Potraktowano mnie jak intruza
Członkowie Rady Wileńskiego Oddziału Litewskiego Związku Właścicieli Ziemi nieodpłatnie konsultują przedwojennych właścicieli ziemi w różnych kwestiach. Podczas konsultacji jedna z byłych właścicielek Maria Tatol zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu, dlaczego dotychczas nie jest jej zwracana ziema, posiadana swego czasu przez matkę we wsi Poszyłajcie (obecnie teren Wilna).
W tym celu 11 lutego 2005 r. o godzinie 10.10 po uprzedniej rejestracji przyszliśmy na przyjęcie do specjalistki wydziału regulacji rolnych V. Ivanauskaite. Jeszcze zanim rozpoczęliśmy rozmowę o sprawach, urzędniczka zażądała ode mnie potwierdzonego notarialnie upoważnienia obywatelki Marii Tatol, która akurat siedziała obok. Powiedziałem, że moim najlepszym upoważnieniem jest sama M. Tatol, że jestem przewodniczącym Wileńskiego Oddziału Litewskiego Związku Właścicieli Ziemi, który broni praw przedwojennych właścicieli ziemi, że w takich sytuacjach bywałem już setki razy i że nigdy nikt nie żądał ode mnie żadnych upoważnień.
V. Ivanauskaite nie zgodziła się ze mną i zażądała, bym wyszedł z gabinetu. Ja z kolei zażądałem, by zaprosiła kierowniczkę wydziału lub jej zastępcę po to, by wyjaśnić na podstawie jakiego aktu normatywnego nie mogę pomóc siedzącej obok osobie, która zwróciła się do mnie o pomoc.
Po tych słowach V. Ivanauskaite wyszła z gabinetu. Jednak, jak się okazało, zaprosiła nie swoją przełożoną, lecz pokaźnych rozmiarów mężczyznę, któremu rozkazała, by mnie wyprowadził. Próbowałem mu wyjaśniać, że w niczym nie zawiniłem, że nie jestem pijany, że jestem interesantem, który przyszedł razem z kobietą na jej prośbę, by jej pomóc i że nie ma prawa mnie wyprowadzać, ponieważ nie załatwiliśmy jeszcze swoich spraw.
Jednak pokaźnej siły młodzieniaszek chwycił mnie, siedzącego starego człowieka, za pachy i wystawił za drzwi na korytarz. Podczas tego aktu przemocy upadła i pozostała w gabinecie moja laska, tam też na podłogę wypadł niedomknięty portfel, dokumenty. Dotychczas nie mogę pojąć, skąd u tej panienki od regulacji rolnych, wiedzącej przecież, że jestem przewodniczącym organizacji społecznej, mogło być tyle złości i dlaczego jest tak okrutna. Nawet teraz po trzech dniach, gdy rozpamiętuję tamto wydarzenie, wydaje mi się, że wówczas bez żadnego powodu okrutny człowiek naszczuł na mnie złego bojowego psa, tzn. podmiot mający dużo siły, lecz mało rozumu.
Oprócz tego, wspomniany podmiot mnie, człowieka bez laski, portfela z dokumentami i czapki, które pozostały w gabinecie, zamierzał wyrzucić przez obracające się drzwi na ulicę, na śnieg. Na szczęście, przed tym haniebnym czynem uchroniły mnie będące akurat na korytarzu kobiety. Zebrały porozrzucane moje rzeczy, usadowiły na krześle. Wyglądałem chyba nienajlepiej, skoro zapytały, czy nie trzeba wezwać karetki pogotowia, przyniosły wody, wypiłem też kilka leków na uspokojenie i nadciśnienie. Oświadczyłem, że dopóki nie porozmawiam z kierowniczką wydziału (lub jej zastępczynią) ewentualnie z naczelnikiem powiatu (bądź jego zastępcą), dobrowolnie stąd się nie ruszę.
Serdecznie dziękuję naczelnikowi powiatu G. Gibasowi, że zszedł na korytarz pierwszego piętra i zaprowadził mnie do swego gabinetu. Wyjaśnił mi, że specjalistka V. Ivanauskaite odmówiła przyjęcia mnie razem z M. Tatol bezpodstawnie, że wywołała dyżurnego bez uzasadnienia i że dyżurny przekroczył swoje upoważnienia. Poczułem się lepiej, złość zelżała, jednak żal pozostał.
Jesteśmy zdania, że specjalistka od regulacji rolnych Vilma Ivanauskaite dyskredytuje obecnie w całości dość dobrze pracujący wydział regulacji rolnych m. Wilna, dlatego należy pryncypialnie rozważyć kwestię przydatności V. Ivanauskaite do pełnienia zajmowanego przez nią stanowiska oraz jej zwolnienia z pracy. Oprócz tego należy zrozumieć, że dopóki przy wejściu do wydziału regulacji rolnych będzie siedział "kwadratowy" mężczyzna, dopóki szeregowa specjalistka będzie miała nieograniczone prawo korzystania z siły tego mężczyzny przeciwko klientom, dopóki wszyscy pracownicy wydziału nie będą znali i przestrzegali elementarnych zasad obcowania z klientami, nie będę się czuł bezpiecznie ani ja, ani inni interesanci.
Rimantas Liakas
wiceprzewodniczący Związku Właścicieli Ziemi Litwy
Komentarz redakcyjny
Uwaga! Zły urzędnik
Po przeczytaniu listu bardzo szanowanego w środowisku właścicieli ziemi regionu wileńskiego Rimantasa Liakasa (zawarte w nim stwierdzenia skonfrontowałem ze świadkami zajścia, którzy potwierdzili autentyczność wydarzeń) nie znalazłem innego słowa na opisanie zachowania V. Ivanauskaite jak tylko - hańba.
W supernowoczesnym biurowcu przy placu Europy w Wilnie zachowano się w stosunku do starszego schorowanego pana po prostu po barbarzyńsku. Przy tym, co warto szczególnie odnotować, jedyną "winą" Liakasa, wiceprzewodniczącego Związku Właścicieli Ziemi Litwy, było to, że chciał bezinteresownie, w ramach społecznej działalności, pomóc byłej właścicielce ziemi Marii Tatol.
Jestem przekonany, że zajście to przekracza wszelkie granice już nie tylko urzędniczej arogancji, ale zwykłego cywilizowanego międzyludzkiego obcowania.
Jeżeli ten haniebny incydent będzie zatuszowany albo wręcz puszczony płazem przez przełożonych Ivanauskaite, wówczas osobistą odpowiedzialność za niego powinno ponieść nowe kierownictwo powiatu wileńskiego z Partii Pracy.
Na razie zaś administracja powiatu powinna zadbać o tablice z napisem: "Uwaga! Zły urzędnik", które należałoby umieścić na drzwiach takich pracowników jak Ivanauskaite.
Tadeusz Andrzejewski