IV narciarski maraton Giedymina
Niczym na puchowej kołdrze
Wyraźnie w pocie czoła musiał się zakrzątnąć główny organizator imprez sportowych w samorządzie rejonu wileńskiego Józef Szuszkiewicz na kilkanaście dni poprzedzających 18 stycznia br., kiedy to w Bezdanach miał się odbyć IV narciarski maraton Giedymina. Zima, której nie było do Bożego Narodzenia, a która ugrzęzła w zaspach wraz z nowym rokiem, nakazywała kuć "póki biało".
Przywołując w pamięci gorzkie doświadczenie z przeszłości, kiedy to wypadło łopatami zgarniać biały puch dla wymoszczenia trasy albo (jak dwa lata temu) rozpaczliwie przenosić terminy biegu, by w końcu rozegrać go w strugach ulewnego deszczu, tu i tam mając pod nartami błotnistą maź. Na szczęście, tegoroczna biała pani wśród pór roku wyraźnie się ulitowała nad Szuszkiewiczem i pozostałymi organizatorami, z nawiązką kompensując ich kłopoty z organizacją poprzednich maratonów: śniegu w ostatnich tygodniach napadało tyle, że narciarze mogli rywalizować na trasie miękkiej niczym puchowa kołdra.
Tym razem organizatorzy zaproponowali uczestnikom dwa dystansy: ci poniżej lat 16 ścigali się na 10 km, a starsi, podzieleni na 6 grup wiekowych, mieli się zmagać z trudami 38-kilometrowej trasy. W sumie na starcie stanęło 105 uczestników. 32 z nich (15 dziewcząt i 17 chłopców) - to byli wyraźni juniorzy i juniorki, pokonujący najkrótszy z dystansów, a pozostali wystartowali do biegu czterokrotnie prawie dłuższego, przy czym ostatnia z kategorii wiekowych - powyżej lat 61 - też znalazła chętnych. Janów, Troki, Poniewież, Onikszty, Ignalina, Visaginas, Jeziorosy, Kowno, Wilno i rejony je okalające - taka była "geografia" uczestników, zdecydowanych stanąć w szranki, by gonić za rywalami i ułamkami sekund, oraz tych, którzy pofatygowali się tego dnia dotrzeć do Bezdan, by po prostu wziąć udział, podładować własne "akumulatory" rześkością i zdrowiem, a przy okazji odnieść mniejsze lub większe zwycięstwo nad sobą.
Do tych ostatnich należał m. in. 62-letni Tadeusz Mincewicz z Bujwidz - wielki animator sportu, a w szczególności narciarstwa na Wileńszczyźnie. Smarował pan Tadeusz przed startem parafiną swoje jakże okazale się prezentujące "Fischery" i zastanawiał się żartem na głos, czy aby nie "rozsypie się" na dystansie, gdzie przy jego krzyżykach na karku "każda górka szczyt przypomina". Synowie go tymczasem dopingują, by nadal ze sportem się bratał. Dwa lata temu, gdy świętował jubileusz 60-lecia, wyposażyli go w narciarski rynsztunek za bez mała 2000 litów, jakiego nie powstydziłby się reprezentant Litwy. Jak tu więc prowadzić zasiedziały tryb życia..?
Obok Tadeusza Mincewicza, który stanął na starcie w maratonie Giedymina po raz trzeci, jego niezmiennymi bywalcami są byli wielokrotni mistrzowie Litwy w biathlonie, a obecnie nauczyciele wychowania fizycznego Marian Kaczanowski z Niemenczyna i Marian Powiłowski z Wilna. Należy się im niski ukłon w pas za to, że meldują się w Bezdanach bynajmniej nie w liczbie pojedynczej tylko w licznym otoczeniu swych wychowanków, próbujących wyczynowo uprawiać narciarstwo biegowe.
Wśród wielkich nieobecnych tegorocznego ścigania się na bezdańskich błoniach była mistrzyni olimpijska z Calgary Vida Venciene. Olimpijczyka w składzie uczestników biegu jednak nie zabrakło, gdyż po raz pierwszy zdecydował się w nim wystartować czterokrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Albertville, Lillehammer, Nagano i Salt Lake City 31-letni Ričardas Panavas. Jak mi się zwierzył, po ostatniej Białej Olimpiadzie wziął rozbrat z wielkim sportem. Lata mu oddane i ogrom doświadczenia powodują, że nie potrafi jednak ostro wyhamować. Do Bezdan - jak wyznaje uśmiechając się - przyjechał wyraźnie pokojowo nastawiony, ale że już niebawem po starcie sportowy lew się w nim obudził, zdecydował do upadłego z rywalami powalczyć. Że ze skutkiem, bardziej niż wymownie świadczy trzeci wynik (2:00.16), ustępujący na dystansie 38 km jedynie osiągnięciom Ramunasa Švedasa z Wilna i Mariusa Rindzevičiusa z Onikszt, którym trio sędziowskie Romanas Rainys (ojciec), Romanas Rainys (syn) i Algis Mozolis zmierzyło na mecie czasy odpowiednio - 2:00.09 i 2:00.10.
Wielce chwalebne, że w rywalizacji z "resztą Litwy" rejon wileński wypadł bynajmniej nie tylko w roli statysty. Zwycięzcami grup zostali: Marian Kaczanowski, Jurgita Kančiauskaite i Jurate Kančiauskiene, II lokatę zdobył Wiktor Adomajtis, na trzeciej pozycji na mecie zameldowała się Iwona Wabalis, a blisko podium znaleźli się: Andrzej Łabutis, Krzysztof Baniewicz, Karol Dąbrowski, Paweł Dubowski i Wiktor Korwelis. Im to właśnie szczególnie serdecznie gratulowali obecni od początku do końca imprezy(!) mer rejonu wileńskiego Leokadia Januszauskiene, dyrektor samorządowej administracji Edward Puncewicz oraz starosta gminy bezdańskiej Michał Janczewski nagradzając tych, kto wypadł najlepiej.
Na wykrzyknik podziwu za 5-godzinną wierność narciarskiemu maratonowi w Bezdanach (bynajmniej zresztą nie z urzędu) zasłużyli też bez wątpienia zastępca administratora Stefan Świetlikowski, zastępca kierownika samorządowego wydziału gospodarki terenowej i planowania terytorialnego Antoni Żuk, kierownik wydziału kultury, sportu i turystyki Edmund Szot, pracownicy tegoż wydziału Fryderyk Szturmowicz oraz Darius Žiška, radny Stanisław Adomajtis, dyrektor Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny Algimant Baniewicz, jego kustosz Leonas Nerijus Zakrys. Nie mówiąc już o wspomnianym na wstępie Józefie Szuszkiewiczu - głównemu kołu zamachowemu imprezy. Imprezy, jakiej organizacyjne brzemię od 4 lat niczym atlas zwala na swe barki samorząd rejonu wileńskiego. I - przyznać trzeba - ciągle wychodzi z tego obronną ręką, znajdując fundusze jak na krzątaninę organizacyjną tak też na okazyjne medale, dyplomy, okazałe nagrody rzeczowe, jakimi są honorowani najlepsi.
Narciarski maraton Giedymina z roku na rok obrasta zatem tradycją, nabiera prestiżu. Dobitnym tego przejawem fakt, że Narciarska Federacja Litwy zechciała go włączyć do imprez ogólnorepublikańskich i że do Bezdan fatygują się dotrzeć uczestnicy hen z odległej Litwy. Tym, którzy tego roku znaleźli się poza podium, szansa na rewanż nadarzy się za rok - na V edycji "białego szaleństwa" ze startem i metą w Bezdanach. Wypada tylko życzyć, by aura wymościła wtedy trasy tak rozkosznie śniegiem jak tego roku.
Henryk Mażul
Na zdjęciach: migawki z imprezy
Fot. Jerzy Karpowicz