat z rzędu nie są zwykłymi pasterkami, tylko pięknym przeżyciem, kiedy cały kościół raduje się patrząc na wystrojone przed ołtarzem dzieci z aniołkami w rękach. Wiozą uczniów do Ostrej Bramy, by tam zaśpiewać kolędy…” – nie żałuje pochwał dla koleżanek Ludmiła Narkiewicz, pedagog socjalny Szkoły Średniej w Połukniu. Iwona i Renata stanowią zgraną ekipę. Zaledwie jedna o czymś pomyśli, druga już wie, o co chodzi. Rozumieją się niczym siostry rodzone. Potrafią połączyć kilka pokoleń nauczycieli pracujących w szkole. Najważniejsze, że swoją pracą przyczyniają się do tego, by ludziom żyło się weselej i piękniej…

Irena Mikulewicz

<<<Wstecz