Prawieniszki - litewska katownia

Miejscowość o tej nazwie oznaczona jest tylko na niektórych mapach Litwy wykropkowanym znakiem po prawej stronie kolei Wilno-Kowno na odcinku między Koszedarami a międzywojenną stolicą Litwy. Przez kilkadziesiąt lat nie pisano ani nie mówiono o Prawieniszkach. Nie ma też najmniejszej wzmianki o nich w encyklopedii Litwy z 1989 roku. Dziś w świadomości większości Litwinów Prawieniszki, jako swego rodzaju obóz koncentracyjny (z historycznego punktu widzenia Prawieniszki należałoby uznać za obóz pracy niewolniczej - przyp. "Rota") i katownia z okresu II wojny światowej, po prostu nie istnieją.

Natomiast dla wielu Polaków z Litwy międzywojennej i Wileńszczyzny Prawieniszki stały się ostatnią przystanią bądź stanowiły przepustkę do łagrów sowieckich w głąb Rosji, a potem po wkroczeniu na Litwę Niemców - do obozów III Rzeszy.

Jak każde państwo totalitarne, tak samo Litwa okresu międzywojennego nie mogła obejść się bez więzień o zaostrzonym reżimie dla przeciwników politycznych. Oprócz fortów podkowieńskich taką też rolę wyznaczono położonym w lasach, a odległym o 40 km od stolicy Prawieniszkom. Założone ono zostało na terenie dawnego zakładu poprawczego, zamienionego w okresie reżimu Smetony w 1929 r. na obóz odosobnienia. Bramy tego obozu Polakom otworzono po klęsce wrześniowej 1939 r., zwłaszcza, kiedy po podarowaniu Litwie Wilna i części Ziemi Wileńskiej przez Stalina - zaczęły się zacieśniać więzy "wiecznej przyjaźni" litewsko-sowieckiej.

Wraz z wchłonięciem Litwy do Rosji Sowieckiej i włączenia przez to Prawieniszek do systemu sowieckiego gułagu coraz szerszym potokiem zaczęto tam kierować Polaków, zwłaszcza oficerów polskich, polskich uchodźców wojennych, którzy zamierzali na Litwie przetrwać wojnę. Służyły temu szeroko zakrojone areszty i łapanki w Wilnie i na Litwie Kowieńskiej. Dzisiaj nikt nie wie, ilu oficerów polskich trafiło właśnie tą drogą do Katynia i innych miejsc masowej zagłady. Z ustaleń Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu wynika, że już jesienią 1939 r., po przyłączeniu Wilna i Wileńszczyzny do Litwy, Sauguma rozpoczęła penetrację polskich organizacji niepodległościowych i szykanowanie podejrzanych o konspirację Polaków. Potwierdzające to dokumenty są w archiwach litewskich. Sporządzone w 1939 i 1940 r. kartoteki Saugumy przejął najpierw NKWD, a potem gestapo. Były one, oczywiście, wykorzystywane w akcjach przeciw podziemiu i Polakom.

W dniu wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w Prawieniszkach przebywało ponad 400 więźniów. Litewska załoga ochrony oraz administracja obozowa dokonały bezkrwawego przewrotu, zamieniając na budynku administracji czerwone flagi na trójkolorowe litewskie. Sługusi litewscy, podwyższając stan gotowości bojowej, oczekiwali w nerwowym napięciu z ofertą współpracy na swych niemieckich sojuszników. Nagle ciszę oczekiwania rozdarł narastający huk i warkot motorów. W perspektywie drogi ukazała się nieoczekiwanie kolumna lekkich czołgów sowieckich, wycofująca się z kierunku Kowna na wschód. Do dzisiaj trudno ustalić, co było powodem otwarcia ognia i straszliwej masakry dokonanej na terenie obozu. Sowieci zastrzelili 477 osób, w tym nie ustaloną dotąd liczbę przetrzymywanych tam Polaków. Z tej potwornej rzezi ocalało zaledwie dwóch: litewski strażnik obozowy Geczys i więziony tam polski policjant z Nowogródka.

Po wkroczeniu Niemców ofiary rzezi fotografowano, po czym pośpiesznie likwidowano ślady zbrodni, by przygotować obóz do przyjęcia nowych więźniów. Tenże Geczys już w niemiecko-litewskim obozie awansuje niebawem na naczelnego inspektora pracy obozowej, z tym, że już świadczonej na rzecz nowego sojusznika - III Rzeszy.

Ofiarami nowego terroru padały nie tylko osoby współdziałające z ruchem oporu, lecz także osoby uważane za "niepewne" politycznie z racji przynależności do warstwy przywódczej lub należące do grup zawodowych, traktowanych ze szczególną zaciekłością. Były one aresztowywane, lecz nie zawsze rozstrzeliwane. Najczęstszą formą eliminacji takich osób było wysyłanie ich do obozów pracy.

Największym obozem ze szczególnym reżimem były Prawieniszki. Załogę wartowniczą stanowili Litwini. Bez ryzyka popełnienia większego błędu można stwierdzić, że władza wykonawcza należała wyłącznie do Litwinów. Dodajemy, że w obozie jednorazowo mogło przebywać około 1000 osób.

Pierwszą partię więźniów wysłano do obozu jesienią 1941 r. W oparciu o materiały należy przyznać, że byli to Żydzi i rosyjscy jeńcy wojenni. W sprawozdaniu zbiorowym Oddziału Operacyjnego nr 3 w sprawie likwidacji Żydów na Litwie do 1 grudnia 1941 r. informuje się, że 4 września tegoż roku w Prawieniszkach rozstrzelano 253 Żydów, w tym 147 mężczyzn i 6 kobiet. 20 listopada 1941 r. naczelnik spraw wewnętrznych na okręg kowieński Bortkevičius wydał pisemne polecenie nr 4159 podległym jednostkom policji litewskiej w sprawie przesiedlenia Rosjan i Polaków do wydzielonego do tego celu miejsca zamieszkania w dzielnicy Wiliampol w Kownie. Brak danych o stopniu wykonywania zarządzenia, ale jest pewność, że Polacy kowieńscy stanowili znaczą część więźniów obozu. Pani Elżbieta Rakowska określa ich liczbę na początku 1943 roku na 150 osób.

Do Prawieniszek trafiali także Polacy z dalszych miejscowości na Litwie, najczęściej ci, których wyrzucono z ojcowizny, odebranej przez kolonistów niemieckich lub osadników litewskich. Więziono tu również Polaków z Wilna i Wileńszczyzny podejrzanych o przynależność do polskiego ruchu oporu, posądzonych o sabotowanie zarządzeń niemieckich władz okupacyjnych, rolników "opornych" w wywiązywaniu się z powinności podatkowych, a wreszcie i pospolitych przestępców. Oprócz Polaków byli tu Żydzi, Rosjanie, Cyganie i inni.

Wiosną 1942 roku zesłano tam część aresztowanych wiosną księży i zakonników. Jeden z więzionych wówczas księży Stanisław Bielawski w swoim przemówieniu z okazji ingresu także byłego więźnia bp. Michała Klepacza w 1947 roku przypomniał tamte czasy grozy mówiąc:

"I przyszły chwile klęski. Zapełniono więzienia... kolczaste druty obozów. Pozbawieni wolności Polacy, wyblakłe bez wyrazu twarze, obdarci, zabłoceni, ponumerowani... W głodzie, w niespaniu, w nadmiernych wysiłkach opadały obolałe ręce, uginały się kolana i tylko serce, zda się, ostatkiem sił tłukło: przetrwać, przetrwać... Oto chleb okupacji, wileńska rzeczywistość... Mury więzienia w Wilnie i Kownie, obóz w Prawieniszkach i piekłu chyba równe Szałtupie na Litwie - dantejskie kręgi, gdzie wtrącano za to: "Że Polak, że stały, że chciał podźwignąć obalone skały, by Orzeł polski przez sępy wygnany mógł na nich osiąść i goić swe rany...". Do Prawieniszek ciągle dowożą pod silną eskortą tych, co to chcieli podźwignąć obalone skały".

W listopadzie 1943 roku obóz w Prawieniszkach został przejęty jako KdO przez KL Kauen. W ciągu prawie trzyletniego istnienia obozu uwięziono tam kilkuset Polaków. Wysłano tam też transport około 100 Polaków, aresztowanych 15 września 1943 roku w związku z zamachem polskiego podziemia na litewskiego inspektora policji Podabasa. Liczba zakładników Polaków sięgała 120, z których 10 rozstrzelano natychmiast w podwileńskich Ponarach.

Wśród uwięzionych w Prawieniszkach zakładników znajdowała się matka piszącego te słowa - Zofia. Autor przyjeżdżał na widzenia do niej w każdy czwartek tygodnia, na co musiał mieć specjalną przepustkę komendanta Wilna Hansa Hingsta. Każde przybycie do obozu było dla rodzin dramatem osobistym i wielkim przeżyciem. Przy wejściu poddawani byli szczegółowej rewizji.

Obóz położony był na pustkowiu. Z dala wyglądał jak forteca na pustyni. Pobliski bór był miejscem, gdzie rozstrzeliwano więźniów, m. in. za próby ucieczek. O świcie więźniowie z ogolonymi głowami, w drewniakach szli do roboty w pobliskim majątku. Pilnowani przez szaulisów i psy musieli żwawo i radośnie śpiewać wyuczoną niemiecką piosenkę. Reżim wewnętrzny i rygory dyscypliny obozowej były niezwykle ostre, a warunki pracy nieludzko ciężkie.

Jedne brygady więźniów wydobywały torf na pobliskich torfowiskach, inne pracowały przy wyrębie lasu. Przy torfie pracowano grzęznąc w czarnej mazi błota i zimnej wodzie. W obu przypadkach praca odbywała się pod gołym niebem. Ludzie często byli przemoczeni do nitki, przemarznięci, głodni i nieludzko zmęczeni. Tak mijały dni bliźniaczo podobne do siebie. Praca odbywała się przy wzmocnionej obstawie wachmanów, nieraz w polu rażenia ustawionych karabinów maszynowych. Po oddaleniu się więźnia choćby trzy metry poza wyznaczony teren robót, strzelano doń bez uprzedzenia. Próbujących uciekać, uśmiercano na miejscu. M. in. spotkało to Mieczysława Jureckiego. Przy udanej ucieczce w odwecie rozstrzeliwano pierwszego lepszego więźnia.

Warto odnotować nazwy agregatów torfowych. Ich mityczno-pogańskie nazwy ("vajdila" - wieszczek, "wajdelota", "żaibas" - błyskawica, "audra" - burza, "perkunas" - piorun) akcentowały dumę z tych urządzeń oraz przypominały więźniom, dla kogo wydobywają torf.

Ponadto 10 września 1943 r. do obozu pracy w Prawieniszkach wysłano także ludność z trzech wiosek z okolicy Roliszek, spalonych w odwecie za akcje partyzantki sowieckiej. Umieszczono tam ludzi starszych i dzieci. Do Prawieniszek zesłano część więźniów z więzienia łukiskiego aresztowanych w 1944 r. Prawieniszki były obozem przejściowym. Stąd wywożono więźniów do Oświęcimia, Cherbourga i do innych obozów koncentracyjnych. Setki z nich kończyło żywot tu, na miejscu, przez rozstrzelanie.

A oto, co zeznał przed sądem sowieckim w 1945 roku wachman obozowy Adolfas Meilutis: "Rozstrzeliwania odbywały się średnio dwa-trzy razy tygodniowo, w grupach po kilka osób naraz. Rozstrzeliwano Żydów, komunistów, komsomolców oraz osoby, które nie wykonały norm pracy przymusowej z uwagi na wycieńczenie, więźniów, którzy naruszali wewnętrzną dyscyplinę albo w jakiś sposób nie spodobały się administracji więziennej. Zwłoki palono poza terenem obozu, tj. w miejscu wydobywania torfu. Do rozstrzeliwań strażników obozowych wyznaczał kpt. Schreiber. Z reguły rozstrzeliwano wieczorem lub w nocy".

Pewnego dnia więźniowie, pracujący przy wyrębie lasu zabili dwóch wachmanów. W odwecie za zabicie strażników zastępca komendanta wytypował do rozstrzelania dziesięciu więźniów informując, że w przypadku powtórzenia się prób ucieczek lub zamachu na życie strażników, za każdego z nich rozstanie rozstrzelanych stu więźniów. Następnie skazańców pod strażą zaprowadzono na odległą o 150 m strzelnicę i rozstrzelano na oczach zgromadzonych za płotem z drutu kolczastego więźniów obozowych.

Wraz ze zbliżeniem się frontu sowiecko-niemieckiego w obozie rozpoczęły się masowe egzekucje. Największa miała miejsce 10 lipca 1944 roku. W tym dniu w pobliskim lesie rozstrzelano około 200 Żydów francuskich. Po dwóch godzinach w to samo miejsce przygnano grupę 20 więźniów obozowych, w której byli również Polacy, mających za zadanie spalenie zwłok. Dla zatarcia śladów tej zbrodni zostali rozstrzelani i zakopani w pobliżu dopalającego się stosu ciał ludzkich. Nazajutrz cały personel więzienny wraz z rodzinami odwieziono na przystanek kolejowy w Prawieniszkach, załadowano do wagonów, po czym pociąg ruszył w kierunku Kowna. Kilkugodzinna nieobecność straży umożliwiła, po wspólnej modlitwie, ucieczkę z obozu pozostałym przy życiu więźniom.

Prawieniszki nadal są osadą więzienną. Znajduje się tam zakład karny, a miejscowi mieszkańcy, podobnie jak to miało miejsce w latach okupacji - znajdują tam zatrudnienie w służbie więziennej i administracji. Litwini, utrzymując fakt istnienia obozu w Prawieniszkach w tajemnicy, sądzili naiwnie, że prawdę o obozie raz na zawsze ostatecznie pogrzebano razem z pomordowanymi, że z czasem przejdzie do rzędu spraw niebyłych...

Bruno Zawieyski
Na zdjęciu: spotkanie "na wysokim szczeblu", od lewej: komisarz generalny Litwy Adrian von Renteln,
Reichsminister Alfred Rosenberg, litewski radca generalny Petras Kubiliunas
Kowno, maj 1942 r.

Fot. archiwum

<<<Wstecz