Szanowna Redakcjo!
Z panią Jadwigą Krypajtis, która osobiście znała s. Faustynę Kowalską, łączy mnie długoletnia znajomość, bowiem nasze rodziny podczas wojny mieszkały w bliskim sąsiedztwie.
Po wielu latach spotykaliśmy się w Warszawie i serdeczna więź znowuż się odnowiła. W Wilnie mieszka siostrzenica pani Jadwigi - Danuta Konas, z którą też jestem w kontakcie.
Pozwalam sobie przesłać do "Tygodnika Wileńszczyzny" materiały dotyczące aktualnych wydarzeń, których jesteśmy naocznymi świadkami.
Są to: a) wywiad z dn. 30 kwietnia 2000 r. przeprowadzony z p. Jadwigą Krypajtis (z d. Mejerówna), która osobiście znała św. Faustynę.
b) list z dn. 6 kwietnia 2004 r., pisany do zamieszkałej w Wilnie siostrzenicy.
c) zdjęcie p. Jadwigi Krypajtis z lat młodości, kiedy zapoznała się z siostrą Faustyną.
Proszę o zamieszczenie tego na łamach tygodnika, aby Czytelnicy mieli możność zapoznania się z tą ciekawą wilnianką i jej propozycją namalowania i przysłania do Wilna kopii obrazu Miłosierdzia Bożego. Myślę, że ta propozycja może przerodzić się w czyn, jeżeli Polacy-wierni ze wszystkich parafii w Wilnie - taką piękną, jak oryginał kopię zamówią i wykonanie sfinansują, przekazując ją do nowo konsekrowanego kościółka.
Jego Eminencja ks. kardynał Juozas Audrys Baczkis zaś poprzez odwołanie swego dekretu o przeniesieniu obrazu z kościoła pw. Ducha Świętego zasłynie jako prawdziwy duszpasterz i czciciel Miłosierdzia Bożego oraz da dowód swej wspaniałomyślności.
O taką decyzję z modlitwą i pokorą prosiły Go tysiące wiernych.
Janina Gieczewska
p. o. prezesa Polskiej Sekcji WWWPZ
Warszawa-Rembertów
6. IV. 2004 r.
Droga, kochana Danusiu!
Dziękujemy serdecznie za długi i b. ciekawy list, w którym opisujesz ostatnie wydarzenia związane z bardzo drogim memu sercu obrazem Miłosierdzia Bożego. Akurat miałam jeszcze odbitkę artykułu z gazety z wywiadem dziennikarskim ze mną sprzed kilku lat, gdy byłam jeszcze sprawna (obecnie liczę 93 lata i jestem coraz słabsza) i występowałam w wielu kościołach całej Polski, nie mówiąc o Warszawie, wygłaszając świadectwo o św. Siostrze Faustynie i malowanym pod Jej dyktando obrazie Miłosierdzia Bożego. Odbitkę tę dołączam do listu.
Miałam szczęście otrzymać od Siostry Faustyny powiększoną fotografię tego obrazu zaraz po jego namalowaniu. Obrazem tym zainteresował się znajomy malarz - brat zakonny przebywający w warszawskim klasztorze o.o. jezuitów na Rakowieckiej. Skończył on szkołę malarską w Paryżu i od wielu lat maluje z wielkim artyzmem święte obrazy dla kościołów w Polsce i na zamówienia zagraniczne.
Gdy się dowiedział, że mam fotografię obrazu malowanego pod dyktando Siostry Faustyny, wziął ten obraz, przefotografował w dużym powiększeniu i teraz maluje takie obrazy do kościołów. Obraz ten zachwyca, dlatego wkłada w malowanie go całe serce. Jeden z jego obrazów powieźli zakonnicy do Kazachstanu i ma zamówienie do innych państw, jak również do kościołów w Polsce. Ostatnio namalował do świątyni we Wrocławiu.
Ja również otrzymałam od niego taki obraz w prezencie, a ponieważ zbyt duży, aby go powiesić w mieszkaniu, oddałam do naszego kościoła w Rembertowie ku ogromnej radości księdza proboszcza i wiernych. Wisi na przedniej ścianie ołtarza kościoła i cieszy modlących się. O dziwo! niedawno Elżunia (przyp. red. córka) zauważyła ze zdumieniem, że podczas Mszy Świętej, promienie na tym obrazie zaczynają świecić jasnym światłem. Myślała, że jest gdzieś umieszczony reflektor, ale okazało się, że go nie było. Kiedy mi to powiedziała, zaczęłam się przyglądać i, rzeczywiście, choć słabo widzę, dostrzegłam to niezwykłe zjawisko. Stąd wniosek, że obraz ten jest cudowny.
Gdyby naprawdę obraz ten został zabrany z kościoła dominikańskiego, to ten świątobliwy brat namaluje taki sam, tylko potrzebne byłyby dokładne rozmiary, aby pasował do tego ołtarza. My byśmy nawet sfinansowali koszty malowania i przesłania do Wilna. Byłby to prezent z Polski.
To tyle, Danusiu kochana, w tej sprawie, która leży mi bardzo na sercu. Teraz, gdy Litwa przystępuje do Unii Europejskiej, będziesz mogła nas częściej odwiedzać, z czego bardzo będziemy się cieszyć. Miło mi słyszeć, że jesteś w kontakcie z p. Janiną Gieczewską. Gdy ją zobaczysz, pozdrów serdecznie ode mnie i złóż życzenia świąteczne. Bardzo miło ją wspominam, jako miłą i kulturalną osobę.
Ciocia Jadzia i Elżunia z rodziną
Z okazji Świąt Wielkanocnych przyjm b. serdeczne życzenia. Niech Pan Zmartwychwstały przytuli Cię do swego miłującego serca i napełni je radością. Cała rodzina nasza tego życzy.
Przepraszam Cię, kochana moja, za brzydkie krzywe pismo, ale ręka mi drży i z wielkim trudem piszę. Wiek swoje robi.
Zadziwiała mnie wielka pokora
Rozmowa z Jadwigą Krypajtis, która osobiście znała s. Faustynę Kowalską
Miała Pani okazję osobiście poznać siostrę Faustynę Kowalską. Kiedy to miało miejsce?
- W latach dzieciństwa i młodości mieszkałam w Wilnie i tam miałam okazję poznać siostrę Faustynę, a także jej spowiednika duchowego ks. Michała Sopoćkę. Działo się to na przełomie lat 1934 i 1935. Miałam wówczas dwadzieścia trzy lata.
Jak doszło do spotkania z siostrą Faustyną?
- W młodości należałam do Sodalicji Mariańskiej. Pamiętam, że członkowie sodalicji korzystali z kaplicy znajdującej się w rezydencji arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego przy ul. Zamkowej 4 w pobliżu katedry. Spotkania sodalicji odbywały się raz w miesiącu. Była wówczas Msza św. i konferencja formacyjna, którą prowadził nasz moderator ks. prałat Cichoński. Gdy ks. prałat nie mógł przybyć do nas, prosił o zastępstwo innego kapłana. Nieraz przychodził do nas ks. Michał Sopoćko, który w tym czasie był profesorem Wydziału Teologicznego na Uniwersytecie Wileńskim.
Po jednym z takich spotkań sodalicyjnych ks. Sopoćko zwrócił się do nas z zapytaniem, czy sodalistki nie zechciałyby dopomóc w doprowadzeniu młodej zakonnicy Faustyny Kowalskiej nie znającej dobrze Wilna do malarza, który pod jej dyktando miał namalować obraz Miłosierdzia Pana Jezusa. Warto dodać, że ks. Sopoćko był wówczas powiernikiem duchowym i spowiednikiem zakonnicy. Na ten apel zgłosiłyśmy się dwie: ja i moja koleżanka Jadzia Malkewiczówna, która od dwudziestu lat nie żyje. Tak się złożyło, że Jadzia mieszkała w dzielnicy Antokol. Tam znajdował się klasztor, w którym przebywała siostra Faustyna. Ja natomiast mieszkałam w innej części miasta przy ul. Piwnej, w pobliżu malarza. Wówczas nie było połączenia komunikacyjnego na tej trasie i dość odległy odcinek drogi należało przejść pieszo do wybranego przez ks. Sopoćkę malarza. Był nim najlepszy w owym czasie malarz-portrecista Eugeniusz Kazimierowski.
Zatem siostra Faustyna w waszym towarzystwie udawała się do malarza...
- Tak. Koleżanka zabierała siostrę Faustynę z klasztoru, a po drodze ja dołączałam się. I tak w dni wyznaczone przez malarza uczęszczałyśmy do niego. Siostra udzielała malarzowi wskazówek odnośnie wizji, w jakiej Pan Jezus jej się ukazał. Rozmowy odbywały się w pracowni, a my siedziałysmy w przedpokoju przylegającym do pracowni. W dalszym stadium prowadzonej przez malarza pracy wiele razy słyszałyśmy uwagi siostry Faustyny proszącej go o poprawienie niektórych szczegółów malowanego obrazu. Malarz starał się uwzględnić każdą uwagę siostry, jednak te częste poprawki niepokoiły go, ponieważ przedłużał się okres pracy.
Pewnego dnia w drodze do malarza siostra zwierzyła się nam, że ostatnio miała objawienie, w którym Pan Jezus prosił ją, aby nie robiła więcej poprawek, ponieważ te drobiazgi są nieistotne. Siostra powiedziała, że Pan Jezus zaznaczył, że najważniejsze są łaski Boże, które poprzez ten obraz będą spływały na dusze ludzkie. Tak się też stało. Obraz został ukończony i na prośbę siostry Faustyny sfotografowany. Jedną powiększoną fotografię otrzymała koleżanka, a drugą - ja. W ten sposób zakonnica wyraziła nam wdzięczność za wyświadczoną jej przysługę.
Czyli, posiada Pani fotografię oryginału...
- Otrzymaną fotografię Jezusa Miłosiernego z dedykacją siostry Faustyny oprawiłam w ramkę. Do dnia dzisiejszego zdjęcie zajmuje naczelne miejsce w naszym mieszkaniu. Z najgłębszą czcią i miłością modlimy się do Pana Jezusa Miłosiernego i otrzymujemy wielkie łaski. Fotografia cudownie ocalała z pożaru naszego domu w Wilnie, który spalił się doszczętnie podczas działań wojennych. Obraz nadal krzepi nasze dusze i serca w trudnych chwilach życia.
Jakie były losy obrazu namalowanego przez Kazimierowskiego?
- Pierwszym obrazem namalowanym pod dyktando siostry Faustyny zaopiekował się ks. Michał Sopoćko. Zabrał go do kościoła św. Michała w Wilnie, którego był rektorem. Dalsze jego dzieje są mi mało znane, ponieważ w okresie repatriacji wyjechałam do rodziny do Warszawy. Tutaj przebywam już prawie pięćdziesiąt lat. Odwiedzając przed kilkoma laty drogie mojemu sercu miasto Wilno, dowiedziałam się, że obraz będący przez wiele lat w ukryciu, znajduje się obecnie w polskim kościele dominikańskim w Wilnie. Przed nim modlił się Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie swego pobytu w tym mieście.
Jaka była siostra Faustyna?
- Za każdym razem przy spotkaniu z siostrą Faustyną zadziwiała mnie jej wielka pokora. Czuła się niegodna tej wielkiej misji, jaką Pan Jezus jej powierzył. Patrząc dzisiaj na rozkwit nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, można powiedzieć, że Pan Jezus wyniósł s. Faustynę na wyżyny mistyki na miarę jej umiłowania, uniżenia i pokory. W dziejach zbawienia jest widoczne, że do wielkich spraw wybiera Bóg to, co słabe i, po ludzku rzecz biorąc, nic nie znaczące. Zapamiętałam siostrę Faustynę jako osobę bardzo nieśmiałą, zamyśloną i jednocześnie niespokojną, ponieważ przerażała ją perspektywa działań, do których, jak uważała, nie była zdolna. Siostra była osobą bardzo sympatyczną, ale miała mizerną twarzyczkę, ponieważ była chorowita.
Czy prosi Pani siostrę Faustynę o wstawiennictwo do Boga?
- Zawsze proszę siostrę Faustynę o wstawiennictwo i muszę przyznać, że uzyskuję łaski i pomoc. Wiele trudnych spraw zostaje rozwiązanych. Niedawno mieliśmy w rodzinie bardzo poważny problem. Byliśmy wszyscy przygnębieni, bo nie widzieliśmy wyjścia z tej sytuacji. Dzięki Miłosierdziu Bożemu i siostrze Faustynie problem został rozwiązany. Siostrę Faustynę traktuję jak rodzoną siostrę, bo byłyśmy przez jakiś czas bardzo blisko siebie. Można powiedzieć, że uczestniczyłyśmy w narodzinach dzieła Miłosierdzia Bożego.
Rozmawiała Ewa Kotowska
"Gazeta Ostrowska" z dn. 30 kwietnia 2000 r.
Rozmowa została przeprowadzona w Kaliszu w dniu kanonizacji s. Faustyny Kowalskiej