Z archiwum wiedzy o Józefie Piłsudskim - Druskieniki (II)

Spotkania z marszałkiem Piłsudskim w Druskienikach

Wspomnienia prof. dr Wacława Jasińskiego *)

W czasie pobytu mego w Druskienikach, kiedy miałem pod swoją opieką dziatwę na koloniach letnich, kilkakrotnie witałem Marszałka Piłsudskiego, odwiedzającego mój zakład. Miłość do dzieci była jedną z uderzających cech charakteru Marszałka. Przyjmował on zawsze zaproszenia na zabawy, urządzane przez dzieci i - w odróżnieniu od wielu gości, chyłkiem zazwyczaj ulatniających się z dziecięcych imprez - Marszałek rad pozostawał do końca zabaw. Interesował się zwłaszcza przedstawieniami, urządzanymi przez dziatwę. Bawił się na nich na równi z dziećmi i żywo małych aktorów oklaskiwał. A miałem szczęście dwukrotnie gościć Marszałka w swoim domu. Po raz pierwszy w dniu imienin mojej córki, chyba w 1925 roku. Jako dwunastoletnia panienka poszła ze mną do marszałkostwa prosić na imieniny Wandeczkę i Jagódkę. W pewnej chwili, ku niemałemu memu zakłopotaniu, zwróciła się do ich ojca: "A może i Pan Marszałek przyjdzie?"

"A więc i mnie zapraszasz? - zapytał Marszałek i na potakującą odpowiedź córki powiedział - Dobrze, przyjdę". I istotnie przyszedł, przyprowadzając ze sobą obie córeczki. Bawił wtedy Marszałek wśród nas przeszło 5 godzin. Był wyjątkowo rozmowny. Z małymi przerwami mówił niemal cały czas. Zagłębił się w zagadnienia spirytystyczne. Wyraził swą głęboką wiarę w istnienie świata nadprzyrodzonego i przytoczył kilka zdumiewających wypadków swojego z tamtym światem kontaktu. Dowodził także z fascynującą siłą swej wymowy, że posiada władzę nad podświadomością i że - kosztem ogromnego wprawdzie i męczącego wysiłku - umie ją nie tylko zmusić do pracy, ale również każe jej sygnalizować zdarzenia, które idą z przyszłości...

Raz jeden byłem współaktorem zdarzenia o posmaku politycznym. Było to, zdaje mi się, w tymże roku 1925. Społeczeństwo druskienickie organizowało obchód uczczenia rocznicy 6 sierpnia. Na kilka dni przed terminem obchodu udaliśmy się z panem Januszem Jędrzejewiczem - późniejszym prezesem Rady Ministrów - do Marszałka na Jasną 8, w celu zaproszenia go na nabożeństwo. Marszałek, doskonale wtenczas wyglądający, przyjął nas wyjątkowo serdecznie. Był w świetnym humorze: żartował, częstował nas papierosami. W pewnej chwili - muszę to zaznaczyć - zupełnie dla mnie nieoczekiwanie, p. Jędrzejewicz zapytał Marszałka: "Komendancie, co będzie z Polską?".

Marszałek w jednej chwili jakby się przeistoczył. Oczy błysnęły. Twarz momentalnie ściemniała i boleśnie się skurczyła. Obie ręce jakby prądem rażone, gwałtownie podniosły się do skroni. Dłonie tragicznie opasały głowę. Trwało może z minutę bardzo ciężkie dla mnie milczenie, gdy ostro, jakby z ogromnym bólem, Marszałek raczej krzyknął niż powiedział: "To nie jest temat na Druskieniki..."

Starałem się na ile mnie było stać "zagadać" to, co przed chwilą zaszło, widziałem bowiem, jak boleśnie odczuł Marszałek - nie wiem tylko co: czy pytanie p. Jędrzejewicza, czy jakąś ogromnie przykrą świadomość. Niestety, na nic się to nie zdało. Humor Marszałka już nie wrócił. Twarz pozostała pochmurna. Oczy się wciąż niespokojnie żarzyły. Pożegnaliśmy Marszałka i - srodze obydwaj z p. Jędrzejewiczem zmartwieni - odeszli...

O sprawach politycznych rozmawiałem z Marszałkiem i po przewrocie majowym. Była to ostatnia zresztą dłuższa rozmowa, jaką miałem z Marszałkiem. Odbyła się ona w roku 1929, w kilka dni po przyjeździe Marszałka do Druskienik. W chwili przybycia Marszałka do uzdrowiska nie mogłem - z racji grypy - wziąć udziału w gronie osób, które go witały. Od kogoś z tego grona dowiedział się, co jest przyczyną mej nieobecności. Po paru dniach zostałem powiadomiony, że Marszałek przyjdzie mnie odwiedzić. Dzień wyznaczony był pełen radości dla naszej rodzinki. Poczyniliśmy z żoną przygotowania, aby dać wyraz uczuciom naszym w powitaniu w swych progach drogiego gościa. Pierwszy pokój od wejścia przeznaczyliśmy na powitanie, a drugi na skromny posiłek z herbatą i owocami. Jakże wielce byliśmy zmieszani, gdy wbrew naszym planom i przypuszczeniom - Marszałek wszedł znienacka z drugiej strony domu i właśnie do pokoju, w którym dopiero zaczęliśmy się krzątać z ustawieniem stołu i przygotowaniem herbaty. Ale zażenowanie szybko minęło. Marszałek sam przyjął udział w naszych kłopotach i, żartując wesoło, osobiście pomagał żonie ustawiać szkło.

Marszałek przyjechał wtenczas do Druskienik jakoś bezpośrednio po zmianie czy rekonstrukcji gabinetu ministrów. Widocznie miał jeszcze myśli zajęte niedawnymi zdarzeniami, bowiem zapytawszy mnie o zdrowie, począł mówić o naszym życiu politycznym. Powiedział między innymi, iż nie mam nawet pojęcia, jak łatwo jest Polską rządzić pomimo, że jest wielkim państwem. Do sprawowania u nas rządów - powiedział - trzeba mieć tylko kilku ludzi, byle całkowicie oddanych i całkowicie pewnych: "Ja, na przykład, tymi oddanymi mi i pewnymi ludźmi - po prostu spokojnie sobie orzę... "

* Prof. dr Wacław Jasiński (zm. 1936 r.) - zasłużony pediatra, wielki entuzjasta rozwoju uzdrowiska druskienickiego, założyciel kolonii dziecięcej w tym mieście.

<<<Wstecz