W pamięć o pomordowanych w Koniuchach

Przed sześćdziesięcioma laty, 29 stycznia 1944 roku, sowieccy partyzanci dokonali bestialskiego mordu mieszkańców wsi Koniuchy. W ciągu jednej nocy życie straciło 36 osób i 14 zostało ciężko rannych. Przed kilkoma laty na prośbę Zarządu Głównego Kongresu Polonii Kanadyjskiej pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej wszczął postępowanie w sprawie mordu mieszkańców wsi w rejonie solecznickim na Litwie (była Nowogródczyzna), dokonanego przez partyzantów radzieckich.

Na przeciągu długich dziesięcioleci temat masakry w Koniuchach był zakazany. Historycy radzieccy przedstawiali bowiem czerwonych partyzantów jedynie w roli szlachetnych bohaterów, walczących z okupantem niemieckim, broniących ludność cywilną od hitlerowskiej machiny represyjnej. Świadkowie zbrodni, którym udało się przeżyć, w obawie o życie własne i swoich rodzin musieli zapomnieć o strasznych wydarzeniach z lat wojennych. Dla mieszkańców położonej na skraju Puszczy Rudnickiej wsi sowiecka partyzantka okazała się najstraszniejszym wrogiem, nie znającym litości nawet nad dziećmi, kobietami i starcami. W czasie wojny wieś była często nawiedzana przez partyzantów, domagających się odzieży i żywności. Urodzaju z piaszczystych gleb wieśniakom ledwo wystarczało na własne potrzeby. Toteż ciągłe najścia nieproszonych gości, często z bronią w ręku, zmusiły mieszkańców do podjęcia kroków w celu obrony swego mienia i bezpieczeństwa.

Tak jak i w wielu innych wsiach w latach wojny we wsi powstał oddział samoobrony. Uzbrojeni wieśniacy kilkakrotnie stanowczo odmówili składania prowiantu partyzantom radzieckim. Nie poczuwając się obywatelami ZSRR, nie traktowali ich bowiem jako swoich obrońców. Dla partyzantów każdy oddział samoobrony wiejskiej, w których powstawaniu byli zainteresowani też Niemcy, był takim samym wrogiem jak garnizon niemiecki, tyle że łatwiejszy do pokonania. Posiadająca oddział samoobrony wieś była piętnowana mianem zdrajców i kolaborantów. Zgodnie z prawem wojny, zdrajcom i koloborantom należała się kara, dlatego 29 stycznia 1944 roku oddział partyzancki "Śmierć faszystom" pod dowództwem Jacoba Prennera ruszył w stronę Koniuch. Śpiąca wieś została okrążona z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, przez którą jedyny most był zresztą w ręku partyzantki.

- Mąż obudził mnie gwałtownym szarpnięciem za ramię i krzyknął, że musimy uciekać. Przez okno biło światło, słychać było hałas. Nie rozumiejąc, co się dzieje, chwyciłam trzyletnią córeczkę i w nocnej koszuli wyskoczyłam z domu. Widziałam, jak płonęły sąsiedzkie zagrody, ryczało bydło, od kul padali moi znajomi... - tak zapamiętała tę straszną noc mieszkanka Koniuch Stanisława Woronis z domu Bandalewiczówna.

Anna Suckiel z domu Bobinówna w 1944 roku miała ukończonych 15 lat. Dom jej rodziców znajdował się na skraju wsi, toteż jako pierwszy trafił pod ostrzał partyzantów. Południowy wiatr w stronę rzeki, lokazujący dym, osłonił ludzi przed wrogiem. Ci, którzy pobiegli w stronę rzeki, cmentarza czy lasu, polegli.

Miałam więcej szczęścia, bo nikt z mojej rodziny nie zginął. Straciliśmy jedynie cały dobytek. Z domu zostały zgliszcza. Do wsi też od razu nie wróciliśmy. Pozostali przy życiu zaczęli budować domy. Nie mieliśmy czasu, ani dobrego materiału. To dlatego domy w Koniuchach tak marnie wyglądają. Nikt przez powojenne lata nie udzielił nam pomocy na ich renowację - mówiła pani A. Suckiel.

Według sprawozdania litewskiej policji, owego ranka w Koniuchach zginęło 36 osób i 14 zostało ciężko rannych. Mieszkańcy, którzy przeżyli masakrę, ułożyli listę zamordowanych, złożoną z 38 nazwisk. Nikt nie może być pewny, czy jest ona pełna. Władza radziecka ze zrozumianych powodów ukrywała sprawę mordu w Koniuchach. Zupełnie inaczej potraktowali zbrodnię jej sprawcy, którzy po zakończeniu II wojny światowej osiedlili się na stałe w USA i Izraelu. W licznych publikacjach uczestnicy napaści mówią o liczbie 300 zabitych, szczegółowo opisując swój "bohaterski czyn". Chaim Lazar w wydanej w roku 1985 w Nowym Jorku książce "Destruction and Resistance" pisał: "Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby udzielić nauczki innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Wśród nich było około 50 Żydów, którymi dowodził Jacob (Jakub) Prenner. O północy dotarli w okolice wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i trzoda miały być wybite. Sygnał dano tuż przed wschodem słońca. W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most znajdował się w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. Z wielu domów słychać było huk eksplozji. Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".

Mord w Koniuchach jest także opisany w książce Richa Cohena "The Avengers" ("Mściciele"), wydanej w Nowym Jorku w 2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i zapadłych w ziemię, niepomalowanych domach. Partyzanci - Rosjanie, Litwini i Żydzi - zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów. Partyzanci obrzucili dachy granatami, a domy zajęły się płomieniem. Chłopi wybiegali drzwiami i uciekali drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez znajdujący się na skraju osiedla cmentarz. Dowódca partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, ścigających ich z przeciwnej strony. Setki chłopów zginęło trafiwszy w ogień krzyżowy".

Potwierdzenie mordu w Koniuchach można znaleźć także w dzienniku partyzantów żydowskich pt. "Operations Diary of a Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest". Podano tam, że napad miał miejsce w styczniu 1944 r. i wzięli w nim udział partyzanci z oddziałów Jacoba Prennera ("Śmierć faszystom") i Shmuela Kaplinsky'ego ("Ku zwycięstwu") tzw. Litewskiej Brygady.

Zdaniem Kazimierza Krajewskiego, autora książki "Na Ziemi Nowogródzkiej - Nowogródzki Okręg Armii Krajowej", wydanej w Warszawie w 1997 r.: "jedyną winą mieszkańców Koniuch było to, że mieli już dosyć codziennych - a właściwie conocnych - rabunków oraz gwałtów i chcieli zorganizować samoobronę. Bolszewicy z Puszczy Rudnickiej postanowili zrównać wieś z ziemią tak, by zastraszyć ludność innych wiosek". Wymordowanie mieszkańców wsi Koniuchy (wraz z kobietami i dziećmi) opisane zostało przez Chaima Lazara jako wybitna operacja bojowa, z której jest on autentycznie dumny. Opis ufortyfikowania wsi jest kompletną bzdurą. Była to normalna wioska, w której część mężczyzn zorganizowała samoobronę. Ich uzbrojenie stanowiło kilka zardzewiałych karabinów".

W relacji policji litewskiej mówi się, że "z 40 gospodarstw spaliło się 39 zabudowań i łaźnia, 50 krów, 16 koni, 50 świń, 100 owiec, 400 kur i inny majątek". Zamordowanych koniuszan pochowano na wiejskim cmentarzyku pod krzyżem, ustawionym przez młodzież jeszcze przed wojną dla upamiętnienia swoich katolickich korzeni. Jakby w przeczuciu wielkiego nieszczęścia.

Przez prawie pół wieku ci, którzy stracili rodziny, znajomych, musieli cierpieć i pamiętać w milczeniu. Do Koniuch nie przyjeżdżały wycieczki, jak do nieodległych Pirczupi, wsi spalonej przez faszystów, na ich przykładzie nie uczono młodego pokolenia historii. Nielicznymi świadkami tragicznych wydarzeń pozostały jedynie stary las, cztery ocalałe domy i stary spróchniały krzyż na cmentarzu. Wkrótce jednak powinno to się zmienić. Na maj bieżącego roku planowane jest ustawienie krzyża, upamiętniającego tragedię sprzed 60 laty. Inicjatorem budowy pomnika jest samorząd solecznicki, prace sfinansuje natomiast Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Andrzej Kołosowski
Na zdjęciach: dom pamiętający tamte czasy;
krzyż na miejscu tragedii

<<<Wstecz