Koło ZPL w Dziewieniszkach ma nową siedzibę
Kresy Kresów
Dziewieniszki. Wielu słysząc tę nazwę pomyśli z uśmiechem: "koniec świata". Żeby się tu dostać, trzeba przejechać przez punkt kontroli przygranicznej - to najodleglejszy zakątek Litwy, nie tylko graniczący z Białorusią, ale też wcinający się w jej powierzchnię. Choć przepięknym krajobrazom i czystemu powietrzu, towarzyszy ogromna bieda i bezrobocie, ludzie są tu pogodni. Większość mieszkańców to Polacy, jednak prawdziwa polskość tu dopiero się odradza. Tu rodzice uczą się polskiego od swych dzieci, tu dorośli od nowa poznają mowę swych ojców i uczą się nie wstydzić, ale być dumnymi z tego, że są Polakami.
Kto mógłby być motorem takich działań? Oczywiście, tylko kobiety! Subtelnie, "po kobiecemu", prezeski oddziałów miejscowych kół ZPL, tutejsze nauczycielki, na czele ze starościną Dziewieniszek - Czesławą Marcinkiewicz, "robią swoje". Bez rozgłosu, krok po kroku, jednoczą miejscowych Polaków, nie pozwalają zginąć polskim szkołom, organizują wyjazdy i okolicznościowe spotkania, jeżdżą od domu do domu, żeby pozyskiwać coraz to nowych członków i sympatyków polskości.
"Patrzę na te twarze i o każdym można by opowiadać i opowiadać, o jego zaangażowaniu, o tym ile zrobił dla społeczności polskiej w tym rejonie. Każda z tych osób, na swój sposób, przyczyniła się do realizacji sztandarowych zadań ZPL - krzewienia polskiej kultury i języka polskiego. Większość z tu siedzących to nauczyciele, ale każdy ma swoją "działkę", której pilnuje." - mówiła z dumą starościna.
24 kwietnia panie spotkały się po raz pierwszy w nowej siedzibie koła ZPL w Dziewieniszkach. "Chcemy, żeby to było nasze wspólne miejsce - kół dziewieniskiego, szorskiego, rudnickiego, milkuńskiego i jurgielańskiego. W nowej siedzibie mamy już część wyposażenia - szafy i stoły, jest to oczywiście także prezent od ZPL" - dzieliła się radością Czesława Marcinkiewicz.
"Różnie bywa u nas z tą polskością, mówię tu o naszej młodzieży, która jest tak zrusyfikowana. To nie jest wina nauczycieli, ale raczej rodziców, większość których wstydzi się mówić po polsku. Wydaje mi się, że właśnie na tym polega najważniejsze zadanie naszego koła, aby przełamać tę tendencję" - mówiła nauczycielka dziewieniskiej szkoły rolniczej - Janina Masian.
Bez szkoły ani rusz
Szkoła rolnicza w Dziewieniszkach już od 11 lat współpracuje ze szkołą rolniczą w Łowiczu. Regularnie wymienia grupy młodzieży. To na pewno pomaga w lepszym posługiwaniu się językiem polskim. Poza tym w szkole istnieje kółko "Erudyta", uczniowie wydają własną gazetkę. "Chcemy zainteresować polskością choćby wąski krąg ludzi, ale szczerze. Mamy w naszej szkole kilku nauczycieli - Polaków, którzy są Polakami z przekonania, bo to ważne, aby nie być Polakiem dla korzyści, jak to ostatnio jest modne. My ten kaganek polskości nieśliśmy w czasach, kiedy to naprawdę nie było łatwe, musieliśmy się ukrywać, narażać. Teraz to tylko chcieć!" - opowiada Janina Masian.
I widać, że pani Janinie chce się naprawdę. Wraz z uczniami szkoły prowadzi coś w rodzaju kroniki okolic. "Odnajdujemy najstarsze polskie rodziny rolnicze i opisujemy ich dzieje, ponadto zbieramy ludowe piosenki" - kontynuuje Janina Masian.
Od trzech lat szkoła rolnicza organizuje także "Jarmark św. Jerzego", na którym można nabyć sadzonki, nasiona, wiklinowe kosze, ale także po prostu spotkać się i porozmawiać po polsku.
Gabinet jak z Warszawy
W Dziewieniszkach oprócz szkoły rolniczej jest również polska szkoła średnia. "Szkoła powstała tu w wielkich trudach. Mój syn - Alek skończył rosyjską szkołę, córka Natalia poszła już do polskiej, ale obydwoje uczyłam w domu z polskiego elementarza czytać i pisać. Zanim powstała jednak polska szkoła, długo szukaliśmy możliwości jej założenia. Mój brat Stefan - dyrektor solecznickiego gimnazjum powiedział mi, że jeżeli znajdą się chętne dzieci i rodzice napiszą podania, to jest możliwość otwarcia polskiej klasy w Dziewieniszkach" - dla "Naszej Gazety" powiedziała Stanisława Staniul.
I tak, w rosyjskiej jeszcze wtedy, dziewieniskiej szkole średniej powstały piąta i dziesiąta klasy polskie. "Starsze klasy zasilały nam okoliczne szkoły podstawowe, które jeszcze wtedy istniały - z Szorek i Jurgielan. Wiele zawdzięczamy w tych czasach państwu Donecie i Kazimierzowi Borowskim - dyrektorom tych szkół. Udało im się przekształcić tamtejsze rosyjskie placówki z powrotem w polskie szkoły. Większość dzisiejszych prezesek kół, nauczycielek to absolwentki jurgielańskiej podstawówki" - mówiła Czesława Marcinkiewicz, po czym dodała: "Pamiętam jak w tamtych czasach, gdy już pojawiały się takie hasła jak: "Litwa Ojczyzną, Polska Macierzą", ale jeszcze nie można było demonstrować swojej polskości, zostałam wezwana "na dywanik" do dyrektora, któremu nie podobały się ani nasze hasła, ani biało-czerwone proporczyki. Dyrektor krótko powiedział, że nasz gabinet nie może wyglądać jak gabinet w Warszawie. Dzięki Bogu doczekaliśmy się czasów, że nasze gabinety mogą być takie jak w Warszawie i że nikogo nie razi orzełek na ścianie!".
Zanim powstała jednak polska klasa nauczyciele musieli stworzyć polski program nauczania. "Dzieci jak dzieci, ale proszę sobie wyobrazić ile i w jak krótkim czasie musieli się nauczyć nauczyciele, którzy przecież dotychczas wykładali po rosyjsku - trzeba było przygotować programy po polsku, no i uczyć się od nowa języka polskiego - słówka, po słówku" - mówiła Władysława Kuczyńska.
"Ale odnieśliśmy sukces - wyszła świetna klasa, najlepsza w szkole, bardzo dobre, grzeczne i mądre dzieci, które stały się przykładem do naśladowania, wzorem dla innych rodziców, że warto oddawać dzieci do polskiej szkoły" - dodała.
Krok po kroku
Szkoła i kościół to dwa podstawowe ośrodki polskości w każdym zakątku świata, wszędzie tam, gdzie porozrzucana jest polska diaspora. Jednak nie wszędzie tak ciężko trzeba pracować na każdy krok naprzód. "Co roku już od stycznia zbieramy dzieci do polskich klas. Po prostu jeździmy od domu do domu i rozmawiamy z rodzicami, przekonujemy ich, że warto wychować dziecko w polskiej kulturze i tradycji, tradycji ich ojców i dziadów. Nie jest to łatwe zadanie, ale dzięki temu istniejemy. Już dziś możemy się pochwalić skompletowaną zerówką i pierwszą klasą na następny rok szkolny" - mówiła starościna.
"Szkoła również utrzymuje kontakty z Polską, szczególnie z łódzkim oddziałem Wspólnoty Polskiej. Dzięki ks. Jackowi Ambroszczykowi - dyrektorowi Caritas Archidiecezji Łódzkiej, w tym roku na kolonie do Polski wyjedzie 35 dzieci z naszej okolicy. Inicjatorem tej akcji, bo dzieci wyjeżdżają już od dziewięciu lat, był ks. Bogumił Bylinka, który dotychczas dzwoni, pyta o dzieci, w czasie kolonii odwiedza nas. Jak ostatnio ksiądz dzwonił, to powiedziałam: "Musi ksiądz koniecznie znów przyjechać i nas odwiedzić, bo księdza dzieci już mają dzieci!" - żartowała Czesława Marcinkiewicz.
Caritas pomaga nie tylko uczniom szkoły średniej, ale także polskim maluchom. Warszawski oddział Caritasu, dzięki inicjatorowi akcji, panu Maciejowi Rayzacherowi, dożywia dzieci w przedszkolu w Dziewieniszkach. Dzieci te, ze względu na bardzo trudną sytuację materialną swoich rodziców, nie mogłyby uczęszczać do polskiego przedszkola, w którym istnieje obowiązek wnoszenia opłaty za wyżywienie. Caritas w całości finansuje wyżywienie polskich dzieci. "Jaki to przynosi efekt widać chociażby po ilości chętnych do przedszkola - było 5 osób, a teraz mamy aż 16 dzieci" - opowiada przedszkolanka - Irena Mackiewicz.
Pomysł ratowania polskiego przedszkola podsunął nam były kierownik wydziału oświaty - pan Antoni Jankowski. To właśnie on poradził nam, żebyśmy zwrócili się do Caritasu i udało się. Powoli odnosimy małe sukcesy - niedawno szkoła obchodziła wielkie święto - uczeń Sylwester Pawłowski w ciągu roku zaliczył dwie klasy - pierwszą i drugą. Wszyscy jesteśmy z niego bardzo dumni.
Z ZPL łatwiej
Koło ZPL w Dziewieniszkach powstało w 1989 r. Jego założycielką była Władysława Szczytno. "Pani Władysława towarzyszy nam od samego początku. Cześć jej i chwała za te trudne początki, za jej ciężką pracę, za wytrwałość, za narażanie się. Przy niemałej pomocy Janiny Masian i Jadwigi Zaborskiej udało się stworzyć nieźle funkcjonującą organizację" - mówiła Czesława Marcinkiewicz. Koło liczy 23 członków. Niestety, na razie nie ma jeszcze zespołu muzycznego, nad czym bardzo ubolewają członkowie koła, ale wszystko jest na dobrej drodze - już znaleziono osobę, która zaangażowała się w utworzenie chóru. "Brak zespołu to nasz wielki minus, ale lubimy śpiewać i umiemy śpiewać, więc wierzymy, że niedługo taki powstanie. Tyle radości wnoszą w nasze serca koncerty polskich zespołów - występowali już u nas "Ejszyszczanie", "Solczanie", zespół "Mereczanka", niektórzy na ich występach płaczą, niektórzy tańczą, ale polska muzyka wszystkich wzrusza. Chcemy, żeby najpierw powstał u nas zespół szkolny, a potem "zabierzemy" się za starszych i stworzymy chór dla dorosłych, który będzie śpiewał na różnych imprezach okolicznościowych, ale i w kościele, bo dla nas to niezmiernie ważne, aby również w kościele brzmiała polska pieśń" - mówiła starościna.
Od kościoła właśnie rozpoczynała się działalność tutejszych Polaków zrzeszonych w ZPL. "Jednym z pierwszych zadań było przyciągnięcie ludzi do kościoła, szczególnie młodzieży. Ale staramy się nie oddzielać działań szkoły średniej, szkoły rolniczej, kościoła czy ZPL - jesteśmy Polakami i tylko wspólnie możemy coś osiągnąć. Wspólnie robimy jedną sprawę - i przede wszystkim wiemy dla kogo i po co to robimy. Na spotkania zapraszamy wszystkich, na wigilijny opłatek, na który przyjechał do nas mer rejonu solecznickiego Leonard Talmont oraz Waldemar Tomaszewski - prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i poseł na Sejm RL, ludzie z okolicznych wsi szli pieszo po śniegu, żeby tylko posłuchać ciepłych słów, serdecznych życzeń, być może jedynych, jakie w tym świątecznym okresie usłyszą" - mówiła starościna.