Zwiedziliśmy Beskidy
Nasze dni - to jednakowe walizki,
wszystkie tej samej wielkości,
lecz niektórzy ludzie potrafią,
zmieścić w nich więcej niż inni.
20 czerwca bieżącego roku 40-osobowa grupa nauczycieli Rudomińskiej Szkoły Średniej im. F. Ruszczyca i szkoły muzycznej wraz z dyrektorami panią Edytą Tamosziunaite i Eugeniuszem Lutwińskim wyruszyła na wycieczkę do Cieszyna, m. in. do tamtejszego Liceum Ogólnokształcącego, z którym od niedawna nawiązaliśmy kontakt. Celem naszej podróży było zapoznanie się z działalnością liceum, a także nawiązanie więzów partnerskich pomiędzy obu szkołami.
Na Ziemi Cieszyńskiej zostaliśmy serdecznie przyjęci. Przy gmachu liceum powitała nas niestrudzona dyrektor pani Lidia Pałac z gronem nauczycieli i rodziców. Na cały czas pobytu w Cieszynie otrzymaliśmy zakwaterowanie w rodzinach, co zresztą posłużyło nawiązaniu bliższych kontaktów z ludźmi, poznaniu ich trybu życia, obyczajów, problemów dnia codziennego.
Uroczystą akademię następnego dnia rozpoczęła pani Lidia Pałac. Serdecznie powitała zebranych i pokrótce przedstawiła program naszego pobytu w Cieszynie. Jej poprzedniczka, pierwsza dyrektor szkoły Danuta Molin-Puczek opowiedziała o historii tej placówki oświatowej. Pokrótce wygląda ona następująco: w 1981 r. z inicjatywy księdza Franciszka Michejdy powstaje Towarzystwo Ewangelickie Oświaty Ludowej. Głównym jej celem była działalność oświatowa i wydawanie książek w języku polskim. W 1991 r. grupa cieszyńskich nauczycieli podejmuje inicjatywę zorganizowania w Cieszynie społecznego liceum ogólnokształcącego. Odbywa się zebranie Towarzystwa Ewangelickiego. Zdecydowane działania jego członków i sympatyków już wkrótce przynoszą rezultaty. W 1993 r. ma miejsce inauguracja Liceum Ogólnokształcącego Towarzystwa Ewangelickiego (LOTE). "Rozpoczynaliśmy od 3 klas oraz paru nauczycieli", podkreśliła Danuta Molin-Puczek. Później włączyli się rodzice i w 1999 r. powstaje Gimnazjum Towarzystwa Ewangelickiego. W 2003 r. uroczyście obchodziliśmy więc jubileusz 10-lecia szkoły.
"Pragniemy, aby nasi uczniowie byli wykształceni, obyci, konkurencyjni, jednocześnie szlachetni, wrażliwi, uczciwi", lubi powtarzać obecna dyrektor LOTE pani Lidia Pałac. Wyjaśniła nam, że liceum realizuje inny program niż szkoły państwowe. Gimnazjum działa oddzielnie, pieczę nad nim sprawuje osobny dyrektor, a jest nim pani Zofia Fober. Uczniowie liceum mogą wybrać dwie klasy: matematyczną i proeuropejską, tzn. języków, angielskiego i francuskiego. Języka angielskiego uczą wykładowcy z Anglii. Klasy nie są liczne, uczęszcza do nich po 20 uczniów. Nauka języków stoi na bardzo wysokim poziomie. Czyni się tu stawkę na certyfikaty, tzn. solidne przyszykowanie do zdania certyfikatów z języków angielskiego i niemieckiego. Uczniowie wyjeżdżają do Berlina i Poczdamu na dokształcanie się. Są pracownie internetowe, młodzież swobodnie może korzystać z poczty internetowej. Pani Lidia nie omieszkała też odnotować problemów, z jakimi się borykają, a w pierwszą kolej - to brak sali gimnastycznej, którą zmuszeni wynajmować.
Obecnie w LOTE naukę pobiera 135 uczniów. Uczy 30 nauczycieli. Kadra jest młoda, wykształcona i wymagająca, z racji na wiek ma lepszy kontakt z młodzieżą, po prostu, znajdują wspólny język. Do procesu nauczania ciągle wdraża się coś nowego, np. na lekcjach matematyki - naukę gry w szachy. Maturzysta szkoły jest dobrze obeznany z komputerem, stąd może od razu iść pracować do biura.
Z kolei uczniowie zaprezentowali krótki program artystyczny, zadedykowany naszym mamom. Bardzo ciekawe były scenki z życia dzieci w rodzinie. Licealiści pokazali nam współczesne kontakty rodziców i dzieci.
Występ uczniów LOTE wieńczył koncert. Dziewczęta i chłopcy grali na instrumentach muzycznych oraz śpiewali niczym młode gwiazdy estrady.
Po koncercie obejrzeliśmy krótki film o historii Cieszyna oraz odbyła się interesująca wycieczka po szkole. Gościom z Rudomina najbardziej spodobała się tablica rozkładu zajęć dla nauczycieli. Dyrektor gimnazjum pani Zofia Fober objaśniła to w ten sposób: każdy nauczyciel szkoły LOTE ma kolorowe pionki i dobrze pamięta swój kolor. Spogląda na tabelę zajęć, od razu widząc, gdzie i w jakiej klasie ma dzisiaj lekcje, bo tam właśnie stoi pionek w jego kolorze.
Cieszyn - to miasto kościołów. Zwiedziliśmy kościół Jezusowy z XVIII w., który jest największą świątynią ewangelicką na Śląsku. Naszym cicerone był ksiądz Janusz Sikora. Zapoznał zebranych z historią kościoła. Jak się okazuje, w 1870 r. cesarz austriacki wydał zezwolenie na zbudowanie kościołów. W ten to sposób z rusztowań wyłoniło się pięć domów Bożych we Wrocławiu i jeden koło Cieszyna. W kościele znajdują się zabytkowe organy, najokazalsze w Cieszynie, bo mają właśnie około 2 700 piszczałek.Organizowane są tu koncerty organowe.
W urzędzie miasta Cieszyna odbyliśmy spotkanie z burmistrzem. Przyjął nas pan burmistrz w pięknej sali obrad Rady Miejskiej, której ściany zdobią boazerie, uzupełnione herbami książąt piastowskich, Habsburgów i szlachty cieszyńskiej, projektu znanego architekta wiedeńskiego J. Kornhausta.
Po II wojnie światowej Cieszyn został podzielony na 2 części: kulturalną i przemysłową. Przez Cieszyn wiodły 3 szlaki: solny z Polski, miedzi i sukna do Krakowa. Dziś Cieszyn zamieszkuje 38 tys. mieszkańców. Miasto ma dobrze rozwinięty przemysł, niskie bezrobocie. Najbardziej znana jest produkcja farb i lakierów, sprzęt dla górnictwa, zakłady silników elektrycznych. W mieście działa Centrum Oświatowe, gdzie na dwóch kierunkach: artystycznym i pedagogicznym kształci się około 6,5 tys. studentów. Oświata wymaga wielu inwestycji, 1/3 dopłaca urząd miasta, resztę pokrywa państwo.
Ozdobą placu Teatralnego, jak też Cieszyna w ogóle, jest secesyjny teatr im. A. Mickiewicza, z wyglądu podobny do Teatru Wiedeńskiego. Pan Andrzej Wierzbicki, dyrektor teatru, opowiedział nam o zakulisach, oprowadzał po scenie amfiteatru, który zachował się w pierwotnej, niezmienionej formie. Odbywa się tu od 3 do 5 seansów dziennie. Nowością jest to, że orkiestra znajduje się przed sceną. Teatr nie ma zespołu artystycznego. Aktorzy sprowadzani są z zagranicy.
Naprzeciw teatru, w zmodernizowanej kamienicy, na miejscu dawnej mennicy książęcej mieści się Książnica Cieszyńska. Jest to biblioteka naukowa, którą chętnie zwiedziliśmy. Dowiedzieliśmy się między innymi o zbiorze rzadkich ksiąg, oglądaliśmy prastare książki i druki. Kierowniczka książnicy zaprosiła na wycieczkę po bibliotece, która posiada najcenniejsze na Śląsku zbiory starodruków i inkunabułów oraz bibliotekę fundacji ks. Szersznika i bogatą bibliotekę Józefa Ignacego Kraszewskiego.
"Zaczerpnęliśmy wody" ze Studni Trzech Braci, która nawiązuje do legendy o powstaniu Cieszyna. Zaglądnęliśmy do malowniczego zakątka, zwącego się Cieszyńską Wenecją - dawnej dzielnicy tkaczy i garbarzy, gdzie zrobiliśmy zdjęcia pamiątkowe.
Legenda mówi, że w 810 r., po długiej rozłące, spotkali się tu królewscy synowie Bolko, Leszko i Cieszko. Z wielkiej radości spotkania miasto założyli. Historycy natomiast twierdzą, że Cieszyn powstał w końcu X w., jako gród państwa Polan. Od w. XII do XVII znajdował się pod panowaniem cieszyńskich Piastów. Później władzę przyjęli Habsburgowie. W 1920 r. gród został podzielony na 2 części, z których jedną przydzielono Czechosłowacji - utworzyło ono miasto Czeski Cieszyn.
Po dziś miasto zachowało średniowieczny układ urbanistyczny wraz z zabytkami i pełnymi uroku miejscami. Jeden z takich zakątków - Górę Zamkową - zwiedziliśmy. Znajduje się na niej romańska rotunda pw. św. Mikołaja - jedna z najstarszych świątyń chrześcijańskich w Polsce.
Po 120 schodach wspinaliśmy się na Wieżę Piastowską, z której najlepiej widać szczyty Beskidów, miasto Cieszyn i okolice. Wieża Piastowska przetrwała z XIV w. jako pozostałość zamku Piastów Cieszyńskich. W XIX w. na jego posiadłościach wybudowano rezydencję Habsburgów - Pałac Myśliwski. Obok założono romantyczny park wg projektu wybitnego architekta wiedeńskiego Józefa Kornhausta.
Największą atrakcją jednak były Góry Śląskie. Wspinaliśmy się na ich szczyty, oglądaliśmy panoramę Cieszyna i Beskidów. Wdychaliśmy czyste górskie powietrze, napawaliśmy oczy bujną zielonością grabów, klonów, wiązów, lip i kasztanowców. Skosztowaliśmy tradycyjnych potraw góralskich (golonki z kapustą) oraz oscypka (sera owczego). Zwiedziliśmy muzeum regionalne na Grafie, gdzie Jerzy Rucki w 1993 r. założył muzeum wsi beskidskiej. Zobaczyliśmy chaty góralskie, stroje ludowe. Zapoznaliśmy się z surowym życiem górali, meblami i sprzętem gospodarczym.
Zawędrowaliśmy na szczyt góry Ochodzita, gdzie na wysokości około 800 m n.p.m. leży wioska Koniaków. Nazwa pochodzi od kucia koni. Koniaków rozsławiają koronkarki. Mieszka ich tu około tysiąca. Zwiedziliśmy Galerię w Koniakowie, która właśnie słynie ze swoich robiących wielką furorę koronek. Mają je królowa Anglii, papież Jan Paweł II, ba, koniakowskie serwety są nawet w Indiach. Wysłuchaliśmy hejnału z rogu pasterskiego. Zachwycaliśmy się trąbitą - najdłuższą trąbą świata, oglądaliśmy "gajdy". Nabyliśmy kilka obrazów wsi beskidzkiej i słynne koronki koniakowskie. W Ośrodku Edukacji Ekologicznej w Istebnej na spreparowanych specjalnych eksponatach zapoznaliśmy się z życiem dzikich zwierząt. Wysłuchaliśmy kasety z nagraniami głosów zwierząt poniekąd znanych i nieznanych.
Wdrapywaliśmy się na największe szczyty gór. Zdobyliśmy Połuchnię, Zamarski. Dotarliśmy do położonej około 30 km od Cieszyna m. Wisły, gdzie urodził się Adam Małysz - słynny polski skoczek narciarski. Całe miasteczko przypomina nam A. Małysza: pamiątki, prezenty, koszulki z wizerunkiem narciarza, sportowe ubrania, nawet ciasteczka Adama, zwące się "am-am", a są bardzo słodkie i duże.
Z góry Czantorii, którą pokonaliśmy kolejką linową, z wysokości 858 m n.p.m. otworzył się przed nami przepiękny widok na pasmo Beskidu Śląskiego i Śląsko-Morawskiego. Od Czantorii poprzez Tuł, Jasieniową, Stożek, Połom, Kozubową, Jaworowy po Łysą Górę, podziwialiśmy malowniczy krajobraz, pięknie zabudowane dzielnice, Puszczę Karpacką, Tatry, górskie uzdrowiska. Małą niespodzianką było zniknięcie naszych dyrektorów, którzy nie powrócili z gór. Później okazało się, że nasza pani Edyta i pan Eugeniusz stanęli w szranki, kto szybciej zdobędzie szczyt Wielkiej Czantorii. Zwyciężyła przyjaźń. Obaj dyrektorzy pokonali największy szczyt górski o wysokości 910 m n.p.m. i zatknęli tam flagę litewską.
Ostatni dzień podróży upłynął nam na wycieczce po zabytkowym Krakowie. Zwiedziliśmy Katedrę Wawelską i jej podziemia. Dotykaliśmy ręką Dzwonu Zygmuntowskiego, podobno przynoszącego szczęście. Zrobiliśmy zdjęcie przy Pomniku Bitwy pod Grunwaldem. Minęliśmy Bramę Floriańską. Podziwialiśmy ołtarz Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej. Oglądaliśmy wysmukłe wieżyce kościoła, słuchaliśmy hejnału z Wieży Mariackiej. W kawiarence na Starym Rynku wypiliśmy "małą czarną". Wysłuchaliśmy muzyki ludowej w wykonaniu kapeli "Krakowiak". Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia przy pomniku wieszcza Adama Mickiewicza. Oglądaliśmy dziedziniec arkadowy Biblioteki Jagiellońskiej i muzeum Uniwersytetu, gdzie m. in. znajdują się nagrody noblistów Wisławy Szymborskiej i Andrzeja Wajdy.
Niepełny byłby obraz naszej podróży do Cieszyna, gdyby nie nasi przewodnicy. Po mieście Cieszynie byli nimi Janusz Gabryś, Grzegorz Przybyła oraz uczniowie LOTE. Po górach podróżowała z nami wspaniała, pełna dowcipu i humoru, pani Anna Hussar. Po Krakowie naszym cicerone był natomiast Bogusław Francuz.
Składamy całemu gronu nauczycielskiemu LOTE, a najbardziej pani Lidii Pałac, rodzinom, w których mieszkaliśmy, małżeństwu Elżbiecie i Markowi Sojkom wyrazy serdecznej podzięki. Podwileńskie "Bóg zapłać" za gościnność, miłe spotkania, wycieczki i dobre serce.
Dziękujemy naszym kierowcom autokaru Jerzemu i Ryszardowi z Solecznickiej Zajezdni Autobusowej za bezpieczną podróż, w której jedynie tam i z powrotem spędziliśmy ponad 30 godzin. Wielkie brawa należą się naszej kierowniczce pani E. Tamosziunaite za to, że ciągle opiekowała się nami, czuwała jak Anioł Stróż. To ona była nam matką a zarazem koleżanką, organizowała konkursy piosenki dawnej i współczesnej, pełniła rolę konferansjerki, solistki zespołu nauczycielskiego "Zorza".
Raz jeszcze przekonaliśmy się, że podróże kształcą, wzbogacają, poszerzają nasze horyzonty myślowe, dając jednocześnie sporo do przemyśleń nad życiem. A to się tak liczy...
Maria Lewicka
Na zdjęciu: przy Studni Trzech Braci