Poeci A. Śnieżko i A Sokołowski świętowali krągłe Jubileusze

Iskry spod piór krzesając...

Jak rzadko kiedy literacko było minionej soboty w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. A to za sprawą dwóch Aleksandrów - Śnieżki i Sokołowskiego, którzy poprzez wieczór autorski zdecydowali uczcić krągłe Jubileusze we własnych życiorysach: Śnieżko - tachane na karku sześć krzyżyków, a Sokołowski - Urodziny 70. Obaj zresztą te krągłe daty przypieczętowali kolejnymi tomikami poetyckimi "Iskry spod pióra" oraz "Maraton miłości. Erotyki", a ich prezentacja miała miejsce również podczas urodzinowej uroczystości.

Posuwając się tropem filozoficznej jedności czasu i miejsca w biografiach naszych bohaterów, wypada odnotować, że bynajmniej nie tylko miesiąc luty zgodnie figuruje w metrykach ich urodzin i nie tylko identyczne imiona otrzymali na chrzcie. Zbieżne jest również miejsce urodzin, zakreślone na mapie Wileńszczyzną: Śnieżko przyszedł bowiem na świat 3 lutego 1945 roku w Poszyłajciach, a Sokołowski 26 lutego 1935 roku w Nielidziszkach pod Miednikami. A będąc wiejskimi chłopakami okazali się zbyt ambitni, by pogodzić się z rolniczym losem. Dzięki gorliwemu zdobywaniu wiedzy obaj ukończyli studia (Śnieżko - Ryski Instytut Lotnictwa Cywilnego, a Sokołowski - Szawelski Instytut Pedagogiczny) i zasilili grupę tych wileńskich tudzież podwileńskich Polaków, którzy ukształtowali inteligencję - warstwę społeczną, z jakiej zostaliśmy dotkliwie wyzuci wskutek powojennych fal repatriacyjnych naszych rodaków do Polski, a na jakiej miała spocząć odrodzeniowa misja szczególna.

I Śnieżko, i Sokołowski należą do grupy tych, co to pomni chlubnych literackich tradycji Wilna, zdecydowali do nich nawiązać. Obaj uczęszczali do Koła Literackiego przy "Czerwonym Sztandarze"; na łamach tego jedynego w całym Związku Sowieckim polskiego dziennika regularnie publikowali utwory wierszem pisane. Obaj znaleźli się też w wydanej przez kowieńską "Šviesę" w roku 1985 antologii poetyckiej "Sponad Wilii cichych fal". Historycznej o tyle, że pierwszej po wojnie, jaka w zbiorowy sposób dowodziła, że poetycka magia Wilna, zapoczątkowana przez młodego Mickiewicza i Słowackiego, wcale nie wygasła wraz z grupą poetycką "Żagary". Rzeczeni autorzy sąsiadowali też ze sobą w wydanej już w Polsce rok później kolejnej antologii "Współczesna polska poezja Wileńszczyzny". W nakładzie o niebo większym niż ta wileńska, gdyż sięgającym 10 tysięcy egzemplarzy. Entuzjastyczne przyjęcie tego tomiku, zgotowane przez krytykę literacką nad Wisłą, na pewno również im dodało skrzydeł, skłoniło do bardziej stanowczego łapania się za bary ze słowem ojczystym.

O ile w przypadku Śnieżki słowo to było obleczone w tradycyjne rymy i rytmy, o tyle Sokołowski u zarania twórczości wyraźnie preferował tzw. wiersze białe i na domiar "kosmiczne", gdyż tematycznie przypisane całej galaktyce, której pępkiem - zapodziana w bezbrzeżach kosmosu planeta Ziemia. Sprzęgnięte z ilustracjami znanego litewskiego plastyka Stasysa Povilaitisa stanowiły one jakże czytelną tęsknotę za nieziemskim bezkresem, a zarazem zdradzały chęć jego poznania.

Śnieżko dla odmiany był do reszty "ziemi przypisany", konsekwentnie warował przy swej małej ojczyźnie, szukając oparcia w rodzinnych progach. A to dlatego, że się wychował w mocno patriotycznej rodzinie, gdzie pojęcie "ojciec" i "matka" są świętością nieskalaną. Na to warowanie przy domu na pewno nie bez znaczenia był też fakt, iż rozrastające się Wilno w pewnym momencie wchłonęło położoną tuż za jego rogatkami rodzinną wieś Poszyłajcie. Po tym, gdy dom, gdzie Olek na świat przyszedł, został zmieciony z oblicza ziemi, a w zastępstwie otrzymali mieszkanie w blokowcu. Ojciec, co prawda, tego "szczęścia" nie doczekał: mocno przejęty faktem brutalnego wykorzenienia z ojcowizny odszedł w zaświaty w dniach, kiedy wyburzali dom.

W czasach totalnego przemieszania dobra i zła poezja Śnieżki ma wyraźnie "pod prąd", gdyż promuje niezachwianą wiarę w wartości trwałe, w potrzebę ich pielęgnowania i przekazywania następnym pokoleniom. Szacunek do stron rodzinnych, do "małej ojczyzny", promieniuje z wielu tekstów tego autora. Nic dziwnego, że na tle współczesnych poetów dosiadających Pegaza nad Wilią jest uznawany za jednego z najbardziej wileńskich twórców. W jego tekstach rzuca się w oczy koloryt lokalny. Wilno bądź pochodny od niego epitet "wileński" są tutaj stale obecne, rzec by można obcesowo wracają w poetyckich strofach, którym zresztą nieraz towarzyszy muzyka.

Bo cokolwiek by powiedzieć, a poecie Aleksandrowi Śnieżce właśnie największy splendor przyniosły wiersze, jakie zyskały oprawę muzyczną i toczą odtąd nowy żywot - jako piosenki. Które w swoim repertuarze mają soliści Anna Poźlewicz, Luba Nazarenko i Wiktor Dulko, zespoły "Kapela Wileńska", "Kapela Wujka Mańka", "Drużbanci", "Wilniuki", rodzina Saszenków.

Nie wie jubilat Śnieżko, jak to się stało, że uchodzi dziś za tekściarza numer 1 na Wileńszczyźnie, a jego zmieszczona dotychczas w 10 tomikach twórczość znalazła się równolegle na 8 kasetach i 2 płytach kompaktowych z piosenkami. Gotów byłby dopartywać się tego fenomenu w formie tekstów. Bo jego poezja "cała jest na wierzchu", bez przepastnych głębi filozoficznych, które wymagają dyplomu studiów wyższych, by je pojąć. Te strofy przemawiają bardziej do serca niż rozumu, a sprzęgnięte z muzyką w dwójnasób skłaniają do refleksji. O pięknie Ziemi Wileńskiej i Wilna; o doli-niedoli Polaka poza Macierzą; o tych, co to swego czasu repatriowali z rodzinnych podwileńskich stron i dziś rozsypani są po całej Polsce, choć tak naprawdę nigdy stąd wyjechać nie mogą; o kryzysowej rzeczywistości niczym ciężki walec drogowy przetaczający się ostatnimi czasy po Litwie; o pięknie polszczyzny, którą z mlekiem matek się wessało. Ta jakże ziemska treść piosenek - to zapewne drugi z wyróżników poezji Aleksandra Śnieżki, zaświadczający o jej ponadczasowości.

Burzliwe przemiany ustrojowe w końcu lat 80. ubiegłego stulecia znaczone pieriestrojką spowodowały, że twórczość duetu Aleksandrów Ś-S zyskała wyraźne społeczne brzmienie. Kiedy niezbyt przychylnie usposobione do nas kręgi ubzdurały tezę, iż na Litwie nie ma Polaków tylko spolonizowani Litwini, Śnieżko w wierszu "Wileński Polak jestem" odreagował:

Dziś nastały czasy takie,
Że się człek za głowę łapie:
Z kim się łączyć, a z kim walczyć, jak tu żyć?

Polityka co dzień nowa,
Bo to idzie przebudowa,
To, co było - nie tak było, jak ma być.

A mnie to już nawet złości,
Że u źródeł mej przeszłości
Ktoś się grzebie, inny szuka, czego chce.

On "tutejszy" mówią o mnie,
Lecz jam jeszcze nie zapomniał,
Czyja ziemia, jaki naród zrodził mnie...

Bohater Sokołowskiego też opuścił się z kosmosu na ziemię i poniósł do litewskich urzędników "Podanie o zwrot ziemi" (taki tytuł nosi wydany w roku 1993 jeden z tomików tego autora), zagrabionej swego czasu przez bezwzględne kołchozy i sowchozy. Nie bez obaw, czy aby wejdzie w posiadanie ojcowizny. A jeśli tak, to czy potrafi tchnąć w rolę życiodajną siłę:

Ziemio, moja ziemio,
Ty nadziejo nasza.
Męczysz ciało męczysz
Gnębisz i odstraszasz.

Czy skowronek śpiewnie
skrzydeł mi pożyczy?
Czy urzędnik gniewny
Biedę mą usłyszy?

Na sobotniej uroczystości w Domu Kultury Polskiej w Wilnie 60-letni Aleksander Śnieżko i o 10 lat odeń starszy Aleksander Sokołowski mogli jako jubilaci poczuć się w siódmym niebie. Wiersze recytowali aktorzy Studia Teatralnego w Wilnie pod kierownictwem Lilii Kiejzik, dźwięczały piosenki do słów ich wierszy, imprezę urozmaiciła wystawa prac plastyków wileńskich Władysława Ławrynowicza i Stanisława Kaplewskiego, ilustratorów tomików poezji jubilatów. Licznie zgromadzeni na sali miłośnicy ich talentów twórczych nie szczędzili oklasków, a pozdrowieniom towarzyszyły życzenia dalszych poetyckich spełnień.

Wielce symbolicznie wypadła obecność między dwoma Jubilatami Dariusza Wierbajtisa z Mejszagoły, który swą przygodę z piórem zaczynał od tomiku wierszy, a potem przerzucił się na prozę. To właśnie Sokołowski (jako prezes Sekcji Polskiej Związku Pisarzy Litwy) i Śnieżko (jej sekretarz) sprawiając pieczę nad naszymi młodymi literatami "ojcowali" również Dariuszowi w pierwszych krokach. Wielką nieobecną na sali była studiująca w Polsce Alicja Mickielewicz, której tomik poetycki ukazał się drukiem, a która również należy do młodej generacji twórców, nawiązujących do pięknej polskiej tradycji literackiego Wilna. To właśnie im, jako następcom, po pewnym czasie sobotni Jubilaci chcieliby przekazać symboliczną sztafetę...

Henryk Mażul
Na zdjęciu: jubilaci oraz D. Wierbaitis
Fot. Jerzy Karpowicz

<<<Wstecz