PRZEDSTAWIAMY KANDYDATÓW Do Rad Samorządowych

Józef KWIATKOWSKI

Urodził się 25 marca 1939 r. w Janiańcach w rejonie solecznickim. Po ukończeniu polskiej szkoły średniej w Wersoce wstąpił do Instytutu Nauczycielskiego w Nowej Wilejce. Kolejnym stopniem w edukacji był Uniwersytet im. A. Hercena w Leningradzie, na którym ukończył wydział historyczny.

Po studiach podjął pracę w Nowej Wilejce jako przewodniczący komitetu wychowania fizycznego i sportu. Następnie został nauczycielem historii w szkole średniej w Niemenczynie. Później przez około 20 lat sprawował funkcję dyrektora rejonowej szkoły wieczorowo-zaocznej dla dorosłych, której był jednym z współzałożycieli. „W centrali w Niemenczynie i 45 punktach konsultacyjnych uczyło się ponad 3 tys. uczniów. Swoje filie szkoła miała również poza rejonem, m.in. w Szawlach i Kłajpedzie” – mówił kandydat.

Kolejnym krokiem w karierze była funkcja starszego specjalisty w Ministerstwie Oświaty i Nauki. W 1990 r. został zastępcą kierownika wydziału kultury i oświaty ds. szkolnictwa. Funkcję tę sprawował aż do rozwiązania samorządu.

Najbardziej znany jest, oczywiście, jako współzałożyciel Polskiej Macierzy Szkolnej na Litwie, której był najpierw wiceprezesem, a od 13 lat jest prezesem. Głównymi kierunkami pracy stowarzyszenia jest wspieranie szkół polskich oraz aktywizacja środowiska nauczycielskiego i uczniowskiego poprzez organizację różnorodnych przedsięwzięć i imprez. „W ciągu roku organizujemy ponad 20 różnorodnych konkursów, festiwali. Trudno jest wymienić najważniejsze z nich, ale z pewnością najbardziej znane są: konkurs „Najlepsza szkoła – najlepszy nauczyciel”, festiwal teatrów szkolnych, konkurs „Mistrz ortografii”, konkurs recytatorski „Kresy” czy forum szkół polskich. Z naszej inicjatywy zaczęto obchodzić na Litwie 14 października Dzień Edukacji. Ponadto stowarzyszenie organizuje kursy dla nauczycieli, wyjazdy dzieci na kolonie do Polski, zajmuje się poszukiwaniem sponsorów dla szkół. Tu trzeba przypomnieć, że jako jedni z pierwszych, sprowadziliśmy na Litwę w 1993 r. komputery. W pierwszym transporcie przyjechało do nas z Kanady ponad 8 ton komputerów, które trafiły potem do szkół rejonu solecznickiego, wileńskiego. To była pierwsza „jaskółka” w komputeryzacji szkół w naszym kraju” – mówił Józef Kwiatkowski.

Bardzo dużo czasu i energii zajmuje jednak praca mniej widoczna dla oka przeciętnego mieszkańca – nieustanna obrona prawa społeczności polskiej do możliwości kształcenia się w ojczystym języku. „Ciągle musimy sprzeciwiać się i reagować na próby uszczuplenia polskiego szkolnictwa, na pewne „zakusy” ze strony urzędników ministerstwa oświaty, którzy wymyślają coraz to nowe sposoby na zniszczenie polskiej oświaty na Litwie. Jako przykłady takich poczynań można tu wymienić próby wprowadzenia nauczania części przedmiotów po litewsku, propozycję wprowadzenia „czterech modeli szkoły narodowościowej”, czego konsekwencją miało być nauczanie wszystkich przedmiotów w starszych klasach w języku litewskim, to także zaprzestanie tłumaczenia i druku polskich podręczników, czy na przykład skreślenie języka polskiego z listy obowiązkowych egzaminów maturalnych. Na co dzień musimy więc zajmować się budową „murów obronnych”, które chroniłyby polską oświatę przed nieustannymi atakami.

Moja praca jako prezesa i funkcja radnego w wielu miejscach się pokrywają. Bycie radnym jest dodatkowym atutem – dodatkową możliwością wpływu. W nowej kadencji radnych czeka bardzo dużo pracy. Nadal trwa bowiem proces reorganizacji szkół – to, co udało nam się zachować w mijającej kadencji, jest tylko początkiem drogi. Reorganizacja będzie prowadzona do 2012 r., udało nam się zachować status wszystkich szkół średnich, ale warunkowo, do 2010 r. Największe zagrożenie dla polskich szkół istnieje więc między 2010 r. a 2012 r. Bardzo ważne jest, żeby prowadzona reorganizacja przebiegała zgodnie z potrzebami ucznia, rodziców i nauczycieli. Tak, aby uczeń miał możliwość zdobycia wykształcenia jak najbliżej domu. Dlatego też wystąpiliśmy o przydzielenie działek pod budowę szkół-przedszkoli w trzech dzielnicach: Fabianiszkach, Bołtupiu i Zameczku (Pilaite).

Oprócz spraw oświatowych, jako radny miasta Wilna, widzę potrzebę lepszego zagospodarowania obrzeży miasta, które są często nieoświetlone czy brakuje normalnego dojazdu, a także pilną potrzebę renowacji domów mieszkalnych, zapewnienia bezpieczeństwa dzieci i młodzieży w mieście oraz zwiększenia liczby budowanych mieszkań socjalnych.

Artur LUDKOWSKI

Urodził się 13 października 1971 r. w Niemenczynie. Tu, jak sam przyznaje, był i jest jego dom rodzinny, choć od 1989 r. mieszka i pracuje w Wilnie. Z wykształcenia ekonomista, marzy o dokończeniu porzuconych studiów prawniczych, które okazały się niemożliwe do pogodzenia z funkcją dyrektora Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Porzucić musiał też zresztą „Wileńszczyznę” – zespół, w którym przetańczył ponad 10 laty, z którym też po raz pierwszy odwiedził Polskę. Jego wielką, również „czasowo zawieszoną” pasją są podróże. Hobby realizował głównie w ramach „Klubu Włóczęgów”, z którym jest związany od ponad 15 lat.

Karierę zawodową po studiach rozpoczynał w centralnym domu towarowym, następnie pracował w sklepach meblowych. Przyznaje, że zwycięstwo w konkursie na stanowisko dyrektora Domu Kultury Polskiej, było dla niego ogromnym zaskoczeniem. Dodaje też, że nie miał pojęcia, jak ciężka praca go czeka. Rozpoczął zarządzanie instytucją, którą w ciągu roku trzeba było przekształcić w całkowicie samowystarczalną. Jak wspomina: „Bilans pierwszego okresu sprawozdawczego był następujący: 40 tysięcy wydatków, dwa tysiące dochodu, w wyniku minus 38 tysięcy…”. Szanse były marne, ale udało się. Dziś Dom Kultury Polskiej jest świetnie prosperującą firmą, niezależną od dotacji z Polski.

„Podstawowe kwestie, które wymagają rozwiązania są jednocześnie zawarte w programie wyborczym AWPL. Program ten w pełni odzwierciedla interesy mieszkańców Wilna. Po pierwsze, to oczywiście sfinalizowanie zwrotu ziemi jej prawowitym właścicielom do końca 2007 r., na terenie stolicy zwrot ziemi powinien odbyć się zgodnie z orzeczeniem Sądu Konstytucyjnego z 2 kwietnia 2001 r., że cała niezabudowana ziemia ma być zwrócona właścicielom i ich spadkobiercom w naturze. Tu bardzo ważne jest, aby pierwszeństwo mieli mieszkańcy Wilna, a nie przybysze z innych rejonów.

Drugi punkt, to oświata i kultura. Chodzi tu przede wszystkim o obronę polskiego szkolnictwa, rozszerzanie sieci polskich szkół, poprawa warunków i jakości nauczania. Ale także umożliwienie jak największej liczbie mieszkańców nieodpłatny dostęp do obiektów sportowych, uporządkowanie boisk i placów zabaw dla dzieci. Samorząd powinien także podejmować działania na rzecz zachowania i rozwoju kultury naszych przodków, wspierania inicjatyw kulturalnych. Bardzo ważna będzie promocja dorobku i kultury Wileńszczyzny w ramach programu „Wilno – europejska stolica kultury 2009”.

Będziemy także zabiegać, aby językowi polskiemu został nadany status języka lokalnego używanego w urzędach publicznych równolegle z językiem państwowym. Samorząd musi także jak najszybciej zająć się zagospodarowaniem terenów przyłączonych do miasta po 1995 r. Chodzi tu o rozwój infrastruktury i obniżenie podatków za ziemię do chwili stworzenia tam naprawdę miejskich warunków!

Równie ważnymi zadaniami samorządowców musi stać się także poprawa jakości opieki zdrowotnej, w tym także starania o zachowanie sieci szpitali i placówek medycznych, zwiększenie liczby mieszkań socjalnych, pomoc dla rodzin wielodzietnych, osób niepełnosprawnych i osób starszych, a także zapewnienie bezpieczeństwa obywateli poprzez zwiększenie ilości patroli policyjnych”.

Waldemar RYBAK

Urodził się 13 lutego 1956 r. w Butrymańcach w rejonie solecznickim. Jak o sobie mówi „sercem i duszą związany z Wileńszczyzną”. Po skończeniu Politechniki Wileńskiej, przez wiele lat pracował jako naczelny energetyk w zakładzie „Żalgiris”. W trakcie pracy podjął kolejne studia – ekonomię na Uniwersytecie Wileńskim, którą ukończył w 1991 r. Zmiany polityczne zmusiły go do zmiany zawodu – zakład upadł, na szczęście dodatkowy kierunek studiów pomógł w znalezieniu nowej pracy. Od 8 lat pracuje w Centrum dla osób niepełnosprawnych umysłowo w Nowej Wilejce. „Staramy się tym ludziom stworzyć takie warunki, aby po trzyletnim kształceniu zawodowym w naszej placówce, udało im się wejść w normalne życie. Powiem szczerze, że patrząc na tych ludzi, którzy choć mają dużo gorszy start, jakoś sobie radzą i nie narzekają. Dlatego nie mogę zrozumieć wielu całkowicie zdrowych, dorosłych ludzi, którzy jedynie co potrafią, to narzekać, jak im ciężko i topić „smutki” w alkoholu, „chorując” na własne życzenie! Tylu ludzi, zamiast zabrać się do pracy, szanować i docenić to co ma, użala się jedynie nad sobą, narzekając, że nic państwo im nie dało.

Najważniejsze według mnie są te nasze polskie wartości, które powinniśmy starać się zachować za wszelką cenę – szacunek do ziemi naszych ojców, głęboka wiara, uczciwość i prawość. Bardzo niepokoi mnie powszechnie lekceważony problem alkoholizmu. To niszczy od środka naszą społeczność, niszczy rodzinę, która jest podstawową i najważniejszą komórką, w której skumulowana jest nasza polskość. Pijaństwo to problem nie tylko wsi, ale także miasta. Wiadomo, kto pije, kto sprzedaje, ale nic się z tym nie robi. Alkohol gubi naszą Wileńszczyznę.

Uważam, że przyszedł także czas na pewne zmiany na stanowiskach w instytucjach publicznych. W szkolnictwie czy policji, niektórzy od kilkunastu lat siedzą na tych samych „ciepłych posadkach” i nic nowego, nic dobrego się nie dzieje. Potrzeba nowych ludzi, nowej energii.

Uważam także, że bardzo ważne jest uświadamianie ludzi, że zwrot ziemi nie oznacza, że powinni ją natychmiast sprzedać. To większa wartość niż pieniądze i powinniśmy starać się zachować ziemię naszych ojców w polskich rękach. Ta sama kwestia dotyczy szkolnictwa – ile rodziców oddaje dzieci do litewskich szkół, bo tak jest wygodniej, bo te szkoły są bliżej, a jak dziecko zaczyna z nimi rozmawiać po litewsku, bardzo tego żałują, ale na zmianę jest już za późno. Mamy na Litwie naprawdę wielkie możliwości kształcenia naszych dzieci w języku ojczystym, nieskorzystanie z tego to wielki błąd i wstyd. W trakcie całej kadencji, nie tylko w czasie kampanii, radni powinni jeździć po Wileńszczyźnie i rozmawiać o tym z ludźmi. Powinni też zrobić wszystko, by zachować polskie szkoły i polskie przedszkola i sprawić, by były one bliższe zarówno uczniom, jak i rodzicom.

Jak już wspominałem niezmiernie ważna jest dla mnie również kwestia kościoła. Niestety, coraz częściej widuje się na niedzielnej mszy jedynie rodziców, a dzieci już nie. Niedziela powinna być dla nas Polaków dniem dla rodziny i z rodziną, ale nie spędzonym przed telewizorem, ale właśnie na słuchaniu Słowa Bożego. W tym nasza siła.

Niewątpliwie bardzo dużo pracy w nadchodzącej kadencji związane będzie z ustanowieniem Wilna w 2009 r. europejską stolicą kultury. Przy tej okazji powinniśmy postawić na przyciągnięcie do naszego miasta jak największej liczby turystów z Polski, a co za tym idzie stworzenie dla nich udogodnień, jak np. napisów w języku polskim. Będzie to również dla nas wielką korzyścią.

Władysława KURSEWICZENE

(z domu Orszewska) urodziła się 5 stycznia 1942 r. we wsi Uliczeły w rejonie szyrwinckim. Będąc dzieckiem wojny już za młodu nie miała łatwo. W roku 1950 rozpoczęła naukę w szkole początkowej w Antonajciach, a po czym ukończyła szkołę siedmioletnią w Borskunach. Dalsza droga edukacyjna zawiodła 14-letnią dziewczynkę do szkoły pedagogicznej w Trokach. Jako jej absolwentka dostaje w roku 1960 przydział do klas początkowych w szkole podstawowej w Daugirdziszkach, zapodzianych na malowniczej Ziemi Trockiej.

Jak się zwierza, nie myślała wtedy, że zapuści tu korzenie na resztę życia. A tymczasem tak właśnie się stało. Założywszy rodzinę, początkowo pracując w charakterze nauczycielki, a od roku 1969 niezmiennie dyrektorując, oddała tej „kuźni wiedzy” 42(!) lata życia. Od roku 2002 jest na emeryturze. Choć – przyznać trzeba – niespokojny duch w niej drzemiący nie pozwala siedzieć ze złożonymi rękoma. Udziela się pracy społecznej, aktywnie działa w grupie „Caritasu” parafii siemieliskiej, jest członkinią klubu literackiego „Streva”. Warto tu dodać, że pani Władysława od dzieciństwa brata się z poezją. Na osobny tomik czeka krocie wierszy, napisanych po polsku, litewsku oraz tłumaczenia. Uprawia też prozę, której próbki (humoreski) podobnie jak wiersze ukazują się na łamach elektreńskiej gazety rejonowej oraz gazety parafialnej. Spod jej pióra wyszły ponadto teksty piosenek dla będącego poniekąd polską wizytówką kulturalną rejonu szyrwinckiego zespołu „Czerwone Maki” z Jawniun, jaki prowadzi jej rodzona siostra Stefania Tomaszun.

Gdy spogląda pani Władysława na przebyte koleje życiowe, nie jawią się te w różowych barwach. Owdowiała przecież, gdy starsza z córek liczyła lat 8, a młodsza – niespełna półtora roku. Nie załamała się. Dwojąc się i trojąc w pracy pedagogicznej, a nieraz odbierając od ust własnych smakowitszy kęs z myślą o pociechach, wychowała je sama na godne następczynie, gdyż obie zdobyły dyplomy Wileńskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego, notabene ukończonego swego czasu zaocznie również przez dzielną matkę. Teraz pociechą babci jest czworo wnuków.

Łabędzia wierność Daugirdziszkom sprawia, że Władysława Kursewiczene jest tu powszechnie znana i darzona szacunkiem. Otwierając listę kandydatów z ramienia AWPL w Elektreńskim Okręgu Wyborczym ma więc prawo liczyć na kredyt zaufania, który – o ile zostanie radną – zamierza spłacić troską o to, by ludziom żyło się cokolwiek godniej i dostatniej.

Henryk KASPEROWICZ

Urodził się w Wilnie 16 maja 1963 r. Z wykształcenia biochemik (Uniwersytet Wileński), po studiach zaczął pracować w zawodzie, znajdując zatrudnienie w firmie farmakologicznej „Fermentas”. „Niestety, po rozpadzie ZSRR zapotrzebowanie na nasze krajowe leki spadło i musiałem zmienić branżę” – mówił kandydat. Dziś leczy ludzi „duchowo” – kierując Zespołem Tańca Ludowego „Zgoda”.

Henryk Kasperowicz jest także współzałożycielem tego zespołu, który, co warto przypomnieć, istnieje już 18 lat. „Jesteśmy pełnoletni!” – żartuje. Zespół to wielka życiowa pasja pana Henryka, przy której realizacji wypełnia swe życiowe motto: „żyć dla innych”. „Praca z zespołem to dla mnie także wielki relaks i odpoczynek od pracy zawodowej. Jestem dyrektorem komercyjnym firmy „Baldu studija”, a prowadzenie dziś biznesu, to wielkie nerwy” – mówił kandydat. Wśród największych życiowych sukcesów pan Henryk wymienia... córkę Patrycję.

„Jako kandydat na radnego mam przede wszystkim zobowiązania wobec siebie – być sprawiedliwym, uczciwym i pomocnym.

Politycy często widzą te niedobre strony życia, problemy mieszkańców, ale nie wiedzą jak (lub może nie chcą wiedzieć) je rozwiązać. Właśnie dlatego związałem się z AWPL, bo AWPL zna przyczyny choroby i wie jak ją wyleczyć” – mówił kandydat. „Kwestiami, które powinny mieć pierwszeństwo w rozwiązaniu powinny być oczywiście: sprawa zwrotu ziemi, a także polska kultura i oświata. Z racji wieloletniego doświadczenia w kierowaniu zespołem, szczególnie bliska jest mi problematyka polskiej kultury. Uważam, że dostęp do zespołów powinien być dla młodzieży dużo większy. Chciałbym zrobić wszystko, aby wyciągnąć młodych ludzi z domów, sprzed komputerów, bo uważam, że teraz jak nigdy przedtem, potrzebny im jest ruch, kontakt z innymi ludźmi, poszerzanie horyzontów. A, niestety, zajęcia pozalekcyjne w szkołach są rzadkością, a na uczęszczanie do klubów sportowych nie stać wielu. Samorząd powinien w dużo większym zakresie finansować zajęcia sportowe, zajęcia pozalekcyjne” – mówił Henryk Kasperowicz.

Oczywiście, poza wypełnianiem postulatów zapisanych w programie AWPL, chciałbym pomagać w rozwiązywaniu wszystkich problemów, z którymi zwrócą się do nas mieszkańcy. Mam nadzieję, że pomoże mi w tym moje długoletnie doświadczenie pracy z ludźmi i dla ludzi, zarówno w pracy zawodowej, jak i pracy w zespole.

Jolanta NOWICKA

Chociaż rodzice Jolanty Nowickiej, Nacewiczowie, pochodzą ze wsi Bołądzie w rejonie solecznickim, ich córka uważa się za wilniankę, bowiem mieszka w mieście nad Wilią od szóstego roku życia.

Jolanta jeszcze w Szkole Średniej im. Sz. Konarskiego wyróżniała się zamiłowaniem do twórczości artystycznej. Niemały udział w kształtowaniu jej osobowości – jak mówi – miała jej wychowawczyni klasowa, pani Czesława Tatol, która delikatnie potrafiła temperować charaktery swych podopiecznych, dobre cechy szlifując, a ujemne – eliminując. Pani Czesława, która akompaniowała szkolnemu zespołowi „Świtezianka”, zachęciła do udziału w nim również Jolę.

Po zdaniu matury wybrała studia pedagogiczne w Lublinie: wiedziała, że powinna zdobyć jakiś poważniejszy zawód, chociaż tak naprawdę interesował ją tylko taniec i twórczość ludowa. Już na początku studiów zrozumiała, że to nie jest jej powołanie i… wróciła do domu. Żeby nie marnować roku akademickiego, wstąpiła do Wyższej Szkoły Rolniczej w Wojdatach na nowo utworzoną specjalność – menedżera. W tej szkole się spotkała z przyjazną, niemal rodzinną atmosferą, z nadzwyczajną życzliwością wykładowców – co z sentymentem wspomina do dziś. Jako jedną z najlepszych uczennic spotkał ją zaszczyt kontynuowania nauki w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Po roku studiów otrzymała dyplom inżyniera i kolejne wyróżnienie: skierowanie na magisterskie studia – na nowy kierunek w tej uczelni, marketing i zarządzanie w agrobiznesie na wydziale ekonomicznym – które pomyślnie zakończyła.

Mąż pani Jolanty również ukończył tę uczelnię w Warszawie, tylko o rok wcześniej. Tam właśnie się zapoznali i przed ostatnim rokiem studiów pani Jolanty – pobrali. Po ukończonych studiach wrócili do Wilna, by tu pracować i wychowywać własne dzieci (Paweł ma 10, Gabriela – 4 lata). Jolantę Nowicką zaproszono do pracy w Wileńskiej Szkole Średniej im. W. Syrokomli – jako choreografa do zespołu „Wilenka”. Sama tańczyła w zespole „Wilia”, który akurat przeżywał w tym czasie kolejne zmiany kierownictwa. Zaproponowano jej pracę w roli choreografa i dyrektora zespołu do spraw organizacyjnych, które to obowiązki pełni już 5 lat.

– Kandydując z ramienia AWPL w wyborach samorządowych pamiętam o wszystkich problemach nurtujących moich rodaków: o zwrocie ziemi, o szkolnictwie polskim. Chcę, by nie tylko moje dzieci, ale też moi wnukowie mieli zapewnioną możliwość uczenia się w języku ojczystym – mówi Jolanta Nowicka. – Ale, oczywiście, najbardziej leżą mi na sercu sprawy kultury. Dziś mamy bardzo dużo zespołów – dziecięcych i dorosłych. Chciałoby się, żeby ilość szła w parze z jakością. To ważne, jak prezentujemy się na tle innych zespołów, w tym litewskich. Jakiej jakości polską kulturę przedstawiamy. Wyjeżdżamy często na występy do Macierzy, podglądamy inne zespoły folklorystyczne. Ale powinniśmy dbać o to, by nie zaprzepaścić kolorytu wileńskiego folkloru.

I jeszcze – warunki pracy. Większość zespołów ich po prostu nie ma. Na przykład, wdzięczni jesteśmy dyrekcji Szkoły Średniej im. J. Lelewela, że udostępnia młodzieży z „Wilii” salę szkolną na próby. Ale jest tam zimno, artyści często się przeziębiają. Nie mamy jednak z czego wybierać. Z inną grupą dzieci ćwiczymy w Gimnazjum im. Jana Pawła II, mamy też próby w Domu Kultury Polskiej. Takie „rozproszenie” nie ułatwia pracy, ale wynajęcie odpowiedniej sali jest kosztowne i dla naszego zespołu – niedostępne. Tak być nie powinno, to władze miejskie powinny zadbać o odpowiednie warunki pracy dla zespołów.

Jest wiele problemów, o wiele ważniejszych zapewne w oczach moich rodaków, niż kultura. Ale stanowi ona przecież strawę duchową człowieka. Potrzebuje troski i odpowiednich warunków, by mogła kwitnąć i rozwijać. Od tego zależy bowiem wychowanie wrażliwości naszej młodzieży na piękno, szacunku do mowy ojczystej i kultury narodowej.

Renata BRASEL

Od dzieciństwa wykazywała zdolności muzyczne, a rodzice, państwo Jaroszewiczowie, ze wszech sił pomagali swej jedynaczce w ich rozwijaniu. Najpierw zapisali córkę do jednej z wielu w Wilnie dziecięcej szkoły muzycznej, następnie Renata ukończyła czteroletnie technikum muzyczne im. Tallat-Kelpszy, klasę dyrygentury. Z dyplomem tej szkoły dostała się na studia do Litewskiej Akademii Muzycznej, gdzie dalej szlifowała sztukę kierowania chórem i orkiestrą.

Jako studentka związała się z zespołem pieśni i tańca ludowego „Wilia”: zaproszono ją na chórmistrza, do pomocy pani Czesławie Bylińskiej. Ale też sama w zespole śpiewała, bo śpiewać zawsze lubiła i lubi dotychczas. Nie myślała, że całym sercem przylgnie do tego zespołu, który stał się częścią jej życia. Została z „Wilią” na dobre i złe, od kilku lat jest jej kierownikiem artystycznym i chórmistrzem.

Założyła rodzinę, urodziła córkę. Obecnie trzynastoletnia Ewelina tańczy w dwóch zespołach: w „Świteziance”, działającej w Szkole Średniej im. Sz. Konarskiego, do której uczęszcza oraz w grupie przygotowawczej zespołu „Wilia”.

Pani Renata należy do tych kobiet, które posiadają wiele sił, energii i możliwości twórczych. Oddaje je nie tylko zespołowi „Wilia”, ale też od 10 już lat pełni obowiązki kierownika artystycznego zespołu „Solczanie”. Jakby tego było za mało, zgodziła się prowadzić choreografię w polskim żłobku-przedszkolu „Kluczyk”, kieruje również dwoma chórkami dziecięcymi w szkole-przedszkolu „Wilia”.

W „Wilii” jej obowiązki nie ograniczają się do kierowania chórem, a rozpowszechniają się na wiele, wiele innych spraw, które się składają na funkcjonowanie zespołu: to i organizacja warsztatów artystycznych dla artystów, i nawiązanie kontaktów z innymi zespołami w kraju i za granicą, to i przygotowanie imprez, organizacja wyjazdów oraz atrakcyjnego spędzania czasu wolnego dla członków zespołu.

– Trzeba młodzież zainteresować, żeby chodziła do zespołu, żeby polubiła twórczość ludową – mówi pani Renata. – Młodzież chce wyjeżdżać na występy, chce być doceniana. Niestety, obecny czas nie jest czasem patriotyzmu i dziecko nie nauczy się go na ulicy, w podwórku. Cieszymy się więc, że mamy w zespole tę młodzież, że możemy ją nauczyć szacunku do kultury narodowej.

– Zespół „Wilia” stanowi jedno z kół Związku Polaków Litwy, więc bierzemy udział w spotkaniach i różnorodnych imprezach, organizowanych przez związek, które swoimi występami urozmaicamy – mówi Renata Brasel. – Cieszy nas i napawa dumą, że zespół jest znany nie tylko w Macierzy, ale również w niektórych krajach za granicą. Niestety, o „Wilii” wie niewielu Litwinów. I to trochę boli, ponieważ działamy również na rzecz kraju zamieszkania… Startując w wyborach do samorządu miasta, gdybym została jedną z wybranych, to, oczywiście, ubiegałabym się o uwagę władz miejskich wobec polskich zespołów. Starałabym się o upowszechnianie polskiego folkloru, nie tylko o troskę tzw. materialną dla tych, którzy krzewią ojczystą twórczość ludową, lecz też „moralną” ocenę ich poświęcenia. Czyżby nie zasłużyli na państwowe dyplomy, odznaczenia lub inne oznaki uwagi za swoją bezinteresowną pracę na rzecz wielonarodowej kultury miasta? – zapytuje retorycznie pani Renata. – Ta kultura w naszym zmaterializowanym życiu powszednim została zepchnięta na margines…

Z kandydatami rozmawiali: Henryk Mażul, Helena Ostrowska i Anna Pilarczyk
(„Polityczna (wyborcza) reklama jest drukowana nieodpłatnie”)

<<<Wstecz