W sierpniu zeszłego roku kolega redakcyjny Henryk Mażul opisał los 300 polskich rodzin, które zostały wypędzone w październiku roku 1942 przez kolaborującą z Niemcami litewską administrację i policję z wiosek w okolicach Podbrzezia. Historia miała wówczas dość głośny rezonans - nawet międzynarodowy - z racji na jej pokrycie się w czasie (zupełnie przypadkowe zresztą) z żądaniami niemieckich "aussidlerów".

Ostatecznie jednak finał okazał się być bardzo niesławny - wszystkie najwyższe władze litewskie umyły ręce w tej sprawie. W formalnych pismach do poszkodowanych wyparły się odpowiedzialności za grabież dokonaną w czasie ostatniej wojny, całą winą za to obarczając państwa okupacyjne.

Rachunek krzywd bez zadośćuczynienia

W wydrukowanym artykule "Wysiedleni wystawiają rachunek krzywd" świadkowie wydarzeń a zarazem poszkodowani m. in. Maria Szynkowska i Anna Jawelska ze wsi Baranele szczegółowo opowiedziały o zajściach sprzed ponad 60. laty, kiedy to one wraz z rodzicami i rodzeństwem musiały natychmiast opuścić swe domy z całym dobytkiem pod groźbą fizycznej rozprawy ze strony litewskiej policji. Później dobytek całego życia został rozszabrowany przez nowych lokatorów - rodziny litewskie, które w ramach niemieckiego planu czystek etnicznych zostały tu przesiedlone z Suwalszczyzny. W tym miejscu należy zaznaczyć, iż plan ten akurat w tym przypadku był zbieżny z polityką kolaborującej z nazistami lokalnej władzy litewskiej, której zależało na szybkiej lituanizacji przejętego w roku 1939 od Związku Sowieckiego Wilna i Wileńszczyzny. Stan narodowościowy, jaki zastały władze litewskie po wejściu na te tereny, mocno odbiegał bowiem od propagowanego w okresie międzywojennym sloganu o litewskości Wilna i otaczających je terenów.

Ostatecznie w ramach tej akcji wyrugowano z ziemi i całego majątku około 300 polskich rodzin z okolic Podbrzezia. Podobna akcja była prowadzona też na historycznej Laudzie. Wypędzeni z własnych domów wieśniacy mogli powrócić do nich (doszczętnie obrabowanych) dopiero wiosną roku 1944, kiedy to Wileńska Armia Krajowa stopniowo przejmowała kontrolę nad terenem, wyzwalając go spod niemieckiej okupacji.

Ograbieni mieszkańcy z okolic Podbrzezia nigdy jednak nie doczekali się wyrównania poniesionych moralnych i materialnych strat, wręcz przeciwnie niedługo ich ziemię i z trudem odtwarzany dobytek przejęły organizowane przez nowego okupanta kołchozy.

Litwa nie ponosi odpowiedzialności

Na wyrównanie krzywd wydawałoby się przyszedł odpowiedni moment wraz z ustabilizowaniem się, również ekonomicznym, niepodległego państwa litewskiego, które za 15 lat suwerenności naprawiło krzywdy dla wielu poszkodowanych w okresie II wojny światowej i w latach późniejszych. Przyznają to w swych pismach zarówno doradca prezydenta ds. socjalnych Audrone Morkuniene, jak też sekretarz ministerstwa finansów Edmundas Žilevičius. Pierwsza odpisując na list poszkodowanych napisała, że "państwo litewskie, chociaż i nie jest odpowiedzialne za te skutki (straty z okresu II wojny światowej - red.), to jednak według swych możliwości finansowych stara się chociaż w jakimś tam stopniu wyrównać straty wyrządzone ludziom w okresie okupacji". Dziękując za list w tej sprawie Morkuniene poinformowała adresatów, że przesłała go do rządu, który dysponuje odpowiednimi środkami.

E. Žilevičius w imieniu rządu potwierdził, że - owszem - są płacone względnie wyrównywane w inny sposób (jak wydzielanie parcel, zniżki na komunikację, pierwszeństwo w odzyskiwaniu nieruchomości, państwowe emerytury) straty dla najbardziej poszkodowanych mieszkańców Litwy w latach jej okupacji. "Uwzględniając, że na temat kwalifikowanej oceny prowadzonej polityki przez państwa okupacyjne w okresie wojny i późniejszym, w tym również przesiedleń mieszkańców z jednych miejsc na inne należy do kompetencji Centrum Badań Rezystencji i Ludobójstwa Mieszkańców Litwy, przesyłamy Państwa pismo do wspomnianej instytucji", powiadamia zainteresowanych sekretarz ministerstwa finansów. Swój list Žilevičius kończy, moim zdaniem, bardzo oryginalną sugestią, że "rozwiązanie wysuwanej kwestii mogłoby zależeć od urzeczywistnienia Ustawy RL o wyrównaniu strat okupacyjnych wyrządzonych przez ZSRR". Co ma wspólnego sowiecka okupacja z wyżej opisanymi wydarzeniami z października roku 1942 doprawdy dla logicznie myślących pojąć jest niemożliwe. W mojej opinii, obie sprawy można by chyba porównać z przysłowiowym piernikiem do wiatraka.

Jeżeli jednak ktoś oczekiwał bardziej kwalifikowanej oceny ze strony Centrum Badań Rezystencji i Ludobójstwa wypędzenia przez litewskich kolaborantów Bogu winnych mieszkańców wiosek spod Podbrzezia (ku czemu obliguje zresztą tę państwową instytucję rząd), to będzie musiał doznać srogiego zawodu. W bardzo enigmatycznym piśmie ówczesna dyrektor Centrum Dalia Kuodyte nie raczyła bowiem dać żadnej oceny opisywanych wydarzeń. Ograniczyła się do tyleż lakonicznej, co formalnej korespondencji, informującej, że niemiecki fundusz "Pamięć, odpowiedzialność, przyszłość" płaci kompensacje osobom poszkodowanym w okresie II wojny światowej. W wewnętrznie sprzecznym liście Kuodyte informuje, że na kompensatę z funduszu mogą liczyć osoby więzione w obozach koncentracyjnych, gettach, wykorzystywane do prac przymusowych. O pieniądze z upomnianego niemieckiego funduszu mogą ubiegać się ponadto mieszkańcy, którzy utracili swój majątek z winy przedsiębiorstw nazistowskich Niemiec. Jak widać, wypędzone przez litewskich kolaborantów polskie rodziny spod Podbrzezia nie kwalifikują się do odszkodowań z funduszu "Pamięć, odpowiedzialność, przyszłość". Historię piernika i wiatraka tylko w nieco zmodyfikowanej formie powiela więc też najbardziej kwalifikowana na Litwie państwowa instytucja, powołana właśnie do rzetelnej oceny wszelkich represji dokonanych na mieszkańcach Litwy w okresie okupacji.

Postscriptum

Wraz z nadesłaniem oficjalnych odpowiedzi najwyższych instytucji państwa litewskiego sytuacja z oceną moralną i materialną wypędzenia około 300 polskich rodzin z okolic Podbrzezia wydaje się być jasna - dzisiejsze władze niepodległej Litwy nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności za dokonany akt rozboju i grabieży przez kolaborujące z nazistowskimi Niemcami w okresie II wojny światowej ówczesne władze litewskie, będące w tamtym czasie w znacznym stopniu elitą społeczeństwa.

Moim zdaniem, w całej historii najgorsze jest to, że żadna z instytucji państwowych nie podjęła się oceny trudnych dla Litwy wydarzeń z okresu II wojny światowej. Po prostu sprawę skwitowano jednym stwierdzeniem - Litwa była okupowana. I na tym kropka. Czy jednak sam fakt okupacji Litwy oznacza automatycznie, że przerwała się, zawisła w próżni, historia Litwinów w tamtym okresie? Chyba nikt poważny nie odpowie twierdząco na to pytanie.

A postawy Litwinów były przecież różne. Zdecydowanie dominowała opcja postawienia na III Rzeszę jako sojusznika przeciwko wspólnemu wrogowi Związkowi Sowieckiemu. Rezystencja antynazistowska była praktycznie marginalna, ograniczyła się wyłącznie do wydawania nielicznej antyniemieckiej prasy podziemnej. Taka postawa ówczesnej elity litewskiej wynikała z faktu wcześniejszej okupacji kraju przez stalinowski ZSRR, który jesienią 1939 roku sprytnie omamił Kowno perspektywą odzyskania Wilna, w rzeczywistości szykując pułapkę okupacji. Latem roku 1941 sowieci stali się więc głównym wrogiem Litwy. Od hitlerowskich Niemiec, kiedy rozpoczynały wojnę ze znienawidzonym ZSRR, spodziewano się za współpracę sytuacji podobnej do Francji z okresu kolaborującego rządu Vichy. I chociaż Niemcy odmówiły zamontowania na Litwie qazi rządu Juozasa Ambrazevičiusa, to jednak elita litewska wybrała drogę współdziałania z nowym okupantem, rezygnując z oporu. Zasadne więc będzie stwierdzenie, że Litwa świadomie sprzyjała, współdziałała i wspomagała faszystowskie Niemcy walczące z komunistyczną Rosją. Na terenie Litwy walczące na dwóch frontach Niemcy nie musiały utrzymywać dużo wojsk okupacyjnych, ponieważ w tym wyręczali ich kolaborujący Litwini.

Logiczną konsekwencją postawienia na III Rzeszę, o której takich zamiarach jak Drang nach Osten, wojny totalnej, sprawy żydowskiej można było dowiedzieć się bynajmniej nie tylko z lektury "dzieła" Fuhrera "Mein Kamp", ale i skonfrontować zawarte tam myśli z rzeczywistością okupowanej Polski, była działalność wspierającej Gestapo litewskiej Saugumy, rozbudowanie policji i administracji litewskiej.

Do naturalnych konsekwencji kolaboracji należy też zaliczyć działalność litewskich batalionów policyjnych, które dokonały m. in. masakry na cywilnej ludności w rejonie Święcian i Łyntup jako retorsje za akcję sowieckich partyzantów, mord na zakładnikach - polskiej inteligencji jako odwet za zlikwidowanie agenta Padaby, Ponary, Parwieniszki, gehenna polskiego duchowieństwa itd.

Oczywistą konsekwencją kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami była też opisana historia z wypędzeniem 300 polskich rodzin z okolic Podbrzezia, której oceny moralnej i materialnego zadośćuczynienia poszkodowani, aktualni obywatele Litwy mimo starań nie doczekali się.

Tadeusz Andzrzejewski

PS. Odcinanie się od własnej historii z okresu niemieckiej okupacji lub traktowanie tej historii w sposób instrumentalny, w moim przekonaniu, oznacza automatyczne odcięcie się również od spuścizny historycznej Litwy międzywojennej. Historia okupacji i postaw Litwinów z ostatniej wojny jest bowiem nierozerwalnie związana z historią i myślą polityczną okresu poprzedzającego. Kontynuowały ją przecież elity polityczne Litwy międzywojennej, nie zaś jacyś anonimowi przybysze znikąd.

Jeżeli dzisiaj tak bardzo emocjonalnie (i słusznie) reagujemy na próby instrumentalnego, propagandowego, rzec by, traktowania historii II wojny światowej przez obecne władze Rosji, to obliguje to nas samych do szczególnie odpowiedzialnego spojrzenia również na niektóre własne postawy w tej wojnie.

<<<Wstecz