Likwidacja parafii w Korkożyszkach

"Nie oddamy swej parafii!"

Każdego niedzielnego ranka większość mieszkańców miast i wsi udaje się na Msze do najbliższych świątyń. 29 października br. wierni parafii korkożyskiej (gm. Podbrodzie, rej. święciański) również zgromadzili się w swoim kościele. Jedni uważnie słuchali Słowa Bożego, inni pogrążali się myślami w swoje codzienne problemy. Ale nowina, usłyszana z ust księdza Waldemara Ulczukiewicza nie pozostawiła nikogo obojętnym. "Nie wiem, czy pocieszę, czy zasmucę was, ale otrzymałem dekret z kurii biskupiej o tym, że 12 października br. parafia korkożyska została zlikwidowana i dołączona do parafii podbrodzkiej" - powiedział proboszcz podbrodzki. Parafianie nie okazali ani radości, ani smutku, ponieważ świątynia zobowiązuje do godnego zachowania, aczkolwiek w myślach większość wiernych była po prostu zbulwersowana takim traktowaniem: okazało się bowiem, iż modlą się oni niewiadomo w jakiej parafii, a po ich własnej, liczącej 500 lat, zostanie tylko historyczny ślad na archiwalnych arkuszach.

Katolicy z podbrodzkiej i maguńskiej gmin są zgodnymi i życzliwymi ludźmi: w obszernym korkożyskim kościele można spotkać podbrodzian, a korkożyszczan - w ciasnym podbrodzkim. Do parafii korkożyskiej należy nie tylko wieś Korkożyszki, ale i sąsiednie wsie: Kłaczuny, Bindraje, Melekiańce, Cegielnia, Nowosiołki, Zaciszki, Burbliszki i inne miejscowości, część mieszkańców Magun i Pren obecnie uważa siebie również za parafian korkożyskich.

Szczerze cieszymy się razem z podbrodzianami z faktu, że będą oni mieli nowoczesną i wygodną świątynię, bo sporo czasu modlili się w ciasnym podbrodzkim kościółku lub dojeżdżali na Msze do sąsiednich parafii w Powiewiórce i Korkożyszkach. Ale nawet mając nową, przestronną świątynię znajdą się z pewnością tacy, którzy zechcą pomodlić się tam, gdzie ślubowali sobie nawzajem ich rodzice i dziadkowie, odwiedza też przy okazji ich groby na zabytkowym parafialnym cmentarzu.

Możliwie, że mieszkańcy Podbrodzia mają rację w tym, że już nadszedł czas nadania nowemu kościołowi w Podbrodziu tytułu parafialnego. Tej korekty potrzebuje przekształcenie się Podbrodzia w XX wieku z małej miejscowości do 7-tysięcznego miasteczka. Lecz w żadnym wypadku nie wynika stąd niezbędność likwidacji najstarszej w okolicy parafii w Korkożyszkach, notowanej w źródłach historycznych od 1502 r. i obciążania jej parafian zadłużeniami finansowymi, które mogą powstać w trakcie budowy nowego kościoła w Podbrodziu.

Chociaż Bóg jest wszędzie ten sam, najważniejsze, aby ludzie szczerze się do niego zwracali. Kuria biskupia, zamiast przyjmowania zakurtynowej decyzji powinna być łącznikiem pomiędzy Bogiem a wiernymi, jak też dawać prawo wiernym do wybierania miejsca spotkania z Wszechmogącym. Taka "restrukturyzacja", czyli likwidacja parafii, pozbawi korkożyską wspólnotę katolicką historycznej indywidualności i duchowego dziedzictwa. Czy istnieje potrzeba tak drastycznych zmian, niszczenia tradycji w samowystarczalnej finansowo parafii, gdzie odnowiona niedawno na koszt ofiarodawców świątynia jest utrzymywana w należytym porządku, a jej ołtarze toną w kwiatach? A jest tak dlatego, ponieważ parafianie rozumieją różnicę między tym, co jest "nasze", a co "kołchozowe".

Wierni korkożyskiej parafii szczycą się swoimi rodakami, którzy na przestrzeni wieków zdołali zachować status kościoła parafialnego, mającego nawet przez pewien czas filię w Balingródku (obecnie jest to kościół parafialny). Istniejący obecnie kościół murowany został wybudowany na początku XX wieku, poprzednie świątynie nie wytrzymały pożarów i wojen. Od roku 1963 do 1989 kościół był zamknięty dla wiernych przez władze sowieckie, które na ten temat nie radziły się, jak wiadomo, z nikim. Lecz i wtedy byli ludzie walczący o zachowanie parafii i kościoła. Teraz takie wydarzenie, jak likwidacja parafii idzie wstecz z procesami demokratycznymi.

W tym czasie, kiedy parafia w Korkożyszkach obchodzi swoje 500-lecie, niestety, takiego "prezentu" od kurii z okazji jubileuszu, jakim jest jej likwidacja, nie możemy i nie mamy prawa przyjąć, by nie zdradzić pielęgnowanego przez wieki dziedzictwa naszych przodków.

Ludmiła Szmielowa

Od redakcji: Powyższy tekst z 558 podpisami wiernych parafii korkożyskiej został listownie przesłany do wileńskiej kurii biskupiej. W odpowiedzi biskup Juozas Tunajtis poinformował, że ta sprawa prawdopodobnie zostanie rozwiązana w połowie stycznia przyszłego roku, podczas narady kapłańskiej. W audiencji u metropolity archidiecezji wileńskiej ks. kardynała A.J. Bačkisa przedstawicielom parafii odmówiono.


Czyżby wróciły czasy sowieckie?

Ostatnio w niektórych kręgach społeczeństwa Wileńszczyzny głośno się mówi o likwidacji parafii Korkożyszki w rejonie święciańskim. Krótko o sednie sprawy: w październiku br. kuria biskupia archidiecezji wileńskiej wydała dekret podpisany przez JE kardynała A. J. Bačkisa o likwidacji parafii korkożyskiej i przyłączeniu jej do parafii w Podbrodziu, gdzie właśnie się buduje nowy, duży kościół. Decyzję tę motywuje się tym, że Korkożyszki, jako miejscowość, prawie zanikła, zaś sąsiednie Podbrodzie stało się dużym, prawie 7-tysięcznym miasteczkiem. Parafianie przyjęli tę wiadomość w bezradnym milczeniu, nikt nie wierzył, że coś poradzą, by wpłynąć na zmianę woli kardynała. Znalazły się jednak osoby, które nie chcąc pogodzić się z tak krzywdzącym faktem, rozpoczęły akcję zbierania podpisów i informowania o tych wydarzeniach środków masowego przekazu. Inicjatorkami akcji są Ludmiła Szmielowa i Teresa Stolarowa, które na dzień dzisiejszy zgromadziły 558 podpisów oraz skierowały oficjalne pismo do kurii, i zamierzają dalej walczyć o zachowanie swej rodzinnej parafii nie składając rąk, zanim będzie działa się krzywda w stosunku do jednej z najstarszych parafii na Wileńszczyźnie.

Korkożyszki - miejscowość niewątpliwie stara, więc dla każdej osoby interesującej się historią, niepospolita. Dziejów Korkożyszek może pozazdrościć nawet niejedno większe miasteczko. Początki osiedla, udokumentowane w źródłach historycznych, sięgają połowy XV wieku, czyli czasów odległych, tonących we mgle dziejowej. Wiek XV - to początki chrystianizacji na Litwie, procesu, który trwał w ciągu kilku wieków. Kościoły początkowo powstawały w miejscach kultu pogańskiego, duchowieństwo katolickie w ten sposób chciało bardziej "przystępnie" podać nową dla prostego ludu religię - po prostu jedną wiarę zamieniając inną.

Stare, pożółkłe dokumenty archiwalne twierdzą, że jakiś kościółek bądź kaplica istniały w Korkożyszkach już w XV wieku, tyle, że niewiadoma jest dokładna data budowy ani szczegóły fundacyjne. Budowniczymi pierwszego Domu Bożego mogła być rodzina Niewierowiczów, bowiem właśnie ona była w XV wieku właścicielami Korkożyszek i całej najbliższej okolicy. Pierwsza udokumentowana data w dziejach tutejszego kościoła - to Rok Pański 1502 - w tym to roku Jadwiga Niewierowiczówna utworzyła fundusz na utrzymanie świątyni, możliwie też ją odnowiła lub nawet zbudowała nową. Z tą datą z pewnością można też kojarzyć początki parafii w Korkożyszkach, czyli przed kilku laty parafia obchodziła ważny i solidny (jak na realia litewskie) jubileusz 500-lecia. Dalsze dzieje kościoła także są godne uwagi.

Pierwszy kościół fundacji Niewierowiczów zbudowano na wzgórzu obecnego cmentarza, zapewnie był widoczny z daleka, jak twierdza chrześcijaństwa pośród jeszcze pogańskiego kraju. Budowla podobno przetrwała aż do połowy XVII wieku, gdy została strawiona przez ogień podczas najazdów hord moskiewskich. Następny kościół istniał do II połowy XVIII wieku, bowiem wówczas kierownictwo Seminarium Duchownego w Wilnie (swego czasu majątek Korkożyszki stał się własnością seminarium) postanowiło wybudować nowy, większy i wspanialszy Dom Boży. Ten okres jest też ważny z powodu początków oświaty w Korkożyszkach, bowiem przy nowym kościele powstała szkółka parafialna. W dziele budowy kościoła, otwarcia szkoły i wielu innych dobrodziejstwach dla parafii ogromne zasługi położył ówczesny proboszcz korkożyski, ks. Józef Legowicz.

Nieoczekiwany cios dla całej parafii nastąpił w 1838 roku - w lipcową noc od uderzenia pioruna całkowicie spłonął wspaniały, stosunkowo nowy kościół, a do tego poszły z dymem wszystkie sprzęty i kancelaria parafialna. Czas goi rany - ogólnym trudem wspólnoty parafialnej zbudowano kolejny nowy kościół - nieduży, skromny, zapewne planowano, że będzie on tylko tymczasowy. Stanął na tymże cmentarnym wzgórzu, tyle, że już na zboczu - dalej od niebiańskiego ognia. Kościół budowano w okresie bardzo trudnym - był to czas zaboru rosyjskiego, władze carskie wrogo patrzyły na wszystko, co miało związek z wiarą katolicką. Aczkolwiek budowla dożyła sędziwego wieku, doczekała wolności kraju, zmiany stosunku do religii - budyneczek kościelny rozebrano w okresie międzywojennym, gdyż kilkaset metrów obok już wznosiła się nowa, murowana budowla z krzyżem na wieży.

Myśl budowy owego nowego kościoła powstała po 1905 roku, gdy władze rosyjskie częściowo zmieniły pogląd na temat rządów na Litwie; zaczęto prowadzić bardziej liberalną politykę narodowościową. Zaistniała wtedy możliwość budowy dużego murowanego kościoła z myślą o przyszłości. Budowa trwała prawie 20 lat, przerywana brakiem akceptacji projektu przez władze rosyjskie, wojną, pożogą powojenną, brakiem pieniędzy. Dopiero po wielu trudach, w 1924 roku nowy kościół pw. św., św. Piotra i Pawła został poświęcony przez biskupa wileńskiego Jerzego Matulewicza. Trudy parafian wieńczyło zwycięstwo. Nikt wtedy nie myślał, że to nie ostatnie szykany losu wobec korkożyskiej świątyni - kolejne, ale jeszcze nie ostatnie, przyszły wraz z nastaniem na Wileńszczyźnie epoki "wojowniczego ateizmu", czyli półwiekowej prawie władzy sowieckiej.

W 1963 roku, nie zwracając uwagi na poglądy i interesy korkożyskich parafian, władze kościół zamknęły. Odtąd budynek stał pusty, hasał po nim wiatr, mieszkały gołębie. Chociaż nie było księdza, miejscowi ludzie jednak odwiedzali swoją byłą świątynię, wstępując do niej chociaż na krótki "Ojcze nasz". Coś ich tu ciągnęło: może jakieś nawoływania przodków czy gdzieś z głębi duszy szedł jakiś głos, zmuszający do poszanowania tradycji. Pod koniec lat władzy sowieckiej malarz litewski Bronius Grušas próbował na swój sposób zagospodarować ogromną budowlę z czerwonej cegły - założył w niej coś w rodzaju studium malarskiego, a przy okazji trochę uporządkował kościelne wnętrze. Miejscowa dziatwa przychodziła tu na naukę rysunku. Na pewno lepiej dzieci i sztuka, niż magazyny i ruina, jak to bywało w Wilnie w niektórych zamkniętych kościołach.

Na Mszę w swym rodzinnym, rękoma dziadów budowanym kościele, korkożyszczanie musieli czekać aż do 1989 roku, gdy w całej Europie, w tym też na Litwie, powiały wiatry zmian. W ten sposób zbliżyliśmy się do naszych dni - okresu demokracji, wolności wyznania, tolerancji, odrodzenia duchowego - kościołów już nikt nie zamyka, za wiarę nie wsadza się do więzienia, nikogo się nie prześladuje. No niby, ale....Czasem na wolę ludzi nie zwraca się uwagi, może nie słysząc głosu ludu lub nie chcąc go usłyszeć. Tak też jest w wypadku Korkożyszek - miejscowe rodziny, mieszkające tu od wieków, dla których każde drzewo, każdy kamień, każdy wiejski budynek, tym bardziej kościół, jest nasiąknięty pamięcią po dziadach-pradziadach, o ich czynach, ich sławnym życiu - nie chcą tego utracić, chcą tu wracać każdej niedzieli, by myślami i w modlitwie frunąć - hen, do przeszłości, gdy wszyscy jeszcze byli razem... Mają więc nadzieję parafianie na dobrą wolę i intencje kurii, wierząc, że zwróci się im utraconą parafię, o którą walczono i starano się zachować w ciągu pięciu wieków. Wierzą, że kto wytrwale puka do drzwi, temu w końcu otworzą....

Mirosław Gajewski

<<<Wstecz