Miejscowości Wileńszczyzny, niczym drogowskazy na przestrzeni wieków, znaczą sylwetki budowli sakralnych. Widoczne z daleka tu i tam świątynie Boże przyciągają ku sobie wzrok pątnika. Suderwa, Mejszagoła, Rukojnie, Rzesza, Podbrzezie... Nim się znajdzie w centrum osiedla, ujrzy on górujące nad nim wieże kościelne. W tej liczbie kościół duksztański nie stanowi wyjątku, poniekąd nawet wyróżniając się wśród innych swym okazałym widokiem. Jak rzeczka Duksztanka z Wilią, u których zbiegu leżą Dukszty, tak historia tutejszego kościoła pw. św. Anny przez wieki była połączona z historią tej niedużej mieściny. Niczym w zwierciadle, odbijając w sobie lata jej wzlotów i upadków.
150-lecie kościoła pw. św. Anny w Duksztach Pijarskich
Dzieje i urok "śpiącej królewny"
Czasów zamierzchłych ślady
Liczne zabytki prahistoryczne - kurhany, grodziska, cmentarzyska - znajdujące się na terenie dzisiejszej gminy, są niezbitym dowodem bogatej przeszłości tego zakątka. Uzupełnia je także bliskie sąsiedztwo sędziwego Kiernowa jak też późniejsze wzmianki w kronikach historycznych. Włości wielkiego księcia i warownie obronne, według ich informacji, z biegiem lat przekształciły się w majątki, dworki, folwarki. W należących na początku XVII wieku do Giedrojciów Duksztach, Dorota z Giedrojciów Dowborowa na pamiątkę po przedwcześnie zmarłym synie w 1647 r. ufundowała tu pierwszy kościółek pw. Zwiastowania NM Panny. Fundatorka zapisała na jego utrzymanie swój majątek Ojrany. Drewniany, częściowo z pruskiego muru, służył on wiernym jako altaria kościoła kiernowskiego do 1777 roku.
Lecz już na początku nowego stulecia, po wojnie północnej i epidemii dżumy, Dukszty stanowiły obraz zupełnej ruiny i spustoszenia. Kto wie, jak długo mógłby trwać ten stan, gdyby w 1772 r. altaria duksztańska nie przeszła w ręce prężnie działającego wówczas zakonu pijarów, sprowadzonego do Wilna w 1723 r. przez biskupa Brzostowskiego. Po objęciu podupadłego kościelnego budynku pijarzy natychmiast przystąpili do jego odbudowy i już w pięć lat później stanął w Duksztach nowy kościół, podniesiony do rangi parafialnego. Półwieczu owocnej działalności zakonu w tej miejscowości odtąd zawdzięcza ona dodany do nazwy przydomek - "pijarskie".
"Pijarskie" nie tylko z nazwy
Gorliwa działalność tych zakonników na polu oświaty wpisała się złotymi zgłoskami w wielu miejscach Rzeczypospolitej, wśród których Dukszty nie stanowiły wyjątku. Przy kościele zakonnicy założyli szkółkę dla wiejskich dzieci, przytułek dla mnichów i szpital dla bezdomnych oraz niedołężnych parafian. Co więcej, nawet po kasacie zakonu jego członkowie właśnie w Duksztach znaleźli przytułek, a niektórzy i wieczny spoczynek. Świadectwem tego - pomnik z ogromnych głazów polnych z krzyżem i tablicą pośrodku. Chociaż po Powstaniu Listopadowym, w 1832 r., pijarów nie ominął los innych zakonów i większość dóbr kościelnych skonfiskowano do skarbu państwa, duksztańska parafia istnieć nie przestała. Opiekunami jej nadal pozostawali byli zakonnicy-pijarzy - administrator parafii Bonawentura Pietkiewicz oraz były prowincjał i rektor Ignacy Joachim Dębiński - budowniczowie obecnego kościoła.
Po kasacie dóbr zakonu Dukszty i okolice znalazły się pod kontrolą urzędów państwowych, w których ręce przeszły doskonale utrzymywane przez zakonników zabudowania dworskie: dom mieszkalny, lamus, browar, stajnie i obory, gumno, młyn na Duksztance i cegielnia, jak też grunta uprawne.
Pozbawiona zatem gospodarczego zaplecza świątynia wkrótce zaczęła podupadać: fundamenty i podmurówka się rozsypywały, drzewo próchniało. Ówczesny jej proboszcz, były pijar ks. Dębiński, chociaż nie posiadając żadnych środków, aczkolwiek ufając w pomoc Bożą, postanowił budować nową świątynię. "Piękną zuchwałością wiary" - nazwie później ten krok w swych "Wycieczkach po Litwie w promieniach od Wilna" Władysław Syrokomla. A jednak po kilku latach plan świątyni, wykonany bezpłatnie przez architekta Gustawa Szlachta, został zatwierdzony. Niespodziewany fundusz, pochodzący z zaległych odsetek od kapitałów pijarskich pozwolił na rozpoczęcie robót: zakupiono sporo kamieni i wapna, postawiono cegielnię. Z kolei architekt Tomasz Tyszecki bezpłatnie nadzorował prowadzone roboty, a nawet wspierał je pieniężnie. Kamień węgielny pod nową świątynię założono 19 czerwca 1850 r., obok starego kościoła, bliżej drogi.
Nieduża parafia duksztańska, chociaż wspierała budowę składkami, pomagała przeważnie pracą. Potrzebny fundusz został zebrany po całym kraju drogą dobrowolnych ofiar: ks. Dębiński w tym celu objeżdżał dwory szlacheckie, wsie, brał udział w zjazdach, aż uzbierał przeszło 15 tys. rubli. Jak dużo osób przyszło z najrozmaitszą formą pomocy, świadczyć może fakt, iż organy budował organista z Królestwa Polskiego, obrazy namalowało wielu zdolnych amatorów, a wśród darczyńców kościoła kilkakrotnie przewija się nazwisko Stanisława Moniuszki.
Graniczące wręcz z cudem przedsięwzięcie zostało uwieńczone 23 października 1856 roku konsekracją nowej świątyni, którego to aktu wraz z sakramentem bierzmowania dokonał biskup W. Żyliński. Odtąd i po dziś dzień nowy kościół z kamienia i czerwonej cegły, wzniesiony w stylu neogotyckim, swymi strzelistymi wieżami góruje nad Duksztami, budząc podziw każdego podróźnika.
Ciosy caratu i prawosławia
Niedługo jednak wypadło parafii duksztańskiej cieszyć się nowo zbudowaną światynią: dokładnie po 12 latach, 26 października 1868 r., w następstwie represji władz carskich po Powstaniu Styczniowym, została ona zabrana i przerobiona na cerkiew. Księdza Dębińskiego już wcześniej aresztowano pod zarzutem udziału w powstaniu i wywieziono do Wilna, gdzie wkrótce zmarł. Majątek parafialny skonfiskowano i podzielono między popem a urzędnikiem rosyjskim. Już w styczniu 1869 r. z wielką pompą odbyło się poświęcenie cerkwi duksztańskiej przez duchowieństwo prawosławne. Ludność katolicka Dukszt i okolic wszak nie kwapiła się do zmiany wiary, na odwrót - wielokrotnie starała się o zwrot kościoła składając podania do cara, a nawet żądając zwrotu kosztów budowy, by rozpocząć nową. Pomimo starań miejscowego popa, prawosławie nie zyskało wielu zwolenników, co widząc rząd zaczął sprowadzać w okolice Dukszt prawosławnych kolonistów z terenów Polesia. Katolicy zaś z żalem w sercu omijali swoją światynię, udając się na nabożeństwa do kościołów w Kiernowie, Suderwie i Mejszagole.
Dopiero okres I wojny światowej zaczął zwiastować zmiany w jej losie. Opuszczony przez Rosjan i poważnie uszkodzony w wyniku działań wojennych kościół przez kilka lat pozostawał bez żadnej opieki. Miejscowa ludność nie zapomniała jednak o swej świątyni i w 1915 r. wszczęła zabiegi u władz niemieckich o jej odzyskanie. Ze zmiennym skutkiem trwały one przez trzy lata, aż ostatecznie 12 lutego 1919 r. dekretem ks. biskupa Jerzego Matulewicza parafia duksztańska została wskrzeszona w dawnych granicach, zaś pierwszym jej proboszczem został mianowany ks. Kazimierz Zacharzewski.
Po okresie strat
Lata proboszczostwa ks. Zacharzewskiego (1919-1928) były dla Dukszt latami renesansu katolickiej wiary. Niezwykle energiczny, troskliwie dbał o sprawy parafii: pod jego kierownictwem pokryto wieże i dach, poprawiono uszkodzone pociskami ściany, część ich wmurowano na pamiątkę wojny, która to przywróciła światynię prawowitym właścicielom. Ułożono cementową posadzkę, pomalowano wnętrza, wykonano nowy ołtarz, ławki, zakupiono obrazy, sprowadzono dzwony, zbudowano 14-głosowe organy oraz dom dla służby kościelnej. Pamiątką po księdzu Zacharzewskim są także szerokie i wygodne schody od bramy do drzwi kościoła. Ludność, chociaż zubożała w czasie wojny, nie żałowała grosza na podniesienie go z ruiny.
Już w roku 1926 parafia liczyła 3600 wiernych z 64 miejscowości. O ówczesnym jej życiu spotykamy wzmiankę u ks. kan. Waleriana Meysztowicza: "W niedzielę kościół był zawsze wypełniony, na dwóch Mszach i nieszporach. A parę razy do roku - z okazji świąt - na św. Annę i na św. Józefa Kalasantego, założyciela pijarów, odbywały się tu wielkie odpusty. Kościół ani cmentarz nie mogły pomieścić wiernych, cisnących się do spowiedzi w rozstawionych wszędzie konfesjonałach, rozdawano tysiące Komunii. Ludzie trwali przy wierze, a uświadomienie religijne starano się podnosić sprowadzając z Wilna wykształconych kaznodziejów".
Z płaczem pożegnano ks. Zacharzewskiego, mającego tak wielkie zasługi w odrodzeniu parafii i światyni. Pracował potem w Ławaryszkach, a po wojnie wyjechał do poznańskiego, gdzie zmarł w 1966 r. Jego następca, ks. Jan Siemaszkiewicz zbudował w Duksztach piękną plebanię, z kolei ks. Martynelis odremontował wieżę kościelną podnosząc ją nieco wyżej.
Czasy "cierpiących dla sprawiedliwości"
Nadeszły one ponownie wraz z II wojną światową. Dorobek poprzednich pokoleń znów znalazł się w obliczu zagłady.W myśl zasady o religii jako opium dla ludu przede wszystkim usunięto naukę religii ze szkoły. Na odprawienie odpustu potrzebne było specjalne pozwolenie władz, wrogich przecież wszelkim oznakom wiary. W 1961 r. do Dukszt został przysłany ks. Jan Charukiewicz, który pełnił tu posługę kapłańską aż do zgonu w 1999 r.
Były to lata wzmożonej walki z Kościołem. Partyjny sekretarz Sobolewski niejednokrotnie wywoływał księdza na rozmowy, grożąc zabrać "sprawkę" - pozwolenie na pełnienie posługi. Zdziesiątkowana wywózkami, wojną i repatriacją parafia znalazła się w trudnej sytuacji: nie było służby kościelnej i chóru, istniał zakaz udziału dzieci w nabożeństwach, z przedwojennych 3,5 tys. liczba wiernych skurczyła się do 1,5 tys. Z trudem udało się proboszczowi zebrać środki na remont plebanii strawionej przez pożar. Większość czasu podupadający na zdrowiu kapłan spędzał na długich samotnych modlitwach przy ołtarzu. Sił ani środków na remonty świątyni nie miał. Osieroceni parafianie z żalem żegnali go do miejsca wiecznego spoczynku i z trwogą myśleli o przyszłości swojej parafii.
Istotnie, po zgonie ks. Charukiewicza duksztańska parafia przez lat 7 pozostawała bez gospodarza. Msze św. dojeżdżali tu sprawować księża z Mejszagoły i Suderwy: Mirosław Balcewicz, Valdas Meškenas, Paweł Palul, ostatnio Stanisław Matiukiewicz. Aż wreszcie starania i modlitwy o własnego proboszcza za sprawą starościny Wacławy Baniukiewicz dotarły do władz kościelnych - we wrześniu br. do Dukszt skierowano ks. lic. Henryka Naumowicza, od lat 11 pracującego w parafii mickuńskiej.
Jubileusz rozpoczął nowy rozdział
Nowa nominacja dla księdza Henryka Naumowicza zbiegła się z 20-leciem święceń kapłańskich, co w pewnym stopniu można by uznać za znak szczególny, jak gdyby otwierający nowy rozdział jego kapłaństwa. Pozostawił w Mickunach nie tylko solidnie odnowiony, a właściwie rozbudowany kościół, lecz także umocnione i rozwinięte życie parafialne: 17 kółek Żywego Różańca, wspaniały chór, działalność ruchu rodzin katolickich, pracę z dziećmi i młodzieżą.
Pierwsze kroki na nowym miejscu ks. Henryk dosłownie i w przenośni skierował do świątyni. Urzeczony jej pięknem, a zarazem zatroskany obecnym stanem, kojarzy ją dla siebie ze "śpiącą królewną", potrzebującą do "obudzenia" niemałego wysiłku i lat pracy. Toteż, mimo iż latem, podczas udzielania sakramentu bierzmowania, świętowano jubileusz 150-lecia kościoła, postanowił od uczczenia tej daty rozpocząć posługę na nowym dla siebie miejscu. Z pomocą w tym przyszli zresztą byli parafianie z Mickun wraz z chórem pod kierownictwem Bożeny Ząbkiewicz. Święto zgromadziło niemałe rzesze wiernych i - jak mówią naoczni świadkowie - wypadło wspaniale. Serca wiernych zwłaszcza wzruszyła homilia proboszcza, w której potrafił powiązać czasy dawnej świetności z dzisiejszymi, a przez nie nakreślić wizję przyszłości.
Oprowadzając naszą redakcyjną ekipę po kościele ks. Henryk nie ustawał wskazywać na setki szczegółów, widocznych jedynie dla doświadczonego oka gospodarza. Jednymi się cieszył, na inne patrzył ze smutkiem, wymieniając pierwszoplanowe potrzeby remontowe: "Kościół jest bardzo ładny i solidnie zbudowany, w odróżnieniu od jego "rówieśników" o podobnym stylu w innych miejscowościach, aczkolwiek potrzebuje wiele zachodu: zmiany okien, naprawy dachu, zainstalowania ogrzewania - na to wszystko potrzebne są niemałe środki". Ma więc nadzieję, że obecność na uroczystości mer rejonu nie była jedynie kurtuazyjnym gestem, bowiem samorząd ostatnimi laty niemało dopomógł poprawie stanu domów Bożych na swym terenie.
Z nie mniejszą troską proboszcz poruszał w rozmowie i wątek pracy duszpasterskiej, szykowania oprawy liturgicznej Eucharystii, wprowadzenia nabożeństw dodatkowych, reaktywizacji kółek różańcowych itd. Te zdradzane bez nadmiernych emocji plany zabrzmiały bardziej przekonująco, niźli jakieś solenne obietnice, często nie znajdujące później pokrycia.
Nowy rozdział w dziejach parafii duksztańskiej stanowi poważne wyzwanie nie tylko dla jej proboszcza, ale też wiernych. Z myślą o nich chciało się przypomnieć dawne dzieje ich świątyni, w których poprzednie pokolenia miały swój znaczący udział. Tak samo, jak chcąc przekazać pamięć o pięćdziesięcioletniej niewoli i cierpieniach parafii dla wiary, ręka nieznanego artysty wypisała nad drzwiami w krużganku kościelnym słowa: "Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości".
Czesława Paczkowska