PODZIĘKOWANIE

W imieniu szkółek języka polskiego działających przy oddziałach Związku Polaków na Litwie kierujemy wyrazy wdzięczności Panu Stanisławowi Cygnarowskiemu - Konsulowi Generalnemu Rzeczypospolitej Polskiej w Wilnie - za życzliwość i wsparcie wyjazdów uczniów tych szkółek na kolonie letnie do Polski.

Zarząd Główny ZPL

* * *

13 września br. w Domu Kultury "Banga"

przy ul. Parko 16 w Wisagini odbędzie się

IV FESTYN KULTURY POLSKIEJ

Program festynu: Godz. 12 - Msza św. w kościele, godz. 14 - uroczyste otwarcie Festynu Kultury Polskiej i występy zespołów

Zgłoszenia zespołów, chętnych wzięcia udziału w imprezie, są przyjmowane do 15 sierpnia pod nr tel.: 8 386 60557; 8 688 85200; 8 656 09907, albo pisemnie - pocztą elektroniczną: tlupechina@ve.sugardas.lt, listownie na adres: Helena Krasnopolska ul. Kosmoso 16-17 4761 Visaginas Lietuva.

* * *

25 sierpnia br. o godz. 18.00 w kościele św. św. Janów w Wilnie wystąpi

POLSKI CHÓR POKOJU

pod dyrekcją prof. Wioletty Bieleckiej i prof. Mirosława Macieja Banacha

* * *

WAKACYJNA PRZYGODA Z PĘDZLEM I PALETĄ

>W dniach 1-10 sierpnia młodzieżowa grupa miłośników twórczości plastycznej spotkała się na tegorocznym obozie plenerowym w Ejszyszkach. O plenerze malarskim poprosiliśmy opowiedzieć kierownika warsztatów - plastyka Roberta BLUJA.

Tegoroczne spotkanie plastycznie uzdolnionej młodzieży było jednocześnie plenerem i warsztatami. 18 młodych plastyków pod kierunkiem dwóch wychowawców w ciągu 10 dni zgłębiała tajemnice warsztatowe malarstwa olejnego, zaczynając od najprostszych czynności: przygotowania płótna, nałożenia gruntu, używania werniksu itd. Gros tegorocznej grupy stanowiła młodzież, należąca do Studia Plastycznego "KOLOR", działającego przy Domu Kultury Polskiej w Wilnie, do której dołączyli uczniowie ze szkół wileńskich, a także Awiżeń, Czarnego Boru i Niemieża, skierowani przez szkolnych nauczycieli plastyki.

Chociaż skala wiekowa uczestników pleneru wynosiła od 14 do 20 lat, młodzież wspaniale współpracowała twórczo, wspierając się nawzajem i dzieląc się doświadczeniami. Prócz zajęć warsztatowych nie zabrakło również w obozie treningu integracyjno-sportowego, licznych konkursów, wyjazdu nad Wersokę oraz spotkania integracyjnego z młodzieżą ejszyską. Uważam, iż plener był udany pod każdym względem - wszystkie plany i zamiary, stawiane przed nami, zostały spełnione, zajęcia przebiegały ciekawie, z aktywnym zaangażowaniem wszystkich uczestników. Nie było miejsca na nudę, pogoda nam również nie poskąpiła swych uroków, mogliśmy w pełni skorzystać z czasu, spędzonego na łonie pięknej przyrody.

Plener został zorganizowany dzięki pomocy ZG ZPL przy finansowym wsparciu Warszawskiej Fundacji "Oświata Polska za Granicą" ze środków, przyznanych przez Senat RP. Już 4 września z wynikami tegorocznego pleneru można będzie zapoznać się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie, gdzie o godz. 18 odbędzie się otwarcie wernisażu prac jego uczestników, na który wszystkich zapraszamy.

* * *

PODRÓŻ W POSZUKIWANIU ŚLADÓW PRZESZŁOŚCI (II)

(Dokończenie. Początek w poprzednim numerze)

Wizyta u Aleksandry i Wiktora Surwiłów

Państwo Surwiłowie są aktywnymi członkami koła ZPL w Turmoncie. Ziemia, na której mieszkają, niegdyś należała do rodziny Leszczyńskich. Pan Aleksander Leszczyński był znanym w okolicy lekarzem, uczynnym, współczującym, chętnie udzielającym pomocy potrzebującym. Miał znacznie młodszą od siebie żonę, która w młodym wieku została sparaliżowana. Ojciec p. Aleksandry Surwiło służył parobkiem u państwa Leszczyńskich, dlatego pamięta ona wiele szczegółów z życia doktorostwa. Np. to, że pani domu bardzo lubiła psów i trzymała ich we dworze chyba z 8, a śmierć każdego ze zwierząt bardzo przeżywała. Przykuta do łóżka ciężką chorobą, nie mogła uczynić żadnego ruchu, nawet karmiono ją przez specjalną rurkę. Pan Leszczyński często za kawałek cukru wynajmował dzieci parobków do odpędzania much.

Państwo Leszczyńscy nie mieli własnego potomstwa, dlatego lubili i rozpieszczali dzieci swych parobków. Gospodarstwa pilnowała siostra lekarza. W czasie I wojny światowej wszyscy jednak musieli opuścić majątek, zostawiając go bez opieki. Do tego na wpół zrujnowanego domu po zakończeniu wojny wprowadził się ojciec pani Aleksandry. Odbudowa dworku pochłonęła sporo czasu i pieniędzy, by przywrócić mu dawny wygląd. Uczyniono to na znak wdzięczności jego byłym właścicielom i na wspomnienie dawnych, dobrych czasów. Niedawno przez obecnych właścicieli dokonano kapitalnego remontu i teraz dworek prezentuje się ślicznie. Przemalowano dom, okiennice, posadzono mnóstwo kwiatów i nawet wykopano nieduży staw. "Pańskiego wyglądu" dodaje mu również spacerujący po dziedzińcu paw.

Pisząc o Leszczyńskich warto wspomnieć o zbudowanej obok dworku kapliczce. Jak wynika z opowiadań pani Aleksandry, musiało to być bardzo piękne miejsce. Zwłaszcza bardzo uroczyście odbywały się tam odpusty św. Jana i św. Anny. Mieszkańcy pobliskich miejscowości, odświętnie ubrani, zbierali się tam na wspólną modlitwę, a po niej zasiadali przy zastawionych tuż obok stołach, gdzie mile spędzali ze sobą czas. Należy zaznaczyć, iż wtedy domostwa były położone w znacznej odległości od siebie, dlatego wspólne spotkania i rozmowy przy stole stawały się naprawdę wielkim wydarzeniem. Każdy chciał pochwalić się tym, czego dokonał od ostatniego spotkania. Opowiadano sobie nawzajem o rzeczach wesołych i smutnych. Na takie odpusty i festy ludzie czekali miesiącami i starannie do nich się szykowali.

W dniu dzisiejszym kaplica, a raczej miejsce po niej, ledwie przypomina dawniejsze czasy. Placyk jest zarośnięty krzakami i zasypany zeschłymi liśćmi, a groby rodziny Leszczyńskich są zdewastowane. Dobrze by było, gdyby ktoś odnowił to miejsce i ożywił unoszący się w powietrzu nastrój z tamtych lat.

Dzień drugi - pełen nowych odkryć

Niedziela, 27 lipca. "Pakujemy się" do samochodu i ruszamy w dalszą drogę. Nadal towarzyszy nam pani Weronika, która okazuje wręcz nieocenioną pomoc, ustalając, z kim i kiedy mamy się spotkać, pomaga poznawać historię tych terenów oraz mieszkających tu ludzi.

Pierwszym obiektem zwiedzania w tym dniu jest cmentarz w Haranimowie, założony przez miejscowych Polaków, o czym świadczą polskie napisy na pomnikach. Przed pięcioma laty parafianie postawili tu nowy krzyż. Niegdyś w jego miejscu stała kaplica, po której na dzień dzisiejszy zachowały się tylko schody. Po zrobieniu zdjęć udajemy się na miejsce, gdzie znajdował się dawny majątek Tura.

Ze źródeł dokumentalnych, udostępnionych przez p. Brazisa, dowiadujemy się, że podział własności ziemskiej między poszczególną szlachtą był nierówny. Dla przykładu - Antoni Kwinta posiadał 77 dymów (tzn. gospodarstw chłopskich), a Michał Tur, budowniczy brasławski - tylko 40. Gmina smołwieńska była zamieszkana przez liczną grupę średnio zamożnej szlachty, która trzymała mocno z Kwintami i Podbrzeskimi.

W dokumentach nie spotyka się zbyt wiele obiektów, które znajdowały się w posiadaniu jednego rodu. Istnieją wszak nieliczne wyjątki zrośnięcia się człowieka z ziemią pradziadów, czego przykładem są Kwintowie w Kimborciszkach, Kondraciszkach, długo też utrzymywali się Turowie i Podberescy w Smołwach. Jednych stąd wypłoszyły klęski Rzeczypospolitej, innych - rząd rosyjski, jeszcze innych - I wojna światowa. W wielu wypadkach pozostały tylko szczątki po byłych posiadłościach, wspomnienia starych ludzi oraz krzyże ustawione na dawniej należącej do nich ziemi. Przykładem temu - krzyż w Miezaraniszkach, gdzie niegdyś gospodarzyli Jaświnowie.

Smołwy - bogata historia, piękne tradycje i ludzie o otwartych sercach

Miasteczko w 1580 r. należało do niejakiego Kiełbowskiego, ale już w 1600 r. przeszło do rodu Podbereskich, w których posiadaniu Smołwy pozostawały do roku 1863. W XVIII w. Smołwy dzielą się już na Smołwy Stare, Turowskie, Platerowskie i szereg innych obiektów o tejże nazwie. Okolice Smołw obsadzała szlachta o mniejszych majątkach, z której zamożnością wyróżniała się od XVII w. rodzina Turów (Tur Janusz - 1629, Tur Michał - 1667). Od 1775 roku właścicielem Smołw Turowskich jest Michał Tur. W 1789 roku części swego majątku nadaje nazwę Turmont. Współwłaścicielami części jezior i ziem smołwieńskich byli także rodziny Platerów, Mirskich, Prewysz-Kwintów.

Szereg majątków miała tu rozgałęziona rodzina Podbereskich: marszałek brasławski Samson Podbereski Hrehory, starosta brasławski Samson Podbereski Aleksander, sędzia ziemski Samson Podbereski Paweł Antoni, pisarz ziemski Samson Podbereski Jan. W 1600 r. Jan Samson Podbereski ufundował w Smołwach kościół pw. św. Jana Chrzciciela a także wyposażył go w grunta i kapitał. Do pracy duszpasterskiej byli zaproszeni kanonicy laterańscy, tu otrzymali oni klasztor i pełnili swe obowiązki w kościele smołwieńskim, który stanowił filię Jeziorosów. Gdy w 1832 r. wyszedł ukaz carski o kasacie klasztorów katolickich, skasowany został także i klasztor smołwieński, jednak kościół klasztorny ocalał. Są wzmianki z roku 1744 i 1775 o tym, że w Smołwach istniała też znaczna fundacja dla księży jezuitów dyneburskich. W 1857 r. kościół został przebudowany wspólnym wysiłkiem hr. Platera i parafian.

Po Powstaniu Styczniowym proboszczem smołwieńskim był ks. Teofil Rudzki. 18 lipca 1869 roku na mocy decyzji generał-gubernatora za swą patriotyczną postawę ksiądz został zesłany do guberni archangielskiej. Parafianie byli niezwykle przywiązani do deportowanego księdza. Dlatego, gdy dziekan nowoaleksandrowski ks. Wojtkiewicz oznajmił, że księdza wywieziono, cały kościół płakał "a podczas modlitwy za cara nie powstał żaden chłop, ani też panny Kwintówny". Za spowodowanie płaczu dziekan został przeniesiony do Uszpola i ukarany 100 rub. grzywną.

W początkach XVII wieku miasteczko liczyło 200 mieszkańców. Oświata w tamtych czasach postępowała bardzo powoli, ponieważ osoby starsze były w ogóle niepiśmienne. Jedynie młodzież uczęszczała do szkoły, w której wykładano w języku polskim. Program nauczania wszędzie był prawie jednakowy: "uczą czytać i pisać po polsku, nauki chrześcijańskie i początków rachunków". Na szersze tory oświata wstępuje od ostatniej ćwierci XVIII w. Do parafii smołwieńskiej w 1781 r. należało 1302 parafian, z nich pobierało naukę 3 uczniów z szlachty, 4 z ziemian i 9 - z włościan. W 1828 r. szkołę zlikwidowano. Dzieci szlachty często pobierały naukę poza szkółkami parafialnymi, w zamożniejszych domach wynajmowano guwernerów lub wysyłano dzieci do szkółek dworskich. Włościanie często sami zakładali szkółki po wsiach.

Na podstawie spisów parafialnych, przeprowadzonych w czasie okupacji niemieckiej przez władze miejscowe, ludność polska w parafii Smołwy stanowiła 90 proc. Mieszkańcy Smołw zachowali w pamięci wiele charakterystycznych wydarzeń z dziejów tych okolic, z którymi chętnie nas zapoznano. A pani Aleksandra Żegis zgodziła się zaśpiewać kilka piosenek polskich z dawnych czasów. Piosenki te o wzruszającej treści warto było zanotować, by przekazać je dla przyszłych pokoleń.

Jeszcze z historii Turmontu

Piosenki w językach polskim i łotewskim zaśpiewała nam także p. Janina z Turmont. Opowiedziała również o wydarzeniach, które miały miejsce w Turmoncie, a także o samej miejscowości. Od 1629 do 1785 r. Turmont należał do Turów, w latach 1785-97 do Rehbindera, w 1797 r. jego właścicielami zostali Drozdowscy, później - Fidinghof i Tindeman. W pierwszej połowie XIX w. część majątku Turowie sprzedali dla Z. Majewskiego. Ponieważ Z. Majewski popierał powstanie, Turmont został skonfiskowany przez władze carskie i jego właścicielem od 1864 do 1887 r. stał się niejaki Worobjow.

W okresie międzywojennym Turmont posiadał polską szkołę, sąd, gminę, rynek, a nawet synagogę. W 1927 r. rozpoczęto tu budowę murowanej kaplicy. Po II wojnie światowej rdzennej ludności pozostało tu niewiele, większość Polaków repatriowała do Polski.

Kolejną miejscowością nieopodal Turmont, której historię poznaliśmy, była wieś o wesołej nazwie - Wesołowo, należąca od roku 1789 do Kwintów. Rafał Kwinto w 1766 r. zbudował tu cerkiew unicką. W 1796 r., w czasie zaboru rosyjskiego, została ona zamknięta na dłuższy czas. Mimo iż większość ludności była katolicka, władze postanowiły zbudować tu cerkiew prawosławną. Do niej zostały przypisane miejscowości Dryświaty i Łuszczewo, parafię wyposażono w 137 dziesięcin ziemi, 27 dziesięcin lasu i 2 jeziora. Na dzień dzisiejszy cerkiew jest całkowicie zniszczona. Z tą cerkwią jest związana legenda, która głosi, że za dawnych czasów znajdował się w niej obraz MB Częstochowskiej. Prawosławni duchowni chcieli go usunąć, lecz to się im nie udało, ponieważ nagle umierali, obraz zaś pozostawał na miejscu.

W tych okolicach zakończyliśmy naszą podróż niedzielną.

Poniedziałek - jazdaw stronę Tylży

W tym dniu odwiedziliśmy miejscowość Tylża, a w niej jednego z najstarszych mieszkańców - Adama Giedziuna. Mimo sędziwego wieku pan Adam prowadzi aktywny tryb życia. Przy każdej okazji śpiewa przygrywając sobie na skrzypcach, zna dużo pieśni polskich, które chętnie nam zaśpiewał i zagrał. Oznajmił też, że chciałby komuś przekazać swój spadek artystyczny. Pan Adam ciekawi się przeszłością i uzbierał solidną tekę źródeł historycznych, z której skorzystaliśmy pisząc ten artykuł.

Pan Adam był niegdyś zakrystianem w kościele pw. Matki Bożej Królowej. Fundatorem ziemi kościelnej był szlachcic Chodźko, a kościół został zbudowany w 1928 r. Początkowo planowano zbudować go z kamienia, w tym celu parafianie zwozili z okolic kamienie. Tymczasowo natomiast zbudowano drewnianą świątynię i taką ona pozostała po dziś dzień, a ze zwiezionych kamieni zostało wzniesione ogrodzenie. W głównym ołtarzu znajduje się kopia obrazu Matki Bożej Miłosierdzia (bez szat) z napisem "REGINA PACIS ORA PRO NOBIS" - "Królowo Pokoju módl się za nami". Jest to nowa wersja napisu, zmienionego z powodu konfliktu narodowościowego. Napis oryginalny brzmiał: "REGINA POLONE ORA PRO NOBIS".

Mieszkańcy dzisiejszej Tylży są ludźmi różnych narodowości: są to Polacy, Litwini, Rosjanie... Tylża leży w 15 km od Dryświat, w 4 km od granicy z Białorusią i w 2 km od granicy z Łotwą.

Ostatnią osobą, którą odwiedziliśmy podczas naszego wyjazdu, była p. Weronika Skórko (1918 r. ur.) ze wsi Burnie. Słuchając jej opowiadania uświadomiliśmy sobie, iż w pamięci osób starszych najbardziej znaczące piętno wycisnęła II wojna światowa, każdy miał coś do opowiedzenia z tamtych czasów.

Dobiegła końca nasza 3-dniowa podróż po ziemiach smołwieńskich, tylżewskich, turmonckich oraz dokumentowanie śladów polskich na tych terenach. Żegnając te strony, mające swój urok jak też dość bogatą historię, życzymy mieszkańcom nowych ekspedycji badawczych a także dalszego podtrzymywania polskości. Chcielibyśmy również złożyć podziękowanie dla Zarządu Głównego ZPL za możliwość udziału w realizacji projektu ochrony zabytków oraz udokumentowania polskich śladów i wsparcie finansowe naszego wyjazdu. Pani Weronice Bogdanowicz dziękujemy za współpracę i ciepłe przyjęcie, a wszystkim spotkanym osobom - za udzielenie informacji o śladach polskich w Turmoncie i okolicach.

Uczestnicy wyprawy

PS Chcemy zaznaczyć, że używana tu nazwa Turmont jest prawidłowa, gdyż tak się nazywała owa miejscowość do 1939 r., świadczy o tym przedwojenne zdjęcie stacji kolejowej z szyldem "Turmont".

Redakcja

* * *

Z poczty redakcyjnej

WSPANIAŁE KOLONIE

1 lipca rano wyruszyliśmy na kolonie do Polski, na które czekaliśmy przez cały rok. Wiedzieliśmy, że jedziemy do przygranicznego miasteczka, położonego nad jeziorem o tej samej nazwie - Gołdap. Jest to bardzo urocza miejscowość, którą nie ustawaliśmy zachwycać się w ciągu całego pobytu. Zamieszkaliśmy w schludnym i wygodnym internacie. Jego dyrekcja bardzo mile nas powitała, więc dobry nastrój dopisywał nam każdego dnia.

Jak tylko na bezchmurnym niebie pojawiało się słoneczko, śpieszyliśmy nad jezioro, gdzie spędziliśmy wiele miłych chwil. Wieczorami zaś bawiliśmy się na dyskotece lub przy ognisku, uczyliśmy się polskich piosenek, a skrzypce i gitary towarzyszyły nam zarówno podczas zabaw jak i podczas podróży po ziemi suwalskiej. Najbardziej pozostały w pamięci wycieczki do Świętej Lipki i do Warszawy. Zapoznać się ze stolicą Polski było marzeniem każdego. Tego lata dla nas ono się spełniło: mieliśmy okazję zwiedzić warszawską Starówkę, a pod kolumną Zygmunta zrobić pamiątkowe zdjęcie. Nowoczesne dzielnice polskiej stolicy również pozostawiły duże wrażenie.

Gdy dowiedzieliśmy się o przyjeździe na obóz sponsorów naszego pobytu w Polsce, postanowiliśmy na znak wdzięczności zorganizować dla nich koncert. Śpiewaliśmy na scenie polskie i litewskie piosenki, chłopacy grali na skrzypcach i gitarach, dziewczęta tańczyły, deklamowaliśmy wiersze. Tylko w ten sposób mogliśmy podziękować sponsorom naszych wspaniałych kolonii.

Przebywając na koloniach bardzo ze sobą zaprzyjaźniliśmy się, chociaż przyjechaliśmy z różnych miast Litwy: Wisagini, Kowna, Kiejdan, Kłajpedy i Szyłute. A gdy nadszedł czas pożegnania, w oczach wielu z nas zabłysły łzy. Pozostaje żywić nadzieję, że w przyszłości jeszcze się spotkamy.

Pobyt na koloniach dopomógł nam bliżej zapoznać się z historią i geografią Polski. Tu spotkaliśmy miłych ludzi, dzięki pomocy których mogliśmy także pogłębić swą wiedzę językową.

W imieniu wszystkich uczestników kolonii w Gołdapi chcę serdecznie podziękować organizatorom i sponsorom, którzy przyczynili się do organizacji, dzięki czemu dzieci z Litwy miały tak wspaniałe wakacje.

Irena Judżentyté

uczennica kl. 4 niedzielnej szkółki języka polskiego w Szilute

PODZIĘKOWANIE

Rodzice - członkowie koła ZPL "Zorza" w Wisagini składają wyrazy podziękowania Zarządowi Głównemu ZPL, Stowarzyszeniu "Wspólnota Polska" oraz opiekunkom grupy paniom Wandzie Gołubiewej i Kamili Kurcewicz za umożliwienie wyjazdu ich dzieciom do Polski i niezapomniany 2-tygodniowy pobyt w Krakowie.

Od 20 lipca do 1 sierpnia dzieci miały wyjątkową możliwość wraz ze swymi rówieśnikami z Ukrainy, Rosji i Białorusi poznawać piękno południa Polski oraz ciekawie spędzać czas. Zwiedziły zabytkową kopalnię soli w Wieliczce, Wawel, kościół Mariacki i Starówkę krakowską, w Częstochowie modliły się przed Madonną Jasnogórską. Mogły też korzystać z basenu, oglądać filmy stereo, zwiedzić akwapark, a także uczestniczyć w rozmaitych grach i konkursach oraz występować w przedstawieniu "Lajkonik". Dzieci wróciły do domu pełni wrażeń, z nagrodami i prezentami w postaci książek i innych upominków. Serdeczne "Bóg zapłać" wszystkim, kto przyczynił się do ich wyjazdu!

<<<Wstecz