Pamięć minionych lat

Każdy znaczący jubileusz w życiu człowieka jest doskonałą okazją do refleksji: co się przeżyło, czego dokonało. 21 marca podpułkownik w stanie spoczynku Mikołaj Filipowicz, prezesujący Radzie Weteranów II Wojny Światowej w rejonie wileńskim, która zrzesza w swych szeregach byłych żołnierzy Armii Radzieckiej, walczących z hitlerowskimi Niemcami podczas II wojny światowej, obchodził jubileusz 80. Urodzin. Były życzenia, kwiaty od bliskich, przyjaciół.

Nie zapomniała też o nim administracja samorządu rejonu wileńskiego. W przeddzień jubileuszu mer Leokadia Januszauskiene, wicemer Teresa Paramonowa i p. o. dyrektora administracji samorządzu Stefan Świetlikowski złożyli dostojnemu Jubilatowi życzenia, wręczając kwiaty, dyplom uznania i prezent. Wzruszył się stary wiarus pamięcią o nim, traktując to jako wyraz uznania i szacunku dla jego dzisiejszej działalności społecznej, jak też walki z hitlerowskim najeźdźcą podczas II wojny światowej.

Urodził się w 1924 roku we wsi Nowa Huta k. Wilejki (ówczesne województwo wileńskie, a dziś Białoruś). Ojciec jego, Jan, był właśnie jedynym żywicielem rodziny, składającej się z czworga dzieci. Matka nie pracowała, poświęcając się całkowicie domowi i wychowaniu gromadki pociech.

Po przyjeździe rodziny Filipowiczów do Wilna, Mikołaj uczył się w szkole podstawowej nr 7, mieszczącej się na ulicy Piwnej. Po jej ukończeniu zamierzał kontynuować naukę w gimnazjum im. A. Mickiewicza. Był już nawet tam przyjęty. Niestety, na przeszkodzie stanęła wojna. 1 września 1939 r. Niemcy hitlerowskie napadły na Polskę, a 18 września do Wilna wkroczyła Armia Czerwona, zadając zdradziecki cios Polsce, krwawiącej w walce z Niemcami. Zapanował terror bolszewicki. Dla mieszkańców Wilna, w tym i dla rodziny Filipowiczów, nastały ciężkie dni. Z tego powodu Mikołaj wraz z rodzicami i rodzeństwem wrócił do rodzinnej Nowej Huty. Ale i tam nie znaleźli spokoju. Nastały czasy okupacji hitlerowskiej. W marcu 1942 r. okupanci niemieccy dokonali pacyfikacji Nowej Huty; Mikołaja Filipowicza wywieziono do obozu koncentracyjnego Auschwitz w Niemczech. Tam wraz z innymi więźniami pracował w fabryce, gdzie wyrabiano dyktę. Straszny był to okres w jego życiu...

W czerwcu 1944 r. wraz z grupą więźniów Mikołajowi udało się uciec z lagru. Nocą przedzierali się na wschód, w dzień kryli się w lasach. W sierpniu 1944 r. dostali się do linii frontu, do pozycji jednostek Armii Radzieckiej. Po krótkim wypoczynku został zmobilizowany do wojska. Trafił do 196 pułku pancernego 3 Armii Gwardii I Frontu Ukraińskiego. Był fizylierem. Wraz z macierzystą jednostką brał udział w walkach o wyzwolenie Rumunii, Węgier, Polski - Krakowa i Katowic, Czech. Za męstwo wykazane w walkach został awansowany do stopnia lejtnanta, na stanowisko dowódcy plutonu fizylierów, towarzyszących czołgom. Dalszy jego szlak bojowy wiódł przez Pragę, gdzie tłumy mieszkańców miasta entuzjastycznie witały armię-wyzwolicielkę. Koniec wojny zastał go na terytorium Austrii, w pobliżu Alp, w miejscowości Rorenbach nad Dunajem. I chociaż akt o kapitulacji wojsk niemieckich został podpisany 8 maja 1945 r., to jeszcze do 11 maja trwał, co prawda, nieliczny opór zdesperowanych niedobitków.

W 1949 r. po zdemobilizowaniu z wojska wrócił do Wilna. Rozłąka z najbliższymi trwała 9 lat. Rodzice myśleli, że zaginął gdzieś na wojnie, gdyż nie otrzymywali odeń żadnych wieści. Tym większa radość była ze spotkania z synem...

Wraz z ojcem zatrudnił się w hucie szkła. Na początku lat 50. parę lat pracował w Mickunach na stacji maszynowo-traktorowej jako fachowiec od produkcji szkła. Założył rodzinę. Zdobył też wyższe wykształcenie. Przez prawie 10 lat pełnił funkcję przewodniczącego kołchozu w Szyrwintach, później przez lat parę kierował kołchozem w Podbrzeziu. Następnie skierowany został do ówczesnego Wileńskiego Agrozootechnikum, dzisiejszej Pomaturalnej Szkoły Rolniczej w Białej Wace na stanowisko zastępcy dyrektora ds. gospodarczych. Stąd już przeszedł na emeryturę.

Od połowy lat 70. ubiegłego wieku pełnił funkcję przewodniczącego ówczesnej Rady Weteranów Wojny i Pracy rejonu wileńskiego, grupującej wtedy w swych szeregach około 1000 członków. Dziś ta organizacja kombatancka, nosząca nazwę Rada Weteranów II Wojny Światowej rejonu wileńskiego, skurczyła się, bo liczy 72 osoby, z których większość ma na karku osiem krzyżyków. Mikołaj Filipowicz czyni wszystko, co w jego mocy, by pomóc borykającym się z różnymi trudnościami weteranom zrzeszonym w organizacji, której prezesuje. Niektórzy z nich żyją w dość trudnych warunkach materialnych, ledwie wiążąc koniec z końcem. Nękani dolegliwościami starszego wieku i chorobami, a czasami dającymi znać ranami z lat wojny, potrzebują leków, które z powodu wysokich cen pochłaniają lwią część ich zasiłków emerytalnych. Mikołaj Filipowicz ceni pomoc okazywaną przez ambasady Białorusi, Rosji, jak też Polski.

Corocznie weterani otrzymują od ambasady Rosji jednorazowy zasiłek pieniężny, niekiedy od ambasad Białorusi i Polski paczki żywnościowe. Samorząd rejonu wileńskiego też okazuje pomoc i wspiera siwowłosych weteranów, zabezpiecza w opał na zimę. "Chcę podziękować pani mer Leokadii Januszauskiene i administracji samorządu rejonu wileńskiego za okazywaną pomoc i troskę o mnie i o mojej organizacji weteranów" - mówi jubilat, podpułkownik w stanie spoczynku Mikołaj Filipowicz, którego pierś zdobi 11 medali i 2 ordery jako świadectwo zasługi w walce z faszystowskimi Niemcami.

Jan Lewicki
Na zdjęciu: przewodniczący Rady Weteranów II wojny światowej M. Filipowicz
Fot. autor

<<<Wstecz