Troki są jednym z najpiękniejszych i najbardziej romantycznych zakątków przyrody na Litwie. Wokół wielu jezior, wysp i średniowiecznego zamku krążą legendy, które przechodzą z ust do ust nie tylko wśród mieszkańców Trok.
Troczanka Halina Bohdel, z zawodu pedagog, jako pilot oprowadzała wycieczki, opowiadała historię Trok. Była także jedną z pierwszych, która potrafiła legendy Trok zebrać, opracować literacko, puszczając wodze wyobraźni i fantazji. W rozkwicie sił spotkało ją jednak wielkie nieszczęście. W wyniku ciężkiej choroby całkowicie utraciła wzrok i w wieku 43 lat zmarła.
Książkę H. Bohdel "Legendy i baśnie Trok" wydano w języku polskim, litewskim, rosyjskim, angielskim i niemieckim. Polecamy dziś uwadze Czytelników jedną z legend pt. "Galve - znaczy głowa".
A. P.
Na zdjęciu: średniowieczny zamek nad brzegiem jeziora Galwe
Galve - znaczy głowa
Dwór Marcjana Odyńca był najpiękniejszy w okolicy jeziora Galwe. Jedyny spadkobierca dworu - Marcjan - rósł blady, niewysoki, nie wyróżniający się siłą i sprytem, nie lubił jeździć konno, nie umiał też pływać, chociaż tuż obok falowało Galwe. Wyróżniał się za to wykształceniem i pobożnością. Posiadał bogatą bibliotekę, w której całymi godzinami czytał książki. Niemało też czasu spędzał na przyjęciach, gdzie się zbierała młodzież z wyższych sfer.
Z ostatniego przyjęcia u sąsiadów Ogińskich młodzieniec wrócił dość wcześnie. Panna Maria, do której potajemnie wzdychał, tym razem nie była mu przychylna, kokietowała kilku kawalerów, jego jakby nie zauważając. Marcjan nie ośmielił się nawet poprosić ją do tańca, toteż pośpiesznie wrócił do domu. W nocy długo nie mógł zasnąć, wiercił się, złościł, zasnął dopiero nad ranem, a obudził się przed samym południem. W blasku słońca lśniło spokojnie jezioro. Marcjanowi, jak nigdy, zachciało się samotnie podumać, pomarzyć. Wybrał się nad Galwe, gdzie łódź, jakby czekając na niego, trwała w bezruchu przywiązana do drzewa. Nie zważając na odrobinę wody na dnie łodzi, Marcjan usiadł przy wiosłach i popłynął ku jednej z wysp.
Łódź lekko się ślizgała po lustrzanej tafli jeziora, było spokojnie i wioślarz czuł się dobrze w samotności. Młodzieniec wciąż od nowa przypominał sobie ubiegły wieczór i zazdrość zalała duszę chłopaka, rosła też krzywda i żal do siebie. "Nie taka już piękność z tej Marii. Jak ona śmie, pochodząc z biednej rodziny gardzić nim - spadkobiercą wielkiego majątku! Niewysoka, jasnowłosa, już który wieczór z kolei jest ubrana w tę samą suknię. I co w niej pięknego" - uspokajał siebie Marcjan. Lecz w pamięci znów pojawiła się zaróżowiona i wesoła Maria, jadąca na rączym koniu. Rozpuszczone włosy jak złoto lśnią w promieniach zachodzącego słońca. "Ależ ona maluje!" - myślał.
Tak zamyślony, rozmarzony młodzieniec już od dłuższego czasu nie wiosłował, a łódź płynęła sama. Wtem zauważył, że woda stopniowo wypełnia łódź. Czerpaka nie ma. Wokół ani żywej duszy. Od kogo spodziewać się pomocy? Chłopak zdjął koszulę i spróbował ją wepchnąć w szczelinę, przez którą ciekła woda. Uparcie i mocno wciskał rękaw koszuli. Lecz wtem naciskana mocno, spróchniała deska dna pękła i utworzyła się jeszcze większa dziura. Woda wtargnęła do łodzi silnym strumieniem. Marcjana ogarnął strach przed zbliżającą się śmiercią, a wybawić go mógł tylko Bóg Wszechmogący Jana Nepomucena, który pomaga tonącym, gdy poprosi się go o pomoc.
Marcjan, klęcząc na wodzie wypełniającej łódź, jął gorąco się modlić do świętego Jana Nepomucena prosząc o uratowanie życia, o uczynienie cudu i o niekaranie go za lekkomyślną miłość. W tych chwilach młodzieniec jak nigdy chciał żyć. Modląc się do św. Nepomucena, obiecał odwdzięczyć się i upamiętnić świętego. Potem stopniowo lęk przed śmiercią znikł. Ciało straciło jakby wagę i rozpłynęło się w przestrzeni. Młodzieniec nie odczuwał ani chłodu, ani wody coraz bardziej ogarniającej ciało... Obudził się leżąc na wielkiej kłodzie. Może kłoda przez przypadek znalazła się obok tonącej łodzi? W jaki sposób, nie umiejąc pływać, dosięgnął kłody i w jaki sposób się na niej znalazł? - młodzieniec nie mógł sobie przypomnieć. Pamiętał o gorącej modlitwie do św. Jana Nepomucena i o przyrzeczeniu danym świętemu.
Tego wieczora rodzina Odyńców wraz ze służbą modliła się do św. Jana Nepomucena, dziękując za ocalenie Marcjana. Natomiast w kaplicy domowej powieszono obraz tego świętego.
Z rana obudziło Marcjana szczekanie psów. Spojrzał na dwór i ujrzał posłańca z sąsiedniego dworu z listem od Marii. Zapraszała go na przyjęcie do swego domu i miała nadzieję, że będzie jej kawalerem. Młodzieniec uśmiechnął się, podarł list a kazał przygotować konie do Trok. W mieście wręczył wojewodzie prośbę o pozwolenie zbudowania na placu ratuszowym kapliczki św. Jana Nepomucena, który cudownie uratował mu życie.
Po raz pierwszy Marcjan nie pojechał na wielce obiecujące przyjęcie. Przez cały wieczór czytał książki. Zmienił się nie do poznania. Przy pomocy sługi nauczył się pływać i doskonale jeździć konno. Wieczorami dużo czytał. Próbował pisać książki. Za pozwoleniem wojewody, w centrum miasta wzniesiono słup z czworokątną kapliczką i figurą św. Jana Nepomucena. Na uroczystość wyświęcenia kaplicy zebrali się mieszkańcy miasta i okolicy, a św. Jan Nepomucen został ogłoszony patronem Trok. Od tego czasu corocznie obchodzi się dzień tego świętego, patrona mieszkańców miasta jezior. Marcjan się nie ożenił, a jego Maria wyszła za mąż za oficera rezerwy.
Ta historia na tym się kończy. Po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej ziemia trocka przypadła Rosji. Stronnicy nowej wiary państwowej, wykonując czyjeś potajemne rozkazy, zburzyli kapliczkę, a figurę św. Jana Nepomucena wrzucili do jeziora Galwe. Mieszkańcy Trok byli oburzeni. Tej jesieni przymrozki rozpoczęły się bardzo wcześnie. Karaimi nie zdążyli zebrać plonów, warzywa wymarzły. Bardzo wcześnie lód skuł jeziora trockie. Tylko Galwe ciągle się pieniło od przenikliwego wiatru, co dziwiło mieszkańców. Pewnego chłodnego poranka na wybrzeżu Galwe rozległ się rzewny płacz kobiety. To żona szefa policji opłakiwała syna. Chłopak z wieczora gościł w karczmie i utonął przy samym brzegu, naprzeciw zamku. Kobiety miejskie szeptały, iż był on jednym z tych, którzy burzyli kapliczkę. Podobno własnymi rękoma utopił posąg świętego Jana Nepomucena w Galwe.
Wieczorem owego dnia był duży mróz, podniósł się wiatr i gnał zimne, spienione fale jeziora, które uderzały o brzeg. Zaś z rana ludzi zdziwiło to, że jezioro jakby obumarło i milczało, pokryte błyszczącym lodem. Od tego czasu mówi się, że Galwe nie zamarza i nie topnieje, zanim ktoś nie utonie, a jezioro nie przyjmie ofiary, nie otrzyma głowy. Ówczesna władza miejska nie znalazła chętnych do usunięcia ruin kapliczki z placu ratuszowego. Później, w latach międzywojennych, gdy ziemia trocka trafiła pod władzę katolickiej Polski, na prośbę miejscowej ludności, kapliczkę odbudowano i umieszczono w niej nową figurę św. Jana Nepomucena.
Niedługo jednak święty był w swojej kapliczce, bo w czasach represji stalinowskich, po ciemnej nocy, pewnego ranka ludzie zauważyli, że kapliczka świeci pustką. W małym miasteczku niewiele można ukryć. Ludzie szybko znaleźli sprawców i przepowiadali im nieszczęście. Później jeden z nich powiesił się. A inny tak nieszczęśliwie złamał nogę, że na całe życie pozostał inwalidą.
Tym razem kapliczki nikt nie śmiał zburzyć. Zainstalowano w niej zegary miejskie. Nie wiadomo, dlaczego wszystkie cztery zawsze wskazywały inny czas i ani jeden nie wskazywał prawidłowego. Władze miejskie znalazły wyjście: zegary zostały zdjęte, a na miejscu św. Jana Nepomucena postawiono zbrojnego rycerza, wyciosanego przez mistrza sztuki ludowej. Jakoby ten rycerz czuwa i chroni miasto od nieszczęścia.
A figurę św. Jana Nepomucena, zatopioną niedaleko brzegu, odnaleźli pracownicy muzeum zamkowego. Po kryjomu wydobyli i schowali jak najgłębiej w piwnicach zamku. Przed paroma laty, gdy Litwa odzyskała niepodległość, figura świętego została odrestaurowana i postawiona na swoim miejscu. Znowu, jak dawniej, święty Jan Nepomucen - patron rybaków, rolników i miasta - chroni Troki.