Wzorujmy się na Łużyczanach!

Osobiście przed dobrymi kilkoma laty miałem okazję być gościem Serbów Łużyckich. W pamięci do dzisiaj przechowuję niezwykłą staranność, pieczołowitość, a, jak trzeba, również upór w pielęgnowaniu własnej spuścizny narodowej, kultury, tradycji, języka. Chyba już niewiele narodów w zsekularyzowanej Europie może poszczycić się tak przykładnym stosunkiem do wiary ojców, jak czynią to Łużyczanie. Jest zupełnym ewenementem na terenie zupełnie niemal zateizowanej byłej NRD widok, kiedy do kościoła na niedzielną Mszę świętą wybierają się całe rodziny. Wielu ze świątecznej okazji zakłada stroje narodowe. W kościele jest pełno dzieci i młodzieży.

Łużyczanie, mimo że są tak nieliczni, potrafią jako wspólnota doskonale się zorganizować. Posiadają własne media (pisane i elektroniczne), organizacje społeczne, z których centralną jest Domowina, mnóstwo zespołów folklorystycznych, w tym - jeden zawodowy, utrzymywany za duże pieniądze z funduszy niemieckich podatników. O świetnym zorganizowaniu Łużyckich Serbów świadczy fakt, że posiadali nawet własnego posła w Parlamencie Europejskim (z którym mieliśmy okazję spotkać się podczas pobytu w Budziszynie).

Nie ma najmniejszej przesady w tym, co mówi przewodniczący Domowiny o heroicznym wręcz trwaniu Serbołużyczan przy języku ojczystym, który de facto na mocy regulacji prawa landowego ma status języka lokalnego, używanego publicznie również w urzędach. W miejscach zamieszkania Łużyczan (również w mieście Budziszyn, gdzie Łużyczanie stanowią - jak pamiętam - około 20 proc.) wszędzie obowiązują dwujęzyczne napisy: po niemiecku i serbskołużycku. Jak skrupulatnie dbają Serbowie Łużyccy o publiczne napisy w języku ojczystym przekonał mię drobny incydent w jednej ze wsi pod Budziszynem. Władze zamierzały zlikwidować tam przystanek autobusowy z racji na znikomą liczbę pasażerów korzystających z niego. Miejscowa wspólnota nie pozwoliła na to z jedynego powodu - przystanek nosił nazwę jednego z lokalnych, jeżeli dzisiaj dobrze pamiętam, poetów łużyckich. Gdyby zlikwidowano przystanek, zniknąłby również napis upamiętniający poetę. Na co Łużyczanie zgodzić się nie mogli.

W Sejmie RL trwa ostra dyskusja nad postacią nowej Ustawy dla litewskich mniejszości narodowych. Głównym przedmiotem sporu jest prawo do nieskrępowanego używania języka mniejszości w życiu publicznym. Niech wzorem w tej sprawie dla posłów RL będą Łużyczanie. Oby po przyjęciu nowej Ustawy na Wileńszczyźnie nie pojawiła się konieczność rycia w kamieniu napisów: "Byliśmy, jesteśmy, będziemy"...

Tadeusz Andrzejewski

Byliśmy, jesteśmy, będziemy...

Rozmowa z Petrem Brezanem, przewodniczącym "Domowiny" - Związku Łużyckich Serbów

- No właśnie, jesteśmy nieomal sąsiadami, nasze domy leżą od siebie o daleki, bo daleki, ale jednak rzut kamieniem, a pan pyta: kto my? To fakt, dla wielu Polaków jesteśmy jeszcze zagadką, egzotyczną tajemnicą. Bo gdyby kogoś z was spytać, kim są Serbowie Łużyccy, tylko nieliczni odpowiedzieliby, że jesteśmy najmniejszym narodem słowiańskim, mieszkającym od prawie 1500 lat w dzisiejszych wschodnich Niemczech, na dodatek, od tysiąca lat bez własnego państwa. Tylko nieliczni to wiedzą, a większość kojarzyłaby nas z Serbami z Jugosławii. Ale to tylko zbieżność nazwy, mocno myląca.

- Czy ciężko być tubylczym Słowianinem w Niemczech?

- Niemcy - to kraj, w którym polityczna poprawność doprowadzona jest do perfekcji, więc wszelkie mniejszości mają tam dobrze. Trudno być Słowianinem w Niemczech o tyle, o ile trudno jest zachować język serbołużycki. I nie to, że ktoś nam go ruguje z głów, bynajmniej. Tu chodzi o to, że niemiecki jest - co zrozumiałe - wszechobecny w radiu, telewizji, w napisach na ulicach, w gazetach, w rozmowach i powoli ten język staje się podstawowym językiem używanym przez serbskie dzieci. Trzeba dużo samozaparcia, trzeba wiele uwagi poświęcić pielęgnowaniu tradycji, trzeba mieć stałą narodową czujność, żeby nie rozpłynąć się w niemieckim morzu.

My od wieków nie mamy państwa, więc język jest dla nas skarbem. Jest instytucją, która pozwala nam trwać. Gdyby jakiś językoznawca porównał nasze śpiewniki religijne ze śpiewnikami naszych sąsiadów Niemców, doszedłby do wniosku, że nasz język tworzył się w pokorze ludzi nie mających swojego państwa. Ale za to więcej w tym języku jest duszy. Nasze śpiewniki pisane są uczuciami, a niemieckie - rozumem. My Boga chwalimy sercem, a oni - mózgiem.

- Ilu was jest?

- 60 tysięcy. Nasze Łużyce są podzielone pomiędzy dwa kraje związkowe: Saksonię i Brandenburgię. Nigdy nie udało się nam połączyć naszej ziemi w jeden organizm. Mamy swoje szkoły podstawowe, czysto serbskie. Mamy też kilka średnich. W innych szkołach są klasy mieszane.

- Łużyczanie. Serbowie. Serbołużyczanie. Serbowie Łużyccy. Jak was nazywają, żeby nie popełnić pomyłki?

- Na określenie mojego narodu używa się kilku nazw. My mówimy o sobie: "Ja sym Syrb" - jestem Serbem. Tak nazywało się plemię słowiańskie, które osiedliło się na naszych ziemiach. W Polsce używa się aż trzech zwrotów: Serbołużyczanie, Łużyczanie albo Serbowie Łużyccy. Natomiast Niemcy określają nas mianem Wenden. A nasi przodkowie, którzy przywędrowali do Europy z Azji, nazywali się Ariowie.

- Jak Słowianie w państwie pruskim przetrwali Hitlera?

- Przed Hitlerem byli jeszcze Prusacy, którzy też nam dali przypalić. W równym stopniu co Polacy doświadczyliśmy Kulturkampfu Bismarcka. Mieliśmy nawet swój ruch obronny, na którego czele stał poeta Jakub Barta-Cisinski.

- Poeta konspiratorem?

- A kto lepiej od poety potrafi zadbać o czystość języka? Mówiłem już, że język jest dla nas schronem. A wracając do Hitlera, to też nie było łatwo. Hitler zlikwidował całe nasze narodowe życie kulturalne. Pozamykał towarzystwa, gazety, drukarnie, wysiedlił nauczycieli, wysiedlił księży, w których miejsce przyszli franciszkanie, między innymi z waszego Śląska Opolskiego. Część Serbów miała być wysiedlona do Alzacji, część zamierzono zgermanizować, a część posłać do pieca. W Dachau zamęczono na przykład księdza Alojza Andrickiego. To taki nasz Popiełuszko, proces beatyfikacyjny jest zresztą w toku.

- Po Hitlerze była NRD. Najlepsza i najpodlejsza tajna policja świata - Stasi i socjalistyczny obłęd gospodarczy.. Jak Serbowie to znieśli?

- Władze NRD cechowała duża różnica pomiędzy deklaracjami a czynami. Pod płaszczykiem ochrony Serbów, jako mniejszości narodowej, prowadzono przede wszystkim robotę polityczną. Mogliśmy być Serbami, ale musieliśmy być przede wszystkim komunistami. Dali nam towarzystwa, dali gazety, dotacje, instytut, zespoły kulturalne, ale najpierw miał być ludowy socjalizm. Poza tym nie ufali nam, bo jesteśmy chrześcijanami bardzo mocno przywiązanymi do swej wiary. Ja przez to, że deklarowałem się ze swym katolicyzmem i chodziłem do kościoła, przez dwa lata nie mogłem dostać pracy. Poza tym komuniści odkryli na naszych terenach węgiel, a czym był węgiel dla socjalizmu - pamiętacie z dziejów PRL. I, żeby się do tego węgla dobrać, wysiedlono ponad 100 wiosek. Ludzie się rozproszyli, wtopili w nowe środowiska i szybko się zgermanizowali.

- Co pozwoliło wam przetrwać?

- Przywiązanie do języka, a co za tym idzie, kultywowanie go, co z kolei zaowocowało niesamowitym wprost nasyceniem naszego narodu poetami, pisarzami, pieśniarzami, historykami, badaczami i teoretykami literatury. W takim Bautzen, czyli po naszemu Budziszynie, mieście w końcu nienajwiększym, żyje kilku bardzo znanych w Niemczech i Europie pisarzy. Mamy też niezłych kompozytorów. Poza tym nasza wiara była tą kotwicą, która trzymała nas podczas burz dziejowych. U nas kościoły są do dziś pełne. Od 35 lat nasi ludzie pielgrzymują regularnie do Częstochowy. Poza tym mamy liczne rodziny, ja na przykład, mam 11 rodzeństwa, mocno ze sobą zżytego. Nasz twardy charakter ukazują liczne przydrożne kamienne krzyże, na których ryliśmy w swoim języku napis: "Byliśmy. Jesteśmy. Będziemy".

- A dlaczego pan tak dobrze mówi po polsku?

- A dlaczego nie?! Ja kocham Polskę! Kocham polską duszę! Mnie ten język sam do ucha wpada. A poza tym u moich rodziców na gospodarce przez całą wojnę pracowało dwóch polskich jeńców z kampanii wrześniowej. To byli fantastyczni ludzie, rodzice się z nimi mocno zżyli, a ja się nauczyłem polskiego.

"Nowa Trybuna Opolska"

<<<Wstecz