Chleb jest podstawowym składnikiem codziennego posiłku każdego człowieka. Trudno sobie wyobrazić przygotowanie śniadania, kolacji czy przestrzeganie zaleceń prawidłowego żywienia bez tego produktu. Przed stu laty chłopi i robotnicy odżywiali się głównie chlebem. Spożywali go co najmniej kilogram dziennie. Dzisiaj zjadamy po góra dwieście gramów. Podstawowy niegdyś produkt spożywczy stał się dodatkiem do innej żywności.

Wieczny interes

Witold Miszkinis, właściciel piekarni w Ejszyszkach, zapytany, czy nie żałuje podjętej przed 11 laty decyzji, zdecydowanie odpowiada: "nie".

- Mogłem założyć sklep bądź kawiarnię, jednak wybrałem piekarnię i uważam to za słuszne postanowienie. Chleb jest produktem, jaki człowiek zawsze musi mieć na swoim stole. Jest to zajęcie, które sprawia mi ogromną satysfakcję - mówi dumny ze swojej profesji.

Wybór pana Witolda w pełni popiera jego żona Janina.

- Wszędzie czujemy zapach chleba: w domu, w samochodzie, na ubraniach. To coś pięknego - romantycznie rozważa pani Janina.

Wszystko rozpoczęło się od utraty pracy i przymiarek do rozkręcenia własnego interesu. Powstało pytanie: jakiego? Odpowiedzieć na nie pomógł ksiądz Bogusław Jerzycki, akurat goszczący w Ejszyszkach. W rozmowie z panem Witoldem powiedział, że zna pewnego specjalistę piekarnictwa i mógłby pomóc w nawiązaniu kontaktu. Tą osobą okazał się prof. dr hab. inż. Kazimierz Sadkiewicz, dyrektor Instytutu Badawczego Piekarnictwa z Bydgoszczy. Zaraz po wizycie w Polsce pan Witold zaczął nabywać sprzęt piekarniczy, a za niespełna rok z jego pieca wyszedł pierwszy pachnący bochen chleba. Było to 2 kwietnia 1995 roku.

Miszkonisowe pączki

Moja koleżanka żartuje, że w rejonie solecznickim każda szanująca siebie gospodyni zaprasza gości na pączki własnej roboty albo te "od Miszkinisa". Trzeba przyznać, że jest w tym żarcie wiele prawdy. Tak smakowite pączki można znaleźć jedynie w dobrych cukierniach w Polsce albo w... Ejszyszkach. Poszukiwania po Litwie raczej spełzną na niczym.

Przepis na "wizytówkę" swej piekarni państwo Miszkinisowie dostali od Józefa Ziółkowskiego, dobrze znanego w Polsce piekarza. Receptura innej produkcji ejszyskiej piekarni w wielu przypadkach też jest pochodzenia polskiego.

Dzisiaj piekarnia państwa Miszkinisów produkuje ponad dziesięć gatunków bułeczek i kilka gatunków chleba. Wbrew pozorom, czarny żytni chleb, z którego tak słynie Litwa, nie znajduje uznania wśród mieszkańców naszego rejonu. Znacznie lepiej sprzedaje się chleb jasny, ostatnio też z dodatkami: sezamem, pestkami itd. Odpowiedzią na zapotrzebowania rynku są bułeczki francuskie. W ejszyskiej piekarni produkuje się je od kilku lat.

Dobry chleb wymaga dobrych surowców. Witold Miszkinis nie liczy na chemię, lecz na wysoko rozwinięte technologie i szczegółową wiedzę o właściwościach gatunków zbóż, z których wypieka swoje pieczywo. Współpracuje jedynie z dobrymi, sprawdzonymi dostawcami surowca.

Rzadkie chwile wypoczynku

Przedsiębiorstwo Miszkinisa zatrudnia 8 osób. Pan Witold jest dyrektorem, piekarzem, zaopatrzeniowcem, księgowym i kierowcą-akwizytorem. Aby zdążyć ze wszystkimi obowiązkami, dzień pracy rozpoczyna przed piątą, a kończy częstokroć po północy. Wolne ma jedynie niedziele. W tym roku państwo Miszkinisowie na "stanowczą prośbę" córki Ilony całą rodziną wybrali się na wakacje do Chorwacji.

- To było coś nadzwyczajnego. I to nie tylko z tego powodu, że długo nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy wypoczynek, nie dlatego, że Chorwacja okazała się cudownym krajem, ale przede wszystkim dlatego, że wyjechaliśmy całą rodziną: z dwiema córkami, zięciem i wnuczkiem - dzieli się wrażeniami pani Janina.

Przepis na sukces

Najgroźniejszym przeciwnikiem właścicieli przedsiębiorstw jest konkurencja. Pan Miszkinis ma z nią do czynienia codziennie. Trudno uwierzyć, ale w Ejszyszkach sprzedają chleb 10(!) producentów.

- Ludzie kupują oczami. W pieczywie na pierwszym miejscu stoi wygląd, potem zapach i tylko na końcu smak. O ten trzeci walor staramy się najbardziej - pół żartem, pół serio mówi pan Witold.

Taki jest przepis na sukces piekarza Miszkinisa. Dla nas, konsumentów, całkiem zresztą do zaakceptowania.

A. K.
Na zdjęciach: Janina i Witold Miszkinisowie;
w piekarni

<<<Wstecz